Autor | |
Gatunek | romans |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-09-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2067 |
Dolce Amore in Roma
Ewa zerwała się z łóżka rześka i radosna. Jest przecież w Rzymie. Po raz pierwszy w życiu. Spała tylko pięć godzin, ale nie chciała tracić czasu na spanie. Po co spać dłużej niż to konieczne? Szkoda jej było każdej chwili spędzonej w pokoju hotelowym. Pragnęła każdą możliwą chwilę wykorzystać na zwiedzanie miasta. Nawet bez przewodnika i całej tej grupy wycieczkowej, składającej się z obcych jej ludzi z Biura Podróży „Obieżyświat”. Zamierzała na własną rękę pochodzić po pobliskich ulicach zanim wszyscy po śniadaniu zbiorą się przed autokarem. Miała więc dla siebie calusieńkie trzy godziny. Nie w głowie jej było śniadanie. — „Rany, być w Rzymie i myśleć o jedzeniu? Toż to grzech” — powiedziała głośno sama do siebie i pośpiesznie poszła do łazienki. — Postanowiła jak najwięcej wrażeń przywieźć z Rzymu, aby potem mieć co koleżankom opowiadać, i co wspominać. Pragnęła też przestać wreszcie myśleć o swoim byłym narzeczonym, z którym przed dwoma miesiącami zerwała. Specjalnie przecież wykupiła tę wycieczkę, aby swoje myśli zająć czymś innym. Czymś dla niej miłym i przyjemnym. Dość już miała przepłakanych nocy i dni.
Dochodziła godzina szósta, kiedy Ewa zbiegała po schodach i kierowała się w stronę recepcji, aby oddać klucz z pokoju. Będąc już przy kontuarze, przyszło jej na myśl, by zagadnąć recepcjonistkę o ważne do zwiedzania miejsca znajdujące się w okolicy hotelu. Nie umiała dobrze po włosku mówić, ale znała najważniejsze słowa, aby się jakoś dogadać. Już w liceum trochę się uczyła tego języka, bo bardzo jej się zawsze podobał. Całą też drogę w autokarze wkuwała najważniejsze zwroty.
Przy recepcji stały dwie osoby. Jakiś starszy jegomość z laseczką i dama w słomkowym kapeluszu. Zapewne włosi, gdyż płynnie rozmawiali po włosku. Kiedy recepcjonistka zwróciła się do niej, pochyliła się nad kontuarem. Nie chciała by ci państwo słyszeli jej łamanej włoszczyzny. Wstydziła się. Recepcjonistka na szczęście w mig pojęła o co jej chodzi. Dała jej nawet plan miasta i zakreśliła na nim miejsca wokół hotelu godne zobaczenia. Ewa podziękowała, i uszczęśliwiona, skierowała się do wyjścia z hotelu. Już miała wejść w drzwi obrotowe, kiedy nagle usłyszała za plecami:
— Dzień dobry! Słyszałem, że chce pani pozwiedzać okoliczne zabytki. Z przyjemnością pójdę z panią. Znam je tu wszystkie bardzo dobrze… O przepraszam! Zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Paweł.
— Dzień dobry! Jestem Ewa… — odpowiedziała nieco zdziwiona propozycją młodego mężczyzny. — A skąd pan wie, że jestem Polką?
— Słyszałam jak pani pytała recepcjonistkę — uśmiechnął się Paweł. — Stałem za panią.
— No tak, mogłam się domyślić — zaśmiała się. — Moja łamana włoszczyzna mnie zdradziła.
— Nie łamana a akcentowana… Ale co tam zdolności językowe. Ważne, że się jest odważnym… Wszak do odważnych świat należy. No to jak, pozwoli pani sobie towarzyszyć?
Ewa zgodziła się bez namysłu, gdyż Paweł wydał się jej być miłym mężczyzną. Takim, co do którego, od razu można mieć zaufanie.
Wyszli razem z hotelu i poszli wzdłuż alei prowadzącej do Wzgórza Kapitolińskiego. Nie zaszli jednak daleko. Nie mieli zbyt wiele czasu. Tak że oprócz zabytkowych kamieniczek na pobliskich uliczkach, nic innego Ewa nie zobaczyła. Mimo to, nie żałowała, bo już sama rozmowa z Pawłem, dawała jej wiele przyjemności. W końcu przesiedzieli dobrą godzinę przy kawie w malutkiej kawiarence nieopodal hotelu. Z rozmowy Ewa dowiedziała się, że Paweł od pięciu lat prowadzi we Włoszech interesy. Stąd też bardzo dobrze zna język włoski. Że wczoraj przyleciał samolotem z Krakowa, i że w Rzymie spędzi kilka dni. Ma do załatwienia parę spraw handlowych. Potem zaś leci do Palermo do swojej narzeczonej, z którą wkrótce ma się ożenić i przejąć kilka winnic jej ojca.
Była punkt dziewiąta, kiedy Ewa stanęła przy pustym jeszcze autokarze na parkingu hotelowym. Z Pawłem pożegnała się przy wejściu do hotelu. Umówili się na wieczór na wspólną kolację. Ewie bardzo się Paweł spodobał. Był nie tylko inteligentnym mężczyzną, był też bardzo przystojny. To nic, że był zajęty i wkrótce miał się żenić. Ewie zależało jedynie by miło spędzić czas. Tym bardziej, że Paweł znał bardzo dobrze miasto i sam zaproponował jej pokazanie najciekawszych miejsc. Nie będzie więc musiała z całą grupą obcych jej ludzi łazić po mieście.
Z zaplanowanej w pierwszym dniu wycieczki po Watykanie, wycieczkowicze wrócili do hotelu na kolację. Ewa jednak nie poszła ze wszystkimi do restauracji, tylko od razu pobiegła do swojego pokoju, aby wziąć prysznic i przebrać się na umówioną kolację z Pawłem. Była bardzo podniecona tym ich wspólnym wyjściem. Nawet zwiedzając Watykan, łapała się na tym, że zamiast skupić się nad świętością zwiedzanego miejsca, ciągle myśli o Pawle. Momentami aż była zła na siebie. Jednak teraz, kiedy stała przed lustrem odświeżona i ubrana w śliczną czerwoną sukieneczkę na ramiączkach, zapinając na szyi sznur różnokolorowych korali, spokojnie mogła myśleć już tylko o Pawle… I też myślała. Cieszyła się bardzo, że w tak miłym towarzystwie przez kilka dni będzie mogła zwiedzać Rzym. Już nawet zgłosiła przewodnikowi wycieczki, że od jutra sama będzie organizować sobie zwiedzanie Wiecznego Miasta.
Kolacja była wspaniała. Ewa coraz bardziej była zachwycona Pawłem. Wiele opowiadał jej o sobie, o swojej rodzinie. O ukochanej młodszej siostrzyczce chorej na autyzm. Wreszcie o urokach Włoch, które zdążył już poznać wzdłuż i w szerz. Ona mu również opowiadała o sobie. Zwierzyła mu się nawet ze swojej nieudanej miłości i rozpaczy, jaką przeżywała po zerwaniu ze swoim chłopakiem.
Przez kolejne cztery dni, Paweł każdego ranka czekał na Ewę w holu recepcji i potem całymi dniami zwiedzali Rzym. Poruszali się po mieście wynajętym przez Pawła skuterem. Dzięki temu Ewa zobaczyła wszystkie te miejsca, które objęte były programem jej wycieczki z biura turystycznego. Razem podziwiali też Panteon, Villę Borghese, przez kilka godzin spacerowali po Ogrodach Borghese. Trzymając się za ręce, biegali po Schodach Hiszpańskich. Dwukrotnie. W dół i w górę. Potem u podnóża schodów, spoceni i zziajani, ze śmiechem chlapali się wodą z fontanny Barcaccia. Ewa miała ze sobą kamerę i wszystkie zwiedzane miejsca utrwalała na pamiątkę. Paweł zaś robił jej masę zdjęć swoim aparatem fotograficznym, zapewniając ją, że je wszystkie prześle na jej adres w Polsce.
Pod Coloseum Ewa ubawiła się zachowaniem starożytnych legionistów. Kiedy chciała nakręcić ich kamerą, jeden z nich podszedł do niej i powiedział, że zademonstrują się jej w pełnej okazałości, lecz najpierw niech ich poczęstuje papierosem. Jak Paweł jej to przetłumaczył, Ewa pękała ze śmiechu, widząc oczami wyobraźni starożytnych legionistów z papierosami w ustach. Jednak natychmiast pobiegła do pobliskiego kiosku i kupiła paczkę papierosów. Legioniści byli zachwyceni. Cichaczem wypalili po jednym za jedną z arkad, i po chwili, maszerowali już dostojnym krokiem wzdłuż głównego wejścia do Coloseum, pozwalając się jej uwiecznić kamerą wideo, i co rusz puszczając do
niej oczko.
W ostatni ich wspólny wieczór, po zwiedzaniu Wzgórza Kapitolińskiego, Paweł zaprosił Ewę na słynne włoskie gelato affogato (lody oblane kawą) do jednej z malutkich knajpek na Campo di Fiore. W knajpce, przy lodach, już nie bardzo się im rozmowa kleiła. Oboje zdawali sobie sprawę, że są to ich ostatnie już wspólne chwile. Jakiś niewypowiedziany smutek ich ogarniał… choć każde z nich nadrabiało miną. Żadne nie chciało dać po sobie pokazać, że te kilka dni razem, mocno zamieszało w ich sercach, i że ciężko będzie im się rozstać. Długo w knajpce nie posiedzieli. Do hotelu wrócili w milczeniu.
Paweł odprowadził Ewę pod drzwi jej pokoju, i kiedy Ewa już je otwierała, złapał ją nagle za rękę, i powiedział:
— Nie kończmy jeszcze naszego wieczoru, proszę — i spojrzał jej głęboko w oczy.
— Czy nie będzie tak lepiej? — spytała Ewa ze smutną miną.
— Nie, nie będzie… Proszę, daj się jeszcze porwać na wspólny spacer po nocnych uliczkach Rzymu. Jutro wyjeżdżacie dopiero po południu, zdążysz się wyspać.
— Nie o spanie mi chodzi… — zająknęła się Ewa i aż spąsowiała. Po krótkiej chwili dodała: — Nieważne… No dobrze, idźmy na spacer. Daj mi tylko chwilkę. Zaraz będę gotowa.
— Kwadrans wystarczy? — spytał Paweł ze szczęśliwą miną.
— Z pewnością.
— Oki, przyjdę po ciebie.
Ledwie Ewa zdążyła się trochę przemyć i przebrać, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Jak uskrzydlona pobiegła otworzyć.
— Salute, bella ragazza! — rozległo się w drzwiach zza ogromnego bukietu czerwonych róż.
— O mamma mia, Paweł, to ty? — krzyknęła i podskoczyła do góry by sprawdzić.
— A spodziewałaś się jeszcze kogoś?
— Tylko ciebie… Ale te róże…
— Te róże, to w podziękowaniu za piękny czas z tobą.
Ewę wzruszył widok tak ogromnego, pięknego bukietu czerwonych róż. A właściwie to widok Pawła z tym bukietem. Przyjęła go bez słów i poszła włożyć do wazonu, pozostawiając Pawła przy drzwiach.
Po chwili wychodzili już z hotelu. Paweł chwycił Ewę za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Szli nadal w milczeniu.
Włóczyli się po wąskich, gwarnych uliczkach, cudownie oświetlonych, i przyglądali się rozbawionym ludziom. Czasami zamienili ze sobą parę słów by skomentować to czy tamto, ale na tym koniec. Wewnętrzny smutek ściskał im gardła. Nie potrafili rozmawiać. Wreszcie znaleźli się tuz przy fontannie Di Trevi, w miejscu, gdzie spotykają się zakochani.
— Jak wrzucisz do niej monetę, to z pewnością tu wrócisz — odezwał się nagle Paweł, podając Ewie dwa euro.
— W twoim towarzystwie? - zapytała Ewa i od razu się zawstydziła.
— A chciałabyś? — wyszeptał Paweł.
Ewa bez słowa wzięła monetę i wrzuciła do fontanny. Przeszył ją wtedy dziwny dreszcz. Popatrzyła na Pawła. Zauważyła, że on również wygląda na bardzo podnieconego.
— Wracajmy, już późno — powiedziała nagle, czując, że powoli zaczynają przekraczać jakąś niewidzialna barierę.
Kiedy znaleźli się już pod drzwiami pokoju Ewy, Paweł na pożegnanie mocno ścisnął jej rękę. Po chwili z impetem przyciągnął ją do siebie, wpijając się w jej usta. Całowali się tak namiętnie, i tak szaleńczo, jak niespełnieni kochankowie. Wreszcie Ewa nie wytrzymała i odepchnęła Pawła od siebie.
— To nie ma sensu — wyszeptała i drżącą rękę sięgnęła kluczem do zamka.
Na dworze już świtało, a Ewa ciągle leżała bez ruchu na łóżku i płakała, rozmyślając o wszystkich tych cudownych chwilach z Pawłem. Nagle usłyszała cichutkie pukanie do drzwi. Serce jej zamarło. Zerwała się z łóżka i pobiegła do drzwi. W drzwiach stał Paweł.
Nagle zniknęły gdzieś wszystkie hamulce i tych dwoje rzuciło się na siebie w wielkim uniesieniu i pożądaniu. Ich usta połączyły się w pocałunku. Gorącym, namiętnym. Ewa stała oparta plecami o drzwi. Paweł drżącymi rękami uniósł jej sukienkę. Nie protestowała. Nie mogła się nasycić jego bliskością. Po chwili ich ubrania leżały na podłodze, a oni nadzy, pochłonięci sobą, idealnie zestrojeni w ruchach, zatracili się w rozkoszy. Kiedy Ewa poczuła w sobie jego gorącą, twardą męskość, świat zawirował jej w oczach. Wbiła palce głęboko w jego plecy, nieprzytomna z uniesienia. Przez mgłę rozkoszy popatrzyła na Pawła. Jego twarz wyrażała największe skupienie...
* Publikuję tutaj tylko fragment opowiadania, ponieważ opowiadanie to zostało już wydane.
oceny: bezbłędne / znakomite
/Horacy "Pieśni", Rzym, 1. wiek p.n.e./
Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie,
Jaką przyszłość szykują nam bogowie!
Ps. O nieszczęsnej narzeczonej cały świat zapomniał