Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2010-12-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 4095 |
DWA KSIĘŻYCE
30 XI 2005
Dochodzi jedenasta. Ciemno. Ślisko. Marznący deszcz. Bezgłośnie powtarzam, żeby wbiło mi się w pamięć: to już koniec, to już koniec, to już koniec...! Muszę o tym pamiętać, bo gotowa byłabym zawrócić. To musi być koniec. Tak postanowiłam. Teraz jeszcze muszę w to uwierzyć. Dzwoni komórka. Machinalnie odbieram.
- Mróweczko! Błagam. Wracaj. Porozmawiajmy. Czekam. Przecież... - Palec odruchowo naciska czerwoną słuchawkę. Do domu jeszcze ponad 20 kilometrów. Telefon bez przerwy dzwoni. Ignoruję. Pewnie zaraz padnie bateria.
W DOMU
Pusto i zimno. Paweł śpi u mamy. Kot też. Kaloryfery zakręcone. Rozbieram się i rzucam na byle jak rozesłane łóżko. Zamykam oczy i słyszę mantrę: to już koniec, to już koniec, to już koniec...
Budzi mnie jakiś monotonny, równomierny dźwięk, który dobiega z wnętrza głowy: to już koniec, to już koniec, to już koniec... Jezu, spałam szesnaście godzin.
Odeszłam od Arka. Obiecałam sobie, że nie zabiję tej miłości, że będę ją pielęgnowała. Za bardzo chciałam. A teraz nie czuję nic. Nie chce mi się płakać. Nie mam ochoty się upić. Nic mi się nie chce. Nawet spać. Leżę w ciszy. Po pilota musiałabym wstać. Zimno. Naciągam kołdrę pod nos. Nie włączyłam kaloryferów. Bateria w telefonie nie wytrzymała i nie mam kontaktu ze światem. Nie mam też pewności czy świat chce mieć kontakt ze mną. Niech tak na razie zostanie.
Ona ma nad nim władzę. Ja tylko kocham. Chciał nas obie, nie dokonał wyboru. Typowa Waga. Nigdy nie potrafił podjąć żadnej decyzji. Nigdy też nie pozwolił by ktoś inny za niego zdecydował. My zdecydowałyśmy za siebie. Ja odeszłam - ona została. Jestem wolna, czuję się silna. Wytrwam.
BRĄZOWE OCZY
Te piękne brązowe oczy o łagodnym, czułym spojrzeniu utkwiły mi pod powiekami i szukam ich bezwiednie. Te piękne wypielęgnowane ręce dotykały mnie delikatnie i jednocześnie mocno, jakby mówiły: zamykam Cię w sobie, jesteś moja, nigdy Cię nie puszczę.
ONA
Jak ja jej nienawidzę. Zawładnęła nim, odebrała mu wolę. Stała się najważniejsza i najpożądańsza. Zaraz po niej byłam ja. Ona gasiła ciepło w brązie jego tęczówek. Stawały się zimne i szkliste. Nadawała jego dotykowi brutalność. Mój cudowny brunet, czuły kochanek o fantazji i temperamencie południowca zbladł dzięki niej i stracił swój ogień. Stał się bezwolnym wykonawcą jej pragnień.
Jestem wolna wbrew sobie, sercu i rozumowi. Gdybym została? Zniszczyłaby mnie i pociągnęła za sobą. Ona ma władzę. Nie pozwolę by mną rządziła tak jak nim. Odeszłam w ostatnim momencie. Jeszcze mnie nie omotała. Kocham Arka ale nie godzę się na jej obecność w naszym życiu. Niech pije sam!
Odeszłam. Jestem wolna! Tylko dlaczego płaczę?
13 II 2003 13.30
Siedzi przede mną przy stoliku w barze przystojny brunet a ja nie mogę oderwać oczu od jego rąk. Mam ochotę dotknąć ich, gładzić smukłe palce, poczuć miękkość czarnych włosów na przedramieniu. Gęba mu się nie zamyka. Stara się zagadać milczenie. Nic nie mówię tylko patrzę na te ręce i czuję przeraźliwe pragnienie by chwycić jedną z nich i położyć na swojej skórze. Poczuć jej ciepło na udach, brzuchu, piersiach... Co się ze mną dzieje? Zachowuję się jak idiotka. I pewnie wyglądam jak idiotka. Takie piękne ręce muszą być cieple, czułe, delikatne i zdecydowane. Pragnienie jego dotyku staje się wręcz fizyczną udręką. Zwariowałam. Siedzę w podrzędnym barze z obcym mężczyzną i marzę o jego pieszczotach. To chore i nienormalne. Aśka! Opanuj się idiotko! Powiedz coś bo ten facet zaraz ucieknie a z nim odejdą te piękne ręce, o których marzysz. Wybieram na obiekt wpatrywania się meszek na jego czarnym wełnianym golfie. Ale to na nic. Ten meszek musi być równie delikatny jak owłosienie na jego rękach. Spoglądam na guzik jego kożucha. Trochę za luźna nitka. Ciekawe, czy te ręce potrafią szyć? Jak trzymają igłę? Też na nic. Spróbuję spojrzeć na całego faceta. Muszę coś powiedzieć. Nic. Pustka. Tylko te ręce. Zupełnie zwariowałam. Nie mogę się wpatrywać w jego ręce i sweter, bo sprawiam wrażenie gęsi, która gapi się w filiżankę i nie śmie podnieść głowy. Spojrzę mu w oczy. O Boże! Jaki ciepły, piękny brąz. No, to mam kłopot. Już wiem, że chciałabym patrzeć w te oczy do końca życia.
Arek gada i gada. Czuję, że teraz moja kolej. Muszę coś powiedzieć, ale co? Przecież nawet nie wiem o czym on nawija od 20 minut.
- Słuchaj, muszę już iść - wypaliłam, bo poczułam, że jak zostanę z nim jeszcze chwilę to zrobię coś pochopnego. - Jesteś uroczym gawędziarzem, miło spędziłam czas. Mam coś do załatwienia. W banku. Na policzkach kwitły mi rumieńce, uszy paliły a ręce miałam zimne aż do bólu.
- Chętnie przejdę się z Tobą, jeśli nie masz nic przeciwko. - Nie miałam nic przeciwko. Nie miałam siły tłumaczyć mu, że nie muszę nigdzie iść, że chcę od niego uciec, bo wystraszyłam się samej siebie.
Mój Anioł Stróż zakrył oczy i uszy skrzydłami i zostawił mnie na pastwę najdziwniejszej przygody w moim życiu.
Z perspektywy czasu wiem, że ten związek był mi nieodzowny. Po nudnym, nieudanym małżeństwie z ojcem Pawła, po okresie samotności przestałam wierzyć, że jestem kobietą, że życie ma dla mnie jeszcze coś do przeżycia. Myślałam, że jedyne co mnie czeka to powolne starzenie się, gorzknienie i schody w dół. Arek spowodował, że ubyło mi 10 lat. Młodniałam w oczach. Było to widoczne dla wszystkich, którzy mnie znali.
W ten dziwny sposób zaczęłam drugą młodość. Czemu? Bo mój Anioł Stróż, zanim skrył się za swoimi skrzydłami i pozwolił mi robić co chcę, podstawił mi na ulicy obcego bruneta, który na mój widok zatrzymał się i zaniemówił. Poszedł za mną, odzyskał mowę.
- Poczekaj, bo brakuje mi tchu. Usiądźmy gdzieś. Muszę Ci coś powiedzieć. Nie uciekaj. Tylko dziesięć minut. Wysłuchaj mnie i nie rób takiej przerażonej miny. Jest biały dzień i ludzie wokół. - Zgodziłam się. Ja, która bałam się obcych i nikomu nie ufałam.
Teraz wiem, że gdybym przez te dwadzieścia minut słuchała go uważnie, może uciekłabym od razu. Ale te ręce, te oczy... Przepadłam.
W tym podłym barze śmierdziało kebabem i wczorajszym piwem, było ciepło. Na dworze zimowa, bura plucha. Tajało moje ciało i budziła się zapomniana kobieta. Iskra zainteresowania ze strony Arka rozerwała folię, która szczelnie i skutecznie przykrywała we mnie kobiecość i seksualność przez tyle lat. Zaczęła się reakcja łańcuchowa i wszystko wymknęło spod kontroli. Dnia trzynastego lutego oszalałam i to przywróciło mnie do życia. Obudziły się tłumione uczucia. Dowiedziałam się, że umiem kochać. Przeszłam potem przez cała paletę uczuć, z wszystkimi odcieniami. Byłam szczęśliwa. Cierpiałam. Śmiałam się, płakałam, cieszyłam i złościłam. Czułam, że żyję, bo umiem czuć. Teraz powiedziałabym, że kochałam kochać. Wtedy tego jeszcze nie wiedziałam. Kochałam Arka i byłam kochana, wręcz wielbiona. A że nie trwało to całe życie? Nie szkodzi. Ból i miłość są podobne – dezorganizują wszystko wokół i nie zostawiają miejsca na nic innego. Wypełniają cały czas, odbierają wolę i rozum. Ograniczają czasoprzestrzeń tak skutecznie, że traci się poczucie rzeczywistości i przyzwoitości. Nie istnieją błędy. Wszystko ma wytłumaczenie. Bo kocham. Bo cierpię. Wypalenie i pustka, jakie pojawiają się w konsekwencji, są tak głębokie i silne jak uczucie, z którego się urodziły. Oswoiłam pustkę. Znalazłam odpowiedź na pytania. Wiem dlaczego. Wiem, że nie kochałam za bardzo. Wiem, że żadne z nas nie zawiniło. Naprawialiśmy błędy z poprzedniego życia.
Nie wiem co dalej.
BLONDYN
Jest teraz przy mnie inny mężczyzna. Kocha mnie prosto i nieskomplikowanie. Daje mi poczucie bezpieczeństwa, darzy zaufaniem i zostawia swobodę, z której nie korzystam. Jest mi przy nim cicho, ciepło i spokojnie. Zbyt spokojnie? Nie. Jestem w porcie. Burze i sztormy już za mną. Dzięki związkowi z Arkiem umiem docenić to, co daje mi Piotrek. Też jestem szczęśliwa. Żeby coś zyskać, trzeba coś stracić. Ktoś musi odejść żeby zrobić miejsce następnemu. Usypiam w ramionach mężczyzny, który mnie kocha i dla którego jestem sensem życia. Daję mu ciepło, opiekę i zapach kobiety w domu. I tak dalej... Tylko... Właśnie. Rozumiesz?
Kiedyś nad jeziorem widziałam dwa Księżyce. Ten na niebie świecił mocno i zdecydowanie. Odbicie rozmywało się w falowaniu wody, ulotne i delikatne. Często zastanawiam się skąd wiadomo, który jest prawdziwy.
26 sierpień 2006
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
oceny: bardzo dobre / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: dobre / bardzo dobre
oceny: bezbłędne / znakomite
Nieprzerysowana, mądrze podana kobieca spowiedź "z pewnym takim" happy endem w finale.
Odejść musi jeden ktoś, by nadejść mógł ktoś inny