Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-02-20 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1580 |
Rozdział II
Właściwie trudno nazwać to, co się działo u Piotrowskich w kolejnych tygodniach po zatrzymaniu Pawła. Kwestią czasu było wyjście całej prawdy na jaw. Po powrocie z komisariatu zachowywał się dość normalnie, nie zdradzał szczególnych oznak stresu. I to było najgorsze. Dał się namówić jeden jedyny raz na wizytę u psychologa. Poszedł z nimi bardziej dla świętego spokoju, żeby matka więcej nie ględziła, ale nie zgodził się na kontynuację. Twierdził, że nie potrzebuje wizyt, daje sobie radę i w ogóle wszystko jest ok. Zioło przestało go interesować, jednak odbierał liczne pogróżki i zapewnienia, że zapłaci za to, że się wysypał. Wziął na klatę nie tylko fakt wyciągnięcia go ze szkoły w kajdankach na oczach kilkuset chłopaków i dziewczyn, ale też wszystko to, co się wydarzyło na komisariacie.
Przesłuchanie…nikt nawet nie wspomniał o adwokacie z urzędu, z którym mógłby przedyskutować linię obrony. Jaki adwokat? Po co, skoro tak płynnie zdawał relację, mając pod nos podstawione rozmowy na priv wydrukowane z neta. W dniu zatrzymania wyciągnięci ze szkoły kumple w charakterze świadka też obesrali tyłki i śpiewali jak z nut, przyznając, że kupowali u niego. Ale to on miał wkrótce usłyszeć, że się rozjebał na psach. To jemu nie podawano ręki na przywitanie jeszcze przez najbliższe 1,5 roku, dając wiarę powszechnej wersji, że frajer wysypał kumpli. Nikt nie wiedział, że w przypadku dwóch świadków odwrócił zdarzenia i zeznał, że to on im udzielał, a nie oni jemu. Dla ścisłości nie było żadnych dowodów, nic nie znaleźli przy nim i podczas przeszukania domu. Nul, żadnej gandzi, bletek czy innych gadżetów do robienia skrętów. Czy to normalne w przypadku kogoś, kto dilował na dużą skalę?
Później matka jednego kolegi – adwokat – stwierdziła, że to niemożliwe, żeby postawili mu zarzuty. Jak? Bez dowodów? Jedynymi były wydruki z fejsa, zawierajace rozmowy ze znajomymi, w których mowa o gandzi. Gośka i Arek nie mieli już żadnych złudzeń co do tego, że Macheta nabił ich w butelkę. Paweł miał być rękojmią nietykalności Kaśki. Gwarancją, że jak młoda zobaczy, że to nie żarty, nie tylko przestanie się interesować ziołem, ale jeszcze puści Pawełka w trąbę. Poszła na świadka, choć zapis rozmów z Pawłem dostarczał dowodów, że nie miała czystych rączek. Tatuś wszystko skrzętnie obmyślił. Pozostawało jeszcze urobić starych Pawła, wmówić, że sytuacja jest beznadziejna i lepiej zgłosić to na policję, niż czekać aż wpadną, co miało, według Machety, niezwłocznie nastąpić.
Postanowili działać. Zatrzymanie nastąpiło we wtorek. W środę wyszedł, a w czwartek byli już u adwokata. Młody, ponoć dobry w tych sprawach, poprosił o protokół zatrzymania. Najbardziej interesowała go kwalifikacja czynu. Gośka rozłożyła ręce, Paweł niczego nie dostał. Żadnych dokumentów. Dla adwokata było to dość dziwne, bo to coś w rodzaju epikryzy dla pacjenta wychodzącego ze szpitala. Poza tym przy tak rażących uchybieniach w procedurach mogli składać zażalenie na zatrzymanie. Trzeba było działać, ale potrzebny był protokół zatrzymania. W piątek pojechali na komisariat. Okazało się jednak, że śledczy prowadzący sprawę przebywa na zwolnieniu. Co więcej, tylko on posiada klucze do pancernej szafy, w której znajdował się protokół. Gośka postanowiła się nie poddawać. Poprosiła o widzenie z szefem wydziały kryminalnego. Kiedy weszli z Pawłem do pokoju, siedział w fotelu. Na pospieszne tłumaczenie Gośki powodu ich obecności i prośby o pomoc w wydaniu niezbędnego dokumentu, rozłożył ręce, twierdząc, że nic nie jest w stanie zrobić. Wtedy już wiedziała, że to nie przypadek. Nie wydano dokumentów, asekurując się w ten sposób. Naczelnik nie podnosząc wzroku znad papierów rozłożonych na biurku, ze stoickim spokojem zawyrokował:
- W świetle prawa syn jest pełnoletni, właściwie pani nie powinno w ogóle tu być. Protokół zostanie wydany jak wróci ze zwolnienia pan taki a taki.
Pożegnali się pospiesznie i wyszli w obawie, że mogą jeszcze zaszkodzić. Tak, od tego czasu prócz poczucia, że zostali przez Machetę wychujani, nieustannie towarzyszył im strach o Pawła. Byli w potrzasku. Wiedzieli, że skierowanie sprawy przez Kraków do miejscowej policji, zachowanie policjantów podczas przesłuchania oraz obliczone na zwłokę działanie może oznaczać tylko jedno. „Nie fikajcie, bo jak zechcemy, znajdziemy lepsze paragrafy i go nie zobaczycie!”
Powoli zaczęli się oswajać z myślą, że stoją na przegranej pozycji. Macheta wykorzystał znajomości z „Krakowem”, który poradził mu jak załatwić sprawę. Oczywiście nie otrzymali w wymaganym terminie protokołu, nie mogli więc złożyć zażalenia na zatrzymanie. Pozostawało czekać na rozwój wypadków.
Te następowały w szalonym tempie.
Któregoś dnia Paweł wrócił ze spotkania z Kaśką. Wszedł do domu z wzrokiem pełnym nienawiści i oczami, w których gniew mieszał się z niedowierzaniem i zapytał:
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego? – powtórzył, wbiegając po schodach na górę. Gośka przypuszczała o co chodzi. Chciała się z tym zmierzyć, wyjaśnić, prosić o zrozumienie. Dzrwi trzasnęły jej przed nosem. Nacisnęła klamkę i weszła niepewnie do pokoju. Leżał na łóżku, tuląc małą poduszkę do piersi. Z oczu Pawła leciały łzy. Chciała go przytulić, powiedzieć jak bardzo byli głupi, dając wiarę Machecie. Przecież chcieli dobrze, zgodzili się na zatrzymanie, bo to miało dać szansę na mniejsze konsekwencje.
- Mamoooo – wyryczał - jak mogłaś to zrobić? Ty? Matka? Wydałaś mnie policji?
Gośka stała sparaliżowana. Dlaczego nie było teraz przy niej Arka? Był w pracy. Musiała reagować tu i teraz. Zaczęła spokojnym głosem tłumaczyć mu, jak Macheta przyjechał z żoną i pokazał im, znaczy rodzicom, zgrane rozmowy Pawła z Kaśką z priv, w których było mowa o tym, że bawi się w kombinowanie zioła. Jak poinformował ich, że już rozmawiał o tym ze znajomym wysoko postawionym policjantem z Krakowa, który zasugerował, że trzeba działać. Zostawienie tego jest niepoważne, bo tak czy inaczej wpadną i lepiej to zrobić teraz za ich wspólną zgodą. Trudno, poniosą konsekwencje, ale prawdopodobnie mniejsze, niż gdyby zostali przyłapani na gorącym uczynku…
Pawłowi nie mieściło się w głowie nie tyle to, co mówiła do niego matka, co fakt, że zgodzili się go wydać. Wiedzieli, że zostanie zatrzymany i nic mu nie powiedzieli. Żadnego ostrzeżenia, nic, co wskazywałoby, że taka sytuacja może mieć miejsce…
oceny: bezbłędne / znakomite