Autor | |
Gatunek | przygodowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-09-29 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1540 |
INNE BADANIA
Owszem, opis przeze mnie badania komuś tam zatargał wątrobą. I ta reakcja na mój tekst przypomniała mi inne, bardziej wyraziste badania. Jeszcze bardziej malownicze.
Byłem u doktora Koszałki, neurologa, a zarazem orzecznika ZUS, ale nie doświadczyłem tego co mój kolega. Waldek Zielonka ( a w FŁT „ Iskra” wielu miało w rozpisce badań okresowych neurologa do zaliczenia) miał barwniejszą od mojej u niego wizytę. Pan doktor, nie podnosząc wzroku znad karty – po usłyszeniu nazwiska badanego – wyciągnął paczkę papierosów i zapytał: pali pan? Waldek dał się poczęstować i przy papierosku, w miłej atmosferze rozpoczął się tak zwany wywiad. Czy były: urazy głowy, utraty przytomności, zawroty głowy i tak dalej? Waldek przy każdej pozycji odpowiadał: nie. Pan doktor odhaczał, a potem podpisał dokument stwierdzający, że pan Zielonka zdolny jest do pracy, po czym spojrzał na badanego i zobaczył, że Waldek nos miał złamany i nieposkładany. A nos to gdzie pan ma, na dupie?, zapytał. Ale pieczęć i podpis pod dopuszczeniem już były postawione. Działo się to w połowie lat ’90.
Kiedy przychodnia zrezygnowała z usług pana Koszałki, zastąpiła go pani, której nazwisko zmilczę. Mam badania okresowe, a w rozpisce neurolog, laryngolog, okulista, krew, mocz, spirometria, duże zdjęcie RTG i badanie słuchu, a także badania psychologiczne. Pierwsze trzy pozycje są do zaliczenia w gabinetach tuż obok siebie. W poczekalni pustki – lekarzy oczywiście nie ma jeszcze, bo oni nigdy nie zaczynają przyjmować o czasie i konsekwentnie spóźniają się do pracy – ale i badanych brak. Jako, że najtrudniej dostać się do neurologa, który według wywieszki powinien już przyjmować, tam pukam i wchodzę. Pani doktor pali papierosa ukryta za parawanem. Proszę poczekać, zajęta jestem, poproszę pana za 10 minut, mówi. Więc wychodzę, czekam, a potem ona rzeczywiście mnie prosi. Badanie, a potem wywiad, a w nim pytanie: pali pan? Tak. Czy zgodziłby się pan na przeprowadzenie ankiety antynikotynowej? Tak. Od kiedy, jak dużo i tak dalej. Na koniec zadaje pytanie: a nie myślał pan o tym, żeby rzucić? W tym kontekście to pytanie niesamowitą ma siłę.
To działo się 10 lat temu.
Wiem, że to barwne anegdoty. Nie jestem przerażony takimi sytuacjami. Lekarze widziani przez ich pryzmat są bardziej ludzcy, są jednymi z nas. Ja widzę to tak, że jeśli komuś się takie sytuacje nie podobają, to niech popatrzy gdzie indziej.
To genetyka.
oceny: bezbłędne / znakomite
Jak go rozpoznać? To proste: on zadaje tylko pytania. A potem milczy, pisze receptę i woła:
- Następny, proszę!
Jaki głupi tam do jego gabinetu wszedłeś - taki wychodzisz
- i nie jest to otyłość wynikająca z jakiejś genetycznej choroby
??
To znana w G. postać, Pan dr Zawsze Wkurzony.
Też bym była taka, jakbym miała tak jak on non-stop dźwigać na swoim garbie 80 kg dodatkowo. Raz tylko u niego byłam, i tego błędu już nie zrobię