Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-04-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2046 |
Waran poruszał się teraz dość szybko i równie szybko pokonaliśmy odcinek drogi, który jeszcze znałem. Teraz rozpoczęło się znane nielicznym pustkowie, bowiem, jak już wspominałem, osiedliliśmy się w najdalej wysuniętej od centrum Urm wiosce, bardzo odległej od stolicy prowincji Ran Reegro. Po godzinie brnęliśmy w strugach ulewnego deszczu, pośród monotonnego krajobrazu traw i bagien, napotykając jedynie gdzieniegdzie skupiska niewysokich skał i karłowatych drzew, ustawicznie poganiani przez smagający niczym bicz nasze ciała wiatr i niską temperaturę. Trzęsawiska wypuszczały wręcz ogromne ilości wodoru, który w kilku miejscach ulegał samozapłonowi. Stada potężnych ropuch ginęły z cichym mlaśnięciem pod łapami pokonującego przestrzeń warana. Chare dygotał z zimna na całym ciele, z wdziękiem starając się dotrzymać kroku coraz szybciej umykającemu od zdradzieckich trzęsawisk gadowi.
Kapra przebudziła się wreszcie około południa. Przesiąknięta do szpiku kości głośno kichała, jednocześnie dygocząc i szczękając zębami. Ja natomiast, skulony na grzbiecie warana w wygodnym siodle, pochłonięty byłem analizą wydarzeń kilku ostatnich dni. Wszystko toczyło się jakby tuż obok mnie a ja nie miałem żadnego wpływu na bieg wydarzeń i czułem się przez to jakiś nieswój. Mijały po sobie następne godziny, a krajobraz stawał się, moim zdaniem, coraz bardziej nieprzyjazny. Kapra nadal milczała, próbując zakryć jakimiś szmatami zupełnie przemoczone nogi. Wokół nas kłębiły się opary dusznych, trujących, wodorowych mgieł, karłowate ostrokrzewy kaleczyły stopy a lowowaty deszcz, siekący wszystko jakby z ustokrotnioną siłą, wciskał się dosłownie wszędzie, boleśnie raniąc usiłujące odnaleźć drogę wśród wszechobecnego półmroku i tak już zmęczone oczy.
Znudzony monotonną podróżą i widokami przede mną chyba musiałem na chwilę się zdrzemnąć i nie wiem, ile czasu śniłem, ale był to mój wielki błąd. Ten sen trwał nie wiecej jak zaledwie trzy anzy. Poczułem jedynie gwałtowne szarpnięcie za ramię i w pełni jeszcze nie przebudzony doznałem potężnego uderzenia w klatkę piersiową, tak silnego, że nie mogłem złapać oddechu. Jakiś zwalisty kształt, z siłą cyklopów dźwigających górę, wbił mi jakiś bliżej nieokreślony, tępy przedmiot pod żebra i cicho zacharczał :
- Nie ruszaj się, jeśli chcesz żyć !
cdn...
oceny: bezbłędne / znakomite
z m i e n n o c i e p l n e
co oznacza, że ich ciało ma taką temperaturę, jak otoczenie. Z tego względu wszystkie żółwie, węże, jaszczurki (waran jest jaszczurką) na czas zimy zapadają w hibernację