Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2025-01-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 35 |
czterech ich szło, więc jakby nikt nie lazł.
można przesadzać na sposób drwiąco-stand-uperski
czy kabaretowy, że cha cha, hi hi,
menele zagłady, żule apokalipsy,
– a oni naprawdę kroczyli,
by zesłać jak najgorsze.
najlepszy (czytaj: najmniej zdegenerowany)
był Wacek Piżula. on tylko dwadzieścia lat
przesiedział za młodzieńczy figielek, beteczkę taką:
zamordowanie kolędników z głupia frant
(miało być zabawnie, a skończyło się jak zwykle:
z frustracją i bez cienia uśmiechu).
Filip Monosycki – oj, dużo większe licho,
choć zdawałoby się – bezgrzeszny, bo tylko ćpał.
a Gienio Dziewistrzęga? brat i łata wszystkich,
nasz święty i powszechny alkodawca, co by
prędzej umarłby z nieużycia, niż odmówił.
ostatniego trzeba by przemilczeć, bo to
Józef Meandrych, znany jedynie z tego, że
mało o nim wiadomo, a jeśli już cośkolwiek
– to niepotwierdzone i cuchnące lenistwem.
ech, jak wdeptali mi się w ściany domu, jak weszli
tanecznym krokiem w jego dach i fundamenty,
moi darczyńcy, dostarczyciele.
ciągle darzą, udzielają. i w kolędę nie wierzę,
i w tańczę z nimi leżąc na wznak.