Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-07-30 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1687 |
Frank siedział w nieoznakowanym radiowozie, popijając oranżadę i obserwując kamienicę, w której mieszkał punk. Nagle zatrzeszczało policyjne radio.
- Co tam, Frank?
- Siedzę przed domem tego szczyla. Na razie cisza, spokój.
- Raportuj, gdy coś się wydarzy.
- Ta, stary, przecież mnie znasz.
Skwar lał się z nieba. Frankowi mocno przygrzewało w metalowej puszce, ale przynajmniej w mniejszym stopniu przyciągał wzrok postronnych osób.
- Upał jak w lipcu – stęknął i przypomniał sobie, że przecież nadal jest lipiec.
Za cztery godziny zmiana. Chociaż tyle, że nie będzie musiał siedzieć w podejrzanej dzielnicy w nocy. To dopiero by było przerąbane.
Obok jego samochodu przeszły dwie lasencje w spódnicach mini. Frank na chwilę zawiesił na nie wzrok i nie zauważył, jak facet w brązowym płaszczu i kapeluszu wyłonił się z bocznej uliczki i szybkim krokiem wszedł do kamienicy Dizzy’ego. Frank oczywiście po paru sekundach znów bacznie obserwował okolicę, ale wystarczyła chwila nieuwagi, by nie udało mu się dopaść Pana K. i zapobiec temu, co miało nadejść.
*******
Dizzy posiadał swój własny punkt obserwacyjny z okna kamienicy. Nie dostrzegł jednak wchodzącego nieznajomego, za to doskonale widział samochód i siedzącego w nim gliniarza. Ci policjanci to amatorzy, pomyślał.
Wtedy ktoś zastukał do drzwi. Dizzy zbliżył się do nich i nasłuchiwał.
- Kto tam?
Nikt nie odpowiedział, tylko ponownie rozległo się stukanie.
- Nie myśl, że cię wpuszczę, jeśli cię nie znam.
- To ja, Kettle.
Dizzy rozpoznał głos dawno niewidzianego przyjaciela.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Wpuść mnie. Mam kłopoty.
Dizzy otworzył drzwi. Niestety nie czekało za nimi nic dobrego.
*******
„Posłuchajcie, kto do nas dzisiaj przyjechał. Sam Ted Orkin. Przywitajcie go brawami i nie wyłączajcie odbiorników.”
Frank wyłączył odbiornik. Miał dość pieprzenia różnych dziwnych ludzi, za którymi szaleli jeszcze dziwniejsi osobnicy.
- Ple, ple, ple. Sam też bym mógł występować w telewizji.
Z kamienicy dobiegł wrzask. Frank szybko wyskoczył z radiowozu i pobiegł sprawdzić, co się stało. Na korytarzu stała starsza kobieta i wrzeszczała wniebogłosy. Drzwi do mieszkania punka były szeroko otwarte, a na progu leżał jakiś inny koleś z irokezem na głowie. Frank odwrócił wzrok. Zabójca znów go ubiegł.
- Co tu się stało? – zapytał kobiety.
- Ja… nie wiem. Dopiero co opuściłam mieszkanie i…
- Dobrze, niech pani wraca do siebie i na razie tam zostanie.
Po chwili zjawiła się dziewczyna Dizzy’ego. Pewnie usłyszała krzyk i od razu przybiegła.
- O nie, to Kettle – szepnęła, patrząc na ciało punka.
- Kto taki?
- Kolega Dizzy’ego. A co z moim chłopakiem?
- Wygląda na to, że uciekł. Nie wiem, gdzie teraz przebywa. Okno w jego mieszkaniu jest otwarte, musiał wyskoczyć.
- Chyba nie myśli pan, że on...
- Nie wiem, ale możliwe, że była tu jeszcze jedna osoba, nasz osławiony Pan K. Może nawet teraz ścigać twojego chłopaka albo już go załatwił.
- O nie!
- Proszę się nie denerwować, ustalimy wszystko. Zaraz zorganizuję poszukiwania. To nie przelewki. Jeśli twój chłopak się odezwie, proszę nas niezwłocznie poinformować.
- Oczywiście.
Rose rozpłakała się i odeszła. Frank wytarł nos. Zaczął się powoli poddawać, czując, że sprawa go przerasta. Psychopata wciąż był na wolności, a jego tożsamość pozostawała tajemnicą.
oceny: bezbłędne / znakomite