Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-12-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1479 |
Jaskinia Ozyrysa
Jakiś debil podkręcił temperaturę o dwa stopnie i teraz mam urwanie dupy. Faceci to tłuczki. Do mięsa. Możesz im tłuc i tłuc, a oni swoje. Boshe... idę zadymiać. Sterownia jest piętro wyżej. Stamtąd rury schodzą w dół, a z nich wydobywają się kłęby czystego, białego dymu, kiedy opuszczę czerwoną dźwignię po prawej. Oczywiście wydobywają się na hali, piętro niżej. Wystarczy. Na razie. I tak, co kilka godzin, przez cały dyżur w Laborze. Niektórzy mówią Jaskinia Ozyrysa, ale częściej w skrócie „JO”.
Nie mogę zdradzić jak tu trafiłam, bo to Labor I klasy, więc rozumiecie? Wszystko, co I klasy jest pod ziemią, żeby się nie rzucało w oczy. No i kwarantanna w promieniu dwudziestu pięciu kilometrów. Bez proszenia, nikt nie wejdzie, a bez przepustki nie wyjdzie. Może człowiek by wypuścił, ale nie automat. Prawdę mówiąc – nie wiedziałam w co tak naprawdę się pakuję, ale kiedy podjęłam decyzję było już za późno bym mogła się wycofać. I tak utknęłam w JO na dłużej.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz stanęłam przed szybą i zapalono światła na hali. Najpierw ugięły mi się nogi, a potem poczułam jakąś przemożną słabość w podbrzuszu i zwyczajnie popuściłam. Nic nie mogłam na to poradzić. Patrzyłam jak zahipnotyzowana, a ów widok obezwładniał mój pęcherz. Przez kilkanaście sekund nie byłam w stanie się poruszyć. Niesamowite, mówię wam. Podobno większość kobiet popuszcza, niektóre mdleją. Ja, nie zemdlałam, choć może było blisko. Mężczyźni też nie lepiej. Widziałam jak krew odpływa z ich twarzy, widziałam drżenie rąk i stróżki potu spływające po męskich skroniach. Tak, tak. Bohatera jeszcze nie spotkałam.
Zdarzało się, że przyjeżdżali do nas wytrawni pszczelarze. Tacy, co to idą do pni bez siatek i bez obawy podbierają. Pszczoły ich obsiadają, żądlą, a oni nic sobie z tego nie robią. Naprawdę twardzi i odważni ludzie. Ale nie u nas. Widziałam najodważniejszych, wykonujących znak krzyża przed szybą jak przed świętym obrazem. Tak to działa. Wierzący mimowolnie się żegnają, a niewierzący? Cóż... może, gdy patrzą przez szybę, zaczynają wierzyć w piekło?
Wszyscy się dziwią, no bo w końcu mamy zimę, a tu taka... JO. Na co, to komu? Odpowiedź jest bardzo prosta: zwykłe nieuctwo urzędników, no bo skąd oni mają wiedzieć, że osy i szerszenie zimą nie występują publicznie? Oni tylko podejmują decyzje, więc podjęli i mamy tu, teraz, ten dramat. Po prostu siedzimy tu, wszyscy, jak na bombie. Czekamy, aż na dworze temperatura wzrośnie do co najmniej dziewiętnastu stopni, żeby się zacząć pozbywać tego ścierwa. Wszystkim trzeba tłumaczyć.
Z sufitu zwisają sople długie na dwa – trzy metry i to wszystko się kłębi. W jednym soplu może być ich kilkanaście do kilkudziesięciu tysięcy. A teraz wyobraźcie sobie dziesiątki, setki takich sopli. Oto Jaskinia Ozyrysa. Tu nie wystarczy zwyczajna siatka ochronna. Karmiciele wchodzą na halę w kombinezonach przypominających uniformy Armstronga i Aldrina. Butle z tlenem na plecy i tchórzliwe kroki panów stworzenia.
Jeśli ktoś z was dalej chce zgrywać bohatera, niech pozna naszego gwiazdora – księcia Mandżurii, zwanego AKXL, co oznacza Azjatycki Koszmar Czterdziestu Tysięcy. Liczba odnosi się do średniej statycznej ofiar w skali roku. Pojawia się znienacka na wysokości waszych oczu, w które strzyka jadem, by was oślepić. Jeśli będziecie uciekać, AKXL będzie was gonił z prędkością 40 km/h, w promieniu 80 km. Dzięki feromonom zwoła swoich towarzyszy. Osaczą was, oślepią, a potem przystąpią do zmasowanego ataku. Żądło AKXL osiąga pół cala długości, a ból przy użądleniu porównywany jest do bólu po wbiciu w ciało rozżarzonego gwoździa. Zbyt potężny by zemdleć. Przedstawiam wam chlubę JO, jego wysokość:
Titus Flavius Vespasianus Mandarinia!
Nomen omen Nomenclaturus Legionus, hodowca mułów.
Ponury Żniwiarz z Mandżurii.
Eliminator.
Jeśli ktoś z was myśli, że takie rzeczy, to tylko w laborach, spróbuję go nieco oświecić. Otóż w naszym pięknym kraju nad Wisłą żyje sobie daleka kuzynka Eliminatora z Mandżurii, która w zasadzie ustępuje mu jedynie wielkością. Jeśli zaś chodzi o zbliżenia cielesne, to ich jakość dorównuje zbliżeniom z Mandarinią, a niektórzy twierdzą, że nawet je przewyższa. Niestety nasza księżniczka jest samotnicą, przez co spotkania z nią, choć niezwykle bolesne, rzadko kończą się zejściem. Cóż... Wypada mi teraz przedstawić wam, jej wysokość:
Dominula Polistes!
Wieśniacy mówią: Klecanka. To od klękania po użądleniu. Obligatoryjnie.
Mam nadzieję, że już wszyscy klęczycie? Bo jeśli nie, to w rodzinie królewskiej jest jeszcze kilka gwiazd, a klimat się zmienia i wiecie..., ta nowoczesna genetyka... och! Genetyka to nie tylko In vitro, GMO, Dolly. Hymenoptera i inne rzędy nie mają nic przeciwko genetyce. Moi mili! Ewolucja nabiera tempa. Już nie jest tak, jak kiedyś. Umówmy się tak: to, co dawniej trwało miliony lat, dziś może się wydarzyć w ciągu jednego roku. Weźmy takiego Aedesa (mówimy na niego Tygrysi Sedes), już jest, już pije lacką krew, żeniąc dengę, febrę, czy gorączkę Nilu. To oczywiście komar tygrysi. Mówią, że odkryto nowy gatunek. Nikt nie powie, że wyhodowano, bo jak? Po co ruszać dupę i narażać się w tropikach, skoro można odkrywać nowe gatunki w laborach jak nasza JO.
Himmlerek taki, z ministerstwa psychodramy zjawił się u nas dwa lata temu. Ktoś mu wkręcił, że w Ameryce Łacińskiej i gdzieś tam jeszcze używano różnych gatunków do rozpędzania demonstracji, więc on przyjechał na konsultacje w tej sprawie. Dwa dni u nas siedział i strasznie się podpalił. Po miesiącu się okazało, że mamy potężne fundusze i konkretne zamówienia. No i sporo drobiazgowej, logistycznej roboty. Przykładowo: przez miesiąc siedziałam nad studzienkami w Gdańsku i Warszawie. Musiałam podzielić miasta na sektory, policzyć studzienki, potencjał wolnej przestrzeni i ustalić potrzebne współczynniki. Głównie dla os. Himmlerek najpierw chciał szerszenie, bo groźniej wyglądają. Efekt psychologiczny chciał osiągnąć, ale jak wytłumaczyć mediom skąd się wzięło tysiące szerszeni w centrum Warszawy? Osy, to co innego. Entomolodzy wiedzą, że one potrafią tworzyć liczne kolonie w różnych, dziwnych miejscach na terenie zurbanizowanym. Zwyczajnie, to może być normalna plaga os. Wiecie, rozumiecie? Osy rozdrażnione przez agresywny tłum, tupanie, krzyki, ogólny tumult i wtedy wylatują ze studzienek. To się da logicznie wytłumaczyć.
Wszystko zależy od zagęszczenia studzienek na danym obszarze i wolnej przestrzeni nad studzienką. Jedno przez drugie dzielimy i mamy potrzebny współczynnik. Średnio – pakiet na studzienkę. W pakiecie znajduje się tysiąc sztuk zamkniętych w specjalnej klatce. Klateczki rozmieszcza się w systemie kanalizacyjnym do czterdziestu ośmiu godzin przed planowanym użyciem. Dodatkowo, w kanałach puszczany jest gaz będący mieszaniną trzech składników działających na osy drażniąco. Instalacja i późniejszy demontaż systemu są bardzo proste i nie nastręczają większych trudności.
oceny: bezbłędne / znakomite
Całkiem odwrotnie jest z owadami społecznymi
nasza przyszłość będzie zagrożona nieuchronnym i baaaaaaaardzo rychłym wymarciem