Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-11-01 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1584 |
Majka z Kaśką prężnym krokiem przemierzały ul. Św. Tomasza w kierunku Placu Szczepańskiego. Mimo wtorkowego wieczoru tłum na ulicach wyraźnie się zagęszczał i dziewczyny co chwilę wyłapywały zachwycone spojrzenia mijanych mężczyzn i zazdrosny wzrok ich wybranek. Fakt, prezentowały się znakomicie i doskonale o tym wiedziały. Tego wieczoru Majka miała na sobie czarną sukienkę do połowy uda z błyszczącymi się na niej cekinami i niezbyt wysokie, czerwone szpilki. Miała sto siedemdziesiąt trzy centymetry wzrostu toteż musiała się jakoś dopasować do niższej od siebie Kaśki, która przewyższała ją z kolei rozmiarem biustu. Majka z długimi nogami i zakrytym dekoltem, Kaśka w szpilach, czerwonej sukience i z wyeksponowanym biustem. Cóż, schodziło im dłużej w łazience, lecz efekt końcowy wart był kombinacji.
Pewny, sprężysty krok nie wzbudzał ani cienia wątpliwości, że ta para doskonale wie dokąd zmierza. Było tylko jedno miejsce od którego dziewczyny zaczynały imprezy.
Banialuka – miejsce, które każdy szanujący się student – i nie tylko – zna od wylewki pod mokasynami po sufit nad głową. Specyficzny lokal na rozrywkowej mapie Krakowa w którym za piwo czy pięćdziesiątkę wódki płacisz jedyne 4zł! Dziewczyny wiedziały, że nie była to knajpa w której spokojnie posiedzisz i porozmawiasz ze znajomymi. Nie. Do Banialuki wpadało się się by zaprawić się przed imprezą, lub też porządnie się po takowej dobić.
„Chodźmy się napić zanim pójdziemy się narąbać”.
W środku panował gwar i tłok. Dziewczynom cudem udało się dopchać do baru i zająć dwa akurat zwalniające się miejsca.
- Ale fart, co nie? - uradowana Kaśka właśnie sadzała pupę na drewnianym krzesełku – Piwo?
Majka ze zdziwieniem zmierzyła ją wzrokiem.
- Jak ty dziwnie wymawiasz słowo wódka – oznajmiła zszokowana. - Hey, pani barman, cztery wściekłe na cito!
Gęstniejący tłum z każdą sekundą zaczynał jakby coraz bardziej napierać na zajmujących miejsca przy barze gości i Majce wcale się to nie podobało. Było jej duszno, co chwilę czuła jakiś łokieć na plecach i absolutnie nie słyszała tego, co Kaśka od kilku minut do niej nawija. Nagle poczuła dłoń na swoim lewym biodrze.
- Przepraszam - odezwał się blondyn w rozpiętej prawie do pępka białej koszuli w jakieś wielbłądy. - To ci z tyłu tak się pchają.
Akurat.
- Lepiej poproś tych z tyłu żeby uważali, bo w mordę zarobią ci z przodu – Kaśka nie miała dziś dobrego humoru.
Od kilku tygodni żyła myślą, że niebawem wyjedzie na sesję zdjęciową do Meksyku i która okaże się przełomem w jej karierze fotografa. Myślała tylko o tym i nic innego zdawało się nie być ważne. Wczorajszy telefon jednak zmienił wszystko. Dobrze, że chociaż może wygadać się Majce.
- Napijmy się – Majka skorzystała z przerwy na oddech w monologu z którego i tak nic prawie nie usłyszała.
Nim zdążyły to zrobić poczuły na sobie kolejną falę rozentuzjazmowanego tłumu i kolejny raz pierwsze skrzypce grał blondyn z tymi swoimi wielbłądami. Dłoń Majki lepiła się od nadlanego drinka.
- Bardzo przepraszam. Taki tu dziś tłok mamy, że nie sposób się ruszyć.
- To postaraj się, bo jeszcze chwila i wejdziesz na mnie.
-Jego twarz zbliżyła się niebezpiecznie blisko jej ucha.
- A chcesz? - z ust waliło mu piwskiem i kebabem.
No, bez jaj.
- Ty chyba lubisz być bity – Kaśka odstawiła kieliszek na blat, lecz Majka zareagowała pierwsza.
Odsunęła insekta na długość ramienia po czym wstała odwracając się do niego tyłem.
- Spójrz – zgrabnym ruchem uniosła dół sukienki odsłaniając gołe pośladki na których bardzo trzeba byłoby się skupić by dojrzeć między nimi czarny koronkowy materiał. Oczy chłopaka omal nie eksplodowały – Widzisz? - pokiwał tępo głową – To teraz słuchaj. Dziewczyny z tyłkiem jak mój nie umawiają się z facetami z mordą jak twoja. Czaisz, compadre?
Jego stojący za nim równie oszołomieni pobratymcy parsknęli śmiechem. Kosz za trzy punkty. Majka dźgnęła go palcem w brzuch.
- A teraz idź być sobą gdzie indziej.
Niewykluczone, że Wielbłąd miał w zanadrzu adekwatną do zaistniałej sytuacji ripostę, lecz nim zdążył to zrobić tłum porwał go w najdalsze czeluści knajpy. Kaśka natomiast nie mogła opanować płynących ze śmiechu łez.
- Co za debil – wykrztusiła ledwo.
- W dupie go mam.
Kaśce na moment udało się opanować targające nią spazmy.
- Na pewno chciałby żeby tak było.
Po drugiej stronie placu, w zaparkowanym samochodzie, siedział mężczyzna, który ani na moment nie spuszczał wzroku z przeszklonych witryn Banialuki. Wkrótce czekało go mnóstwo pracy, lecz perspektywa osiągnięcia zamierzonego celu zdawała się być nader kusząca. Bez znaczenia ile będzie go to kosztować. W tym momencie jakiekolwiek koszta i straty materialne, czy też ludzkie zdawały się być jedynie mułem na dnie jeziora. Śladami opon, które jeśli wszystko się uda, pozostawi za sobą daleko w tyle. Wszystko od teraz było nic nieznaczącym gównem, a jedyne co się liczyło, jedyne co miało dla niego sens, od czterdziestu minut siedziało w tamtej knajpie.
Napiął mięśnie karku i intensywnym ruchem przekręcił głowę najpierw w lewo, później w prawo, aż do momentu poczucia przyjemnego zgrzytu między kręgami. Kurewsko cudowne uczucie. Zastanawiał się ile czasu jeszcze dziewczyny będą tam siedziały.
Pukanie do szyby wybiło go z zamyślenia. Przy drzwiach stał kelner z pobliskiej restauracji przed którą mężczyzna zaparkował. Jego czarny krawat pięknie kontrastował ze śnieżnobiałą koszulą i mężczyzna przez chwilę miał ochotę sięgnąć po niego, wciągnąć do samochodu, przerobić ryj na miazgę i upstrzyć biel kilkoma kroplami czerwieni w stylu Salvadora Dali.
Uchylił szybę.
- Przepraszam, ale to miejsce jest zarezerwowane dla restauracji. Jeżeli Pan chce to na Reformackiej jest parking.
Nim mężczyzna zdążył w jakikolwiek sposób zareagować przed Banialuką pojawił się powód jego istnienia. Sens życia i centrum wszechświata jak lubił o niej myśleć.
- Spierdalaj – rzucił krótko zamykając szybę.
Spoglądał jak rozmawia i śmieje się. Łapczywym wzrokiem chłonął jej rozwiane na wietrze kasztanowe włosy. W ustach czuł smak jej szminki. Oczami wyobraźni błądził dłońmi po jej rozpalonym i aksamitnym ciele. Przez moment myślał nawet, że wyjdzie i w tym momencie weźmie co jego. Ale nie. Nie, to jeszcze nie ta pora. Nie tutaj. Nie w ten sposób. Nie dziś.
Wkrótce.
Przyłożył aparat do twarzy, ustawił obiektyw i puścił kilka serii. Idealny dodatek na samotne wieczory. Wtem we wstecznym lusterku spostrzegł kelnera rozmawiającego ze strażnikiem miejskim. Niech to szlag – pomyślał. Jeszcze tego brakowało by go zauważono i plan spalił na panewce nim jeszcze wszedł w życie.
Wrzucił bieg i spokojnie odjechał. Mijając dziewczyny, mógłby przysiąc, że czuł zapach jej perfum La vie est belle.
Wkrótce, maleńka. Wkrótce.