Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-06-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1610 |
To tylko „subiektywki” me.
Mówi się, że na początku był Punkt. A zaś było wielkie Bum!!! i powstał Wszechświat. Jeżeli uznamy, że w Absolutnej Pustce może powstać: Coś z Zupełnie Niczego, to o.k. nie ma problemu. Tak samo jeżeli uznamy, że ów Punkt istniał Zawsze, tylko w którymś momencie nie chciał być dalej Punktem, bo coś go od wewnątrz rozsadzało i tak powstało wszystko, łącznie z nami, myślącymi, chociaż nie zawsze Istotami. Nachodzi mnie kilka pytań. Jak duży był ten Punkt? Skoro istniał w Absolutnej Pustce{nawet bez czasu} to w pewnym sensie nie miał wymiaru {jeżeli w ogóle miał jakiś wymiar jak to zazwyczaj z punktem bywa}, gdyż nie istniały punkty odniesienia. Ile ważył? Tyle co Wszechświat, jeno ściśnięty. Nie było w nim wolnych miejsc. Żadnych. Nawet szpilki nie dało by się wcisnąć. My też w nim byliśmy zapisani. Czy także świadomość? I to wszystko, co tu teraz piszę?
Moim skromnym zdaniem, człowiek pewnej granicy myślowej nie przeskoczy. Długość tyczki nie ma tu żadnego znaczenia. Tak samo jak komputer nie pomyśli więcej niż jego twórca. Szybciej, sprawniej – owszem.
A teraz kwestia: Stwórcy
Jeżeli uznamy, że Bóg istnieje, to od Zawsze. W przeciwnym wypadku trzeba by pomyśleć, że od jakiegoś Czasu. A zatem nasuwa się logiczne pytanie: kto Go stworzył i co było: przed. I tak dalej w tył. Czyli trzeba by uznać, że może istnieć nieskończona ilość bogów. Człowiek ma tendencje do tego typu myślenia. Jeżeli uznamy, że istnieje tylko jeden: nasz Wszechświat, to nie ma nic: poza. To wszechświat tworzy czasoprzestrzeń.
Można śmiesznie powiedzieć, że czas stoi w miejscu, tylko wszystko inne przemija.
Jeżeli założymy, że istnieje Wieczność, to tam czas nie płynie, chociaż psychologicznie zapewne tak, ale bez względu na to ile czasu upłynie, tyle samo „zostanie’’. Oczywiście słowo: zostanie, jest nie na miejscu. Można zadać pytanie: Jeżeli Bóg stworzył wszechświat, to dlaczego najpierw przysłowiowy: Punkt a nie cały wszechświat za jednym zamachem. Ja tego nie wiem. Jestem na to za głupi. Zresztą w ogóle mało wiem. Może to kwestia wolnej woli, nawet dla obiektów – póki co nieożywionych. On po prostu nie chciał być nachalnym. Obdarzył wolną wolą całe stworzenie. Dał ogień, ale nie rozpalił ogniska. Pozwolił się ”rozpalić” po swojemu. Cieszyć się „ogniem” lub „oparzyć.” by się czegoś nauczyć, choć w wielu przypadkach, nauka idzie w „las.”
Może Bóg miał „dylemat’’ : Albo wolna wola i także cierpienie, albo brak wolnej woli i wieczne szczęśliwe „androidy’’. Albo skąd wiemy, co to jest dobrem a co złem? Można rzec: od przodków. A przodkowie od kogo… może od małp? Albo dinozaurów? Lub myślącego Punktu? Świadomość. Co to jest dokładnie? I gdzie w nas? Chyba nie tam, gdzie ktoś może odruchowo pomyśleć. Myśli, uczucia, miłość, nienawiść. Skąd to się wszystko wzięło? Kto to wynalazł? Tego nie da się przeszczepić. Czasami lepiej, że się nie da.
Religia, którą można naukowo udowodnić – w sensie całościowym – przestaje być religią. Nie ma miejsca na: Wiarę, co jest podstawą. Człowiek nie musi wierzyć – bo Wie. Jest wielka różnica, między wiarą w istnienie Boga a wiarą w Jego naukę. Człowiek myślący logicznie zdaje sobie sprawę, że powstanie czegoś z zupełnie niczego, może być problematyczne. (chociaż niewątpliwie byłoby przydatne w rozwijającym się państwie)
A zatem jakaś Siła, potrafiąca ciutkę więcej, raczej musiała zadziałać. No chyba, że wszechświat istnieje: od zawsze, czyli nie miał początku. A zatem nie ma problemu jak powstał. Istnienie czegoś – od zawsze – jest poza naszym pojmowaniem. A przynajmniej – poza moim. Ale czy to jest dowód na to, że tak nie może być? Zresztą jak ktoś się uprze, to nie można udowodnić czegokolwiek. Zawsze będzie mógł powiedzieć, że wszystko mu się tylko wydaje. Że coś widzi, słyszy. A nawet jak dostanie po gębie, to powie, że to tylko jego wyobraźnia… że coś poczuł. Czy prostą nieskończoną można podzielić? Nie. Bo wtedy obydwie ``połowy`` w jedną stronę będą nieskończone a w drugą będą miały koniec: punkt przecięcia. A zatem: nieskończoności nie można zacząć (no chyba, że będziemy podążać cały czas do przodu, bez cofnięcia do początku)
Próżno tłumaczyć człowiekowi niewidomemu od urodzenia, co to jest kolor. Dla niego to abstrakcja. Tak samo z naszą wiedzą na pewne tematy. Trzeba się pogodzić z tym, że głupi umrzemy w wielu kwestiach. Można metaforycznie rzec, że do pewnej granicy: są mądrzejsi, głupsi i cała reszta pośrodku... a poza tą granicą wszyscy jesteśm „równi”.
Pytanie: skoro Bóg istnieje, to dlaczego nie zniszczy szatana, który w znacznym stopniu, odpowiada za zło na świecie? Odpowiedź jest bardzo prosta: przez szacunek dla wszelkiego stworzenia. Nawet takiego niewyobrażalnie złego. Do – stworzenia – nie jego czynów.
A dlaczego Pan Bóg pozwala na wszelkie kataklizmy, wojny, zbrodnie, głód itp. W pewnym sensie z tej samej przyczyny. Gdyby zaczął ingerować w ludzkie życie, to dopiero by było. Każdy by chciał, żeby zaingerował po jego myśli. Wtedy to by dopiero było. Istna zadyma na świecie.
– Panie Boże, moja sąsiadka, wrzeszczy za oknem. Proszę, ucisz ją.
Pan Bóg zionie ogniem. Ze sąsiadki zostaje kupka popiołu.
– Dzięki ci Boże, ale dlaczego pobrudziłeś mój trawnik popiołem?
Po chwili, nie ma popiołu.
– Boże! Jak mogłeś. Jestem chrześcijanką. Co z pogrzebem? A co się włoży do urny?
Itd…
Jest wiadomą sprawą, że mokra szmatka jest ciemniejsza, chociaż woda przezroczysta.
Podobnie jest z ludźmi. Niektórym się wydaje, że swój rozum przeskoczyli. Rozum można przeskoczyć, ale tylko cudzy, jak się komuś głowę utnie i położy przed swoimi nogami. Ale swojego się nie przeskoczy.
Nie mądry ten, który sądzi, że wszystko wie – tylko ten – który wie, że wszystkiego nie wie. Przyznać się do popełnionej głupoty jest wielką mądrością. A zaletą, przyznać się do wad. Biada człekowi, który – w jego mniemaniu – błędów nie popełnia. Nie ma się na czym uczyć i popada w pychę.
Po naszej śmierci… albo jest drugie życie… albo nie ma. Znikniemy absolutnie… albo nie. Jeżeli znikniemy, to wszystko jedno czy ktoś wierzył czy nie. Jeżeli nie znikniemy, to już wtedy będzie miało znaczenie, cośmy w tym życiu „nabroili.`` Staniemy przed naszym Stwórcą jak komputer stoi przed nami i będziemy potulnie czekać, co z nami zrobi. Czy dobro po „stokroć” wynagrodzi, czy też zło po „stokroć” ukarze. Oczywiście może być „mieszanka” czyli „poczekalnia.`` A ci wszyscy, co cierpieli nie ze swojej winy, będą mieć to odpowiednio po „stokroć’ wynagrodzone jeszcze bardziej.
Jeżeli Stwórca istnieje, to my nie znamy całego Jego Zamysłu. Jedynie kroplę z morza wiedzy. A poza tym będziemy sądzeni, nie tyle ze swoich uczynków, ale przede wszystkim z prawdziwych motywacji, które nami kierowały a do których – my ludzie – zazwyczaj nie mamy dostępu osądzając bliźnich połowicznie.
Wyobraźmy sobie, że ocenia człowieka: komputer, dla którego jego właściciel jest bogiem. Mógłby nas ocenić jedynie na podstawie własnej wiedzy. Np: jak szybko liczymy, wgrywamy, przetwarzamy informacje itp, ale nasze odczucia, tęsknoty, miłość, zawiść, zło, dobro... nawet by biedak nie wiedział, że takie twory istnieją. Podobnie dzieje się wtedy, gdy oceniamy Boga. Też wszystkiego nie wiemy. A zatem nasza ocena będzie zawsze: chybiona. To co było dla nas dobre a co złe, to się dopiero okaże po naszej śmierci. Albo się nie okaże, bo nic nie będzie. Nie wiem, czy piszę słusznie, czy jeno głupoty. Mój rozum tak daleko nie sięga. To tylko takie moje… tego tam.
Bógraczej bardziej szanuje tych, którzy z przekonania w Niego nie wierzą i pragną dobra ludzkości, niż tych, którzy wierzą, ale żyją jak żyją. Jeżeli ktoś naprawdę nie wierzy, to nie powinien chodzić do kościoła, nie powinien świętować w dni świąteczne – tylko pracować – bo dla niego to żadne święto, nie powinien też zasiadać do Wieczerzy wigilijnej – bo ona jest na pamiątkę narodzenia Boga, oraz powinien w Środę popielcową i Wielki piątek wcinać mięso.To znaczy być - „zimnym’’ lub „gorącym”. Konsekwentnym. Skoro sądzi, że nie ma żadnej Siły Wyższej, to spoko... żadne konsekwencje mu z tego tytułu nie grożą. A jeżeli Bóg istnieje, to chociaż będzie nas szanował za taką postawę.
Co jest gorsze: zazdrość czy zawiść? Zazdrość może być budująca, jeżeli zazdrościmy komuś, gdy np: czyni dobro i chcemy go naśladować. Zawiść będzie zawsze podłą szmatą, gdyż pragniemy, żeby ten drugi miał tak samo źle jak ja.
Krytyka jest potrzebna pod warunkiem, że nie jest to sposób na: „dowartościowanie” swojego ego. Ten drugi jest gorszym, to ja jestem tym lepszym. Dlatego też - często bywa - że dla ludzi naprawdę pewnych siebie, chwalenie kogoś nie stanowi żadnego problemu. Nawet mają lepsze samopoczucie z tego powodu.
Jeżeli wierzymy w Sąd Ostateczny, to tam będzie jedno wielkie zdziwienie. A na pewno niektórzy będą się dziwić. To ja, taki dobry człowiek, co codziennie w kościele byłem, często się modliłem itp… mam teraz czekać w „poczekalni’’ a mój sąsiad łachudra, który bluzgał gębą na prawo i lewo itp... wchodzi jako pierwszy do Królestwa Bożego. To nie przystoi Panie Boże. My tak naprawdę nie wiemy, jakim kryteriom oceny zostaniemy poddani – zakładając, że tak będzie. Bo tak naprawdę nie wiemy nic na pewno. Może o wszystkim będą decydować jakieś szczegóły z naszego życia, o których żeśmy dawno już zapomnieli. Dobre lub złe. Z tą Bożą ingerencją, może byś jednak różnie. A jeżeli wychodząc z domu, skręciliśmy w prawo a nie w lewo i przez to nam autko dupki nie spłaszczyło. Może po prostu… czasem On nam życie ratuje, tylko o tym nie wiemy. A może nie. Tego się raczej nigdy nie dowiemy.
Nie można wyobrazić sobie czegoś, czego się nigdy nie widziało. Chyba, że własną głupotę - {też się jej nie widzi, ale czasami przeszkadza – jeżeli nie właścicielowi – to innym} jeżeli człowiek jest samokrytyczny. Jedno jest pewne: albo się dowiemy jak tam jest – albo się nie dowiemy – tylko „znikniemy” będąc częścią wszechświata i niczym więcej. Rozpłyniemy się w gwiazdach. W końcu powstanie nowa mgławica: Gwiazdoludy. A czy wszechświat kiedyś zniknie… tak zupełnie? A może będziemy mieć takie ciała, które umożliwią nam szybowanie w kosmosie z dowolną prędkością i wreszcie sobie dokładnie obejrzymy, co musiało być: zawsze lub powstać, żebyśmy My mogli zaistnieć. Co jest oczywiście… trochę nielogiczne i trąci największym złem, czyli ludzką pychą.
W tym zakresie rozważań, wszystko zależy od naszej – niestety ograniczonej – wyobraźni. A może istnieją inne wszechświaty – z innymi prawami fizyki i nie tylko...
No dobra. Przestaję zanudzać.
oceny: bezbłędne / znakomite
Przyrost wiedzy w ostatnich stuleciach jest skokowy w postępie lawinowym: wczoraj wiedziałeś tyle, co nic, dzisiaj posługujesz się internetem, jutro zamieszkasz na Marsie, a pojutrze teleportujesz się z rodziną na planetę w gwiazdozbiorze Oriona.
Niestety, całej tej nowej oszałamiającej nowej wiedzy nikt z nas-szarych żuczków ani nie ogarnia, ani nie kuma - wracamy zatem do tego, co było kilka tysiącleci temu; dostęp do tych cudownych naukowych odkryć i teorii ponownie stał się udziałem wąskiej elity "kapłanów".
Co pozostaje? W koło, Macieju - i dookoła Wojtek
Skoro Wszechświat mierzalnie wciąż się rozszerza, to ten proces musiał kiedyś się rozpocząć, prawda? Tyle jeszcze chyba jarzymy
– Mam to w dupie, nie stać mnie na nowy.
Kowalskich jest więcej, Kowalscy mają rację, Kowalskim wiedza nie jest potrzebna, Kowalscy to przyszłość.
oceny: bezbłędne / znakomite