Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-06-23 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2199 |
CZERWCOWY SPACER PO PRACĘ
Kolejny raz szef nie przedłużył mi umowy i znów trzeba rozejrzeć się za nową posadą. Nie jest to miła sytuacja. To znaczy: trzeba/ nie trzeba – ale ja lubię pracować i takiego przymusowego czasu wolnego jest zbyt wiele jak na moje potrzeby. Więc dla mnie lepiej pracować. Ruszyłem , aby znaleźć nową posadę.
Punkt początkowy to Miejski Urząd Pracy. Zarejestrować się, by być ubezpieczonym i, w razie czego, dostać zasiłek. Choć mam nadzieję, że tak jak poprzednio, nie zdołam dostać zasiłku, bo pracę znajdę, zanim zasiłek wpłynie na konto. No i nachalna propaganda płynąca z mediów, że to czas pracownika i pracodawcy szukają wielu, wielu takich inteligentnych fizoli jak ja. To jednak nie jest prawda. Gdybyś chciał być dupkiem, to praca za 2000 brutto czeka na ciebie. Bo pracodawcy wciąż najbardziej oczekują na pracowników, którzy długo szukali pracy, są zdesperowani i, jak to określił mój kolega, kiedy każą im grzebać w gównie, to będą mówić, że im pachnie. Więc kiedy dopada mnie spadek samooceny i utrata wiary w znalezienie pracy za godziwą płacę i w takim nastroju rozmawiam z potencjalnym pracodawcą, to są oni potem bardzo rozczarowani, gdy po rozmowie nie daję znaku życia, nie wracam. Można się narobić, zmęczyć, ale żeby to miało sens i wymierne finansowo efekty.
W MUP jest tablica interaktywna z ofertami, gdzie wyświetlane oferty można sobie wydrukować z zestawem informacji podanych przez pracodawcę. Byłem też w PUP –ie, a tam perełka: stanowisko – kelner, nazwa zawodu –tartacznik.
Z plikiem wydrukowanych ofert wyruszam na szlak. Nie mam nic przeciw przebranżowieniu się i chętnie, mimo wieku, nauczę się czegoś nowego. Dziś jednak pracodawcy szukają tych, którzy już od razu, na dzień dobry orientują się w temacie. Nie takich, którzy przez tydzień lub dwa będą uczeni przez kolegów, a tempo pracy w tym czasie przez to zwolni. Jeden z moich byłych pracodawców wykorzystał moment, kiedy kończyły mi się uprawnienia SEP –wskie, a miałem D i E II i III grupy, i nie przedłużył mi umowy, a także nie wysłał na egzamin. Przedłużenie tego rodzaju uprawnień – to nie jest usankcjonowane w żaden sposób, ale zwyczajowo przyjęte – należy do pracodawcy, nie do pracownika. Ja do dziś mówię o nim per chiński Żyd, bo, mimo, że Polak i katolik, to obie wspomniane nacje mogłyby się wiele od niego nauczyć. Chciałem zmienić ekosystem, a zarazem nie było mnie stać na samodzielne przedłużenie uprawnień – 4 wkładki, a każda za 10% najniższej krajowej to dziś 800 złotych, a wtedy niewiele mniej.
Ofert na pierwszy rzut oka atrakcyjnych jest co najmniej kilka. Patrzę na ecie pecie przede wszystkim. Bo utknąć w jakimś nisko płatnym miejscu jest łatwo, ale trudno się stamtąd wyrwać potem. I jest! jest! taka oferta ze stawką godzinową – od 19 złotych. Umawiam się z kierownikiem odpowiedzialnym za rekrutację i jadę na rozmowę. Kiedyś zachęcano potencjalnych: przyjdź do nas pracować. A dziś, i nie pierwszy raz się z tym spotykam, potencjalny pracodawca w osobie kierownika produkcji zniechęca: praca brudna, ciężka. Trzeba udowodnić, że chce się pracować akurat tutaj. A baba w urzędzie pracy straszy: skierować pana do wytwórni zniczy?! Więc rozmawiam z kierownikiem. Praca: laminator. Syf i smród. Wysiłek fizyczny niewielki, ale substancje z jakimi się stykasz to gruba historia. Styren. Nie jestem uczulony i mnie to nie przeraża, ale ujawniam, że oferta mnie urzekła ze względu na wysokość stawki godzinowej. I pokazuję mu wydruk z tablicy w MUP – pie. Co? – jest zdziwiony. U nas nikt takich stawek nie ma. Nie ma też odzewu ze strony firmy na moją kandydaturę.
A potem udaję się pieszo do innej firmy specjalizującej się w handlu artykułami metalowymi. Per pedes, by sprawdzić, czy mogę tam docierać i wracać pieszo. Nie, godzina w jedną stronę to zbyt daleko, więc trzeba dojeżdżać. Kierownik produkcji fajny i miły – ja oczywiście nie mówię, że o firmie poczytałem opinie w Internecie, a te są szokujące. Pierwszy miesiąc to umowa zlecenie, a 3 kolejne miesiące to okres próbny za normalną pensję. Umowa zlecenie jest za 13 złotych brrrr, a potem podwyżka, czyli 2180 brrrr. Mega atrakcyjne. Raczy mnie opowieścią, jak to pracownicy uciekają do lepszych miejsc, a potem wracają, bo tam jest gorzej. Wiem, że da się znaleźć gorszą pracę, ale to jak trafienie w totka. Mówię, że dam znać, ale oszukuję go. Tą firmę trzeba omijać.
Dobra, to co lubię to gitary. Monter konstrukcji stalowych. Ale słabo u mnie z czytaniem rysunku technicznego. To znaczy jak przychodzi co do czego to sobie z tym radzę, ale na tych rozmowach dają rysunek, ale nie pokazują konkretu. Więc od razu mówię, że u mnie słabo. Ale okazuje się, że coś tam dziamię w temacie. I jestem w takiej firmie. No, no, no – a ja ich ogłoszenia widzę od pół roku ( wcześniej się nie przyglądałem) – oferowana stawka rośnie z miesiąca na miesiąc. Rozmowa. Z rysunkiem słabo, chęci do pracy są. Szukamy kompromisu. Oferowali 15 złotych, a jak u mnie słabo z rysunkiem to dają dychę. Zarejestrowany w urzędzie? To jakby pan sobie załatwił staż. Ja, że czemu nie, zapytam. Bez stażu też chcieli na początek umowa zlecenie, a dopiero po miesiącu okres próbny. No dobra, idę znów, drugi tego dnia raz do urzędu zapytać się o ten staż. Po drodze siadam na ławce w cieniu zapalić papierosa i zrobić sobie pauzę. I patrzę na telefon. Nieodebrane połączenie – szum samochodów mógł mi zagłuszyć. Dzwonię. Jest pan jeszcze zainteresowany? – dzwoni firma, do której papiery złożyłem czas jakiś temu. Pewnie, że tak. Nie ma jej w ofercie biura pracy, bo płacą lepiej niż przeciętnie w okolicy. No i oferują siłownię w pracy, więc po można spełniać się intelektualnie, artystycznie, itd. Pewnie, że jestem zainteresowany.
Zamylam i tworzę, kiedy dzwonię do firmy od konstrukcji, że w środę jak tylko MUP mnie sprofiluje, to staż jest do załatwienia. Nie zrozumieliśmy się jednak co do celu tych działań. Do mnie już dzwoniła ta lepsza firma, a że termin stawiennictwa w MUP MUP MUP mam na środę, a jest poniedziałek to ja sobie po prostu dałem dystans na tą trudną rozmowę i powiedzenie, że ich oferta jest nieatrakcyjna. Oni mówią, że skoro tak, to mógłbym przyjść już jutro, a te staże poczekają. Ja na to, że zróbmy to formalnie. Oni na to, że dobra.
Jak już w środę mam skierowanie na badania z tej lepszej firmy, to dzwonię do tych od konstrukcji: przyzwoitość nakazuje – nie pójdziemy razem. Mówię, że pytałem o ten staż. A potem dzwoni sam prezes i mówi, że wie, że ten staż to zgłasza pracodawca. Ale musi mieć chętnego. To ja miałbym być tym chętnym na staż? Pani w biurze mówi, że taki delikwent nic firmę nie kosztuje, a pytam mając już w ręku skierowanie na badania. Do tam gdzie jest lepiej. Bo przecież chyba o to chodzi, żeby pracownik pracował z zapałem, co przełoży się na efekty pracy, z czego z kolei ucieszy się pracodawca.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / znakomite
Nie zgadzam się natomiast z moim przedmówcą, który napisał, że tekst pozwoli "porównać jak to było onegdaj". Sądzę, że jak było onegdaj, czyli przedwczoraj, każdy sprawny człowiek pamięta. Może natomiast nie pamiętać, jak było ongiś.
W tekście dostrzegłem sporo błędów technicznych dotyczących spacji. Są zbędne spacje przed przecinkami, po nawiasie otwierającym, po ukośniku, brakuje spacji przed i po myślniku. Zbędny przecinek przed: że (mimo, że). Brakuje przecinków przed: to sobie, mając. Tę rozmowę, a nie "tą" rozmowę.