Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-08-05 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1976 |
Dizzy uciekł z miejsca zbrodni. Sam nie wiedział, co dokładnie się stało. Zobaczył swojego kumpla Kettla, a potem jakby spod ziemi wyrósł przed nim także nieznajomy facet w płaszczu i kapeluszu. Po chwili Kettle upadł na podłogę bez tchu. W ręku obcego znajdowała się broń podobna do pistoletu, ale nawet nie słychać było strzału. Dizzy ratował się ucieczką, wyskakując przez okno i mając nadzieję, że gliniarz pospieszy mu na ratunek. Rozbił sobie kolano, nie miało to jednak żadnego znaczenia. Dobiegł do radiowozu, ale w środku nikogo nie było. Pewnie gliniarz poszedł po pączki. Punk musiał zniknąć i to jak najszybciej. Miał ochotę walczyć i pomścić przyjaciela, jednak nie miało to sensu. Przeciwnik dysponował znacznie silniejszą bonią. Jak na złość mało ludzi chodziło ulicami, nie było jak wmieszać się w tłum. Zapewne ten potworny skwar trzymał ich w domach. Tymczasem z kamienicy wyszedł Pan K. i pospieszył za Dizzym. Ten niewiele myśląc, skręcił w boczną alejkę, przebiegł kilkanaście metrów i zdał sobie sprawę, że znalazł się w ślepej uliczce. U wejścia do zaułka pojawiła się postać w płaszczu i kapeluszu.
- Posłuchaj, możemy się dogadać – zaczął Dizzy, ale wiedział, że to bezcelowe. Jego przeciwnik wyciągnął rękę, trzymając broń wycelowaną prosto w punka. To koniec.
- Rzuć to! – rozległ się głos za Panem K. Jakaś postać przybyła na ratunek Dizzy’emu. To chyba gliniarz. Pan K. odwrócił się bardzo szybko. Nie było słychać wystrzału, a zaskoczony policjant osunął się na ziemię. Następnie nieznajomy w płaszczu i kapeluszu powoli odszedł. Dizzy nie mógł w to uwierzyć. To pułapka, na pewno. Zbliżył się do leżącego funkcjonariusza, rozejrzał się i podniósł jego pistolet. Przynajmniej będzie miał się, czym bronić.
- Aaa, on zabił policjanta! – wykrzyknął ktoś.
- Nie, to nie tak.
Na ulicy stało dużo osób. Na widok punka z pistoletem wszyscy uciekli w popłochu.
- Naprawdę, to nie tak! – krzyczał Dizzy, machając bronią. Zobaczył, że z naprzeciwka nadchodzi już Frank z gliniarzami.
*****
- Mamy dwa trupy i jednego podejrzanego świadka – powiedział Frank do Dizzy’ego. – Zabrałeś gliniarzowi gnata i latałeś z nim po całym mieście, terroryzując mieszkańców. Tak było?
- Niezupełnie.
- Tak było. Masz szczęście, że ten cały Pan K. używa odmiennego rodzaju broni, bo inaczej byśmy rozmawiali. Mogę sobie nawet myśleć, że jesteś niewinny, ale co z tego? Za dużo dowodów wskazuje na ciebie, jako winowajcę tego zamieszania.
- To nie ja.
- Nie mamy o czym gadać. Zabrać go na przesłuchanie! – rozkazał Frank. – Już jesteś udupiony, koleś.
Gliniarz napił się kawy z filiżanki, przejrzał raporty, a potem otrzymał informację, że punk uciekł.
- Co zrobił? – zakrzyknął Frank i parsknął kawą w twarz gliniarza, który przyniósł mu złą wiadomość.
- No, wyrwał się nam i w ogóle.
- Dopadnijcie go i to natychmiast!
******
Dizzy znów musiał uciekać, tym razem przed stróżami prawa i w kajdankach. Biegł tak długo, aż spostrzegł, że nie rozpoznaje terenu. W okolicy dominowały niewielkie domki. Zgubił się. Teren wydawał się dosyć odludny, odpowiedni na zasadzkę. Pan K. wyszedł zza rogu jednego z budynków i stanął naprzeciwko Dizzy’ego.
- Znów się spotykamy – powiedział. – Tym razem nie muszę udawać, bo nikt nie przybiegnie ci na ratunek.
- Ten głos…
Nieznajomy zrzucił kapelusz, ściągnął też chustę zasłaniającą usta. Przed Dizzym stał teraz jego dawny przyjaciel, Kettle. Na głowie nie miał już irokeza, ostrzygł się na krótko.
- Ty żyjesz? – zapytał Dizzy z niedowierzaniem.
- Jak widać. A tamten punk był trochę do mnie podobny, więc go wykorzystałem. I tak nie miałeś czasu, żeby mu się przyglądać.
- Dlaczego to robisz?
- Myślisz, że będę ci się tłumaczył? Chciałem, żebyś się zdziwił. W takie samo niedowierzanie wpadali inni, których załatwiałem, gdy odkrywali, że to ja jestem Panem K. Nazwij to szaleństwem. Mi to i tak jest obojętne. Zmieniłem styl, widzisz?
Przejechał dłonią po wygolonej głowie.
- Teraz jestem skinem, a oni nienawidzą punków.
- Kompletnie zwariowałeś.
- Może, ale całkiem sprytnie to zaplanowałem. Moi kumple dali mi tę fajną broń.
Kettle wyjął niewielki niby-pistolecik i wycelował w Dizzy’ego.
- Masz jakieś ostatnie życzenie?
- Tak, żebyś zniknął.
- No, zaraz zniknę, ale ty dużo wcześniej.
Dizzy’emu znów dopisało szczęście, bo niezwykła broń Pana K. nie zadziałała. Mimo że napastnik wciskał spust, nic się nie działo.
- Co jest, do cholery? – warknął wkurzony.
Dizzy wyczuł, że nadarzyła się okazja do ucieczki. Nie miał zamiaru czekać, aż coś zaskoczy. Obejrzał się. Pan K. dalej męczył się z bronią, nie mogąc nic zrobić.
- Pieprzony prototyp. Nie tak to miało wyglądać. Co jest? Aaaargh!
Napastnik upadł na ziemię, porażony własną bronią. Dizzy byłby się uśmiechnął, gdyby w tym samym momencie nie przywalił w mur.
******
- Słyszszsz..
Dźwięki z trudem docierały do obolałej głowy Dizzy’ego. Chyba stracił kilka zębów. Już nigdy więcej oglądania się za siebie.
- Szszszzzzzz. Słyszysz mnie?
Obrazy powoli wracały. Zobaczył twarz pochylającego się nad nim gliniarza. To był ten cały Frank. Złapali mnie i teraz skończę w pierdlu – pomyślał Dizzy.
- Nie martw się, nie skończysz w pierdlu – odparł mu policjant. - Znaleźliśmy Pana K. Z uwagi na to, ile przeżyłeś, rozgrzeszam cię.
- Dzię… Dziękuję.
- A teraz wstawaj i stąd spieprzaj. Nigdy cię tu nie było.
- A co z zeznaniami?
- Wszystko już zostało spisane, trochę podkoloryzowaliśmy, ale to nie twoja sprawa. Naprawdę mi ciebie szkoda.
- Czyli mogę odejść?
- Jasne, że nie, draniu. Żartowałem. Wsiadaj do radiowozu. Sędzia musi zobaczyć twoją paskudną facjatę, a potem dostaniesz wyrok za kradzież broni i ucieczkę funkcjonariuszom.
A tak poza tym, to się ciesz Wywinąłeś się Panu K.
- To był Kettle.
- Ten twój znajomy? Ciekawe, ale to akurat już my ustalimy.
Dizzy znów został zabrany przez policję, ale tym razem już nie musiał obawiać się Pana K. Chyba…
oceny: bezbłędne / znakomite
Ps. Cały świat stoi na głowie. Naszej.
powiem tak: przeczytałem całość; początek zaskakuje wciąga i zastanawia. W mym odczuciu to prawdziwy kryminał – nie komedia – i to mi się podoba. Rozwiązanie jednak rozczarowuje… Masz umiejętność, lecz brak było pomysłu. Dobrze by było mieć jakiś pomysł na ciekawy zwrot akcji, albo jakieś nietypowe morderstwo, czy szczegóły śledztwa.
Lekko irytują też mnie, te ciągłe szczeniackie narzekanie na policję. Właściwie rzecz biorąc, tylko o tym jest to opowiadanie. Nie ma żadnego innego sensowniejszego przesłania.
Tak, czy siak, umiarkowanie mi się podobało. Pisz, myśl jednak nad przekazem i mocniej rozłóż skrzydła, zamiast urywać głowę powieści zanim na dobre się zacznie.
Pozdrawiam,
Ten Śmiertelny