Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-04-05 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2457 |
Kiedyś siedziałam sobie w cieniku pod palmami ze śpiącą słodko malusią Marijką na ręku na jednej z wielu na S`Escorxador ławeczek i chciał nie chciał obserwowałam - jak wielu innych siedzących obok Hiszpanów - zajęcia jakiejś grupy studentów? młodzieży wyzwolonej jakiejś? na tzw. przerwie w obecności też palącego *wykładowcy* bez krępacji sztachali się... aż do extazy?? więc, mam nadzieję, byli już *dorośli*... co nie zawsze - niestety, niestety - nie zawsze koresponduje z jakąkolwiek dorosłością czy, szerzej, z rozumem choć jakimś...
Pan nauczyciel miał - jako artystyczny swój pedagogiczny wyróżnik - miał z tyłu głowy awangardowego *kitka* i monstrualną reklamówkę, z której już na początku zajęć rozdał swoim podopiecznym materacyki dmuchane pod pupę... i każdy z nich sobie ten materacyk nadmuchał (panowie również dmuchali pojedynczym w grupie dziewczynom :) po czym studenci rozsiedli się na nich wprost na ziemi i na kolanach *po turecku* rozłożyli swoje teczki rysunkowe. W skupieniu wysłuchali gadki p. psora a później zaczęli coś szkicować/rysować i swobodnie ze sobą na głos gwarzyć.
Tymczasem ich *pan z kitkiem*... wyjął komórkę - i nuże! smsować i wydzwaniać! na zajęciach?? Spacerował sobie przez resztę tych warsztatów przed grupą tam i z powrotem (dobrze, że całkiem sobie nie poszedł) i nawijał! nawijał! W pewnej chwili podszedł, wciąż tak nawijając, do pobliskiego... kosza na śmieci (o, rajuśku...) i zaczął w nim grzebać?? Grzebał tak i grzebał, w końcu wyłowił stamtąd jakieś puste pudełko - i z tym pudełkiem podszedł (wciąż szu-szu-szu! z kimś przez komórkę gadając) do jednej z dziewczyn, a ta włożyła tam jakieś skrawki i resztki - może wypluwki i ogryzki? - po czym ten - cały czas szu-szu-szu! marudząc, odniósł to wszystko... z powrotem do tego kosza... Jaki gentleman, Mamuniu moja złota...
Wyraźnie widzieliśmy, że babeczki sobie coś na tych materacykach pogryzały, no, i w ogóle atmosfera była na artystycznym luzie; jeden z kolegów przyszedł grubo *po dzwonku* - i też było OK; nie słyszałam, żeby p. psor się jakoś zapienił czy coś. Obecność sprawdził dopiero na końcu (może wytrwale czekał na tych kolejnych spóźnialskich!) - i tak sprawdzał, jakby pierwszy raz w życiu swoich uczniów widział: wywoływał każdego po nazwisku, a oni, jak te dzieci, podnosili rękę, jak w przedszkolu. Nie prościej było wszystkich porachować i spytać, kogo nie ma?
Epilog? Dzisiaj, tydzień później, spotkałam w tym samym miejscu trzy dziewczyny na nadmuchiwanych materacykach, pochylone po turecku nad tą samą perspektywą. Pewnie zbyt wiele czasu wtedy poświęciły na pogryzki i te pogaduchy - i nie zaliczyły tamtej pracy. Więc musiały to zrobić jeszcze raz. Same. Za karę!
12 listopada 2006 r. ` Palma
Kobiety palą tutaj - co dla nas zza Odry i nie dziwota - papierosy. Faceci na ogół też tylko to. Ale są też i tacy, zapewne z górniejszej już półki, co z tym wdziękiem nieodpartym Al Capone`a palą... cygara. Widział ktoś u nas coś podobnego?? Kubańskie cygara, najdroższe na świecie podobno, są robione ręcznie, palcami, od tysiącleci może nawet?? Tytoń - to roślina, jak kukurydza, kartofle czy pomidory, rosnąca pierwotnie wyłącznie w Ameryce.
Na Majorce widuję na ulicach takich gościów, co te cygara palą. Zapach tych cygar, kiedy się z tym Al Capone`m jak w tym filmie mijamy, jest z niczym nie porównywalny... Zawsze mam wtedy gęsią skórkę...
Niektóre tutejsze *damy*, osobliwie te starszej już daty, okropne brzydule często, niestety (Hiszpanie w swej masie... nie są urodziwi) - te babule z nosem Jagi Baby - wszędzie noszą ze sobą wachlarze nawet o poranku czy wieczorkiem, gdy nie ma już upału, i zawzięcie *nerwowo* się nim wachlują... Takie elegantki prosto z obrazów Mourillo`a... Jak dobrze, że jest jakieś continuum, pałeczka tych pokoleń - ten np. wachlarz, ocalony z mroków przeszłości, by się wyróżniać, zaskakiwać nas - obcych, zachwycać...
Hiszpania prawdziwa - nie ta wynarodowiona, kosmopolityczna, z wielkim kapitałem nawet w Argentynie i nie ta, opływająca we wszelki dostatek, zapuszczająca swoje dalekie korzenie byle *biedronkami* w dalekiej het! nawet takiej Polsce - ta Hiszpania ze starymi uliczkami na peryferiach wielkiego high life`u - to kraj zwyczajnych szarych ludzi, z trudem, jak my, przedzierających się przez znoje żywota. Myślałam, że będzie tutaj bardziej kolorowo, radośniej, tymczasem do tego wesela daleko... Majorka jedynie na widokówkach i z perspektywy tarasów hotelowych jest *fantastyczna*...
Wybieram się dzisiaj - jest niedziela, i pan Bezimienny na łono rodziny już wczoraj zjechał - wybieram się na daleki spacer het! na północ, poza miasto. Zobaczymy, jak jest na tzw. prowincji...
oceny: bezbłędne / znakomite