Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-12-15 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1416 |
Kroczy swoimi nogami jak nożyce jakiś znudzony Anglik - już nasz Pepe go wyprzedza, odwraca się doń twarzą i, idąc tak tyłem do przodu, nuci coś z repertuaru pogrzebowego albo smutną piosenkę:
Przyjaciel mój nie żyje
I płacze moja żona!
A ja nie załapałem,
Dlaczego właśnie ona?
Dzieciaki idą z tyłu za nimi, pękając ze śmiechu, i chowają się jak myszki w krzakach, za rogiem domu, kiedy paniczyk flegmatycznie spojrzy na nie swymi wyblakłymi oczami.
.............................................................................................................................................................................
Wiele ciekawych historii można opowiedzieć o Pepe.
Kiedyś pewna seniora kazała mu odnieść w prezencie dla swojej przyjaciółki kosz jabłek z własnego sadu.
- Dostaniesz za to jednego solda*) ! - powiedziała. - To przecież ci nie zaszkodzi...
Chłopczyk z zapałem chwycił jej wielki kosz, postawił go sobie na głowie i poszedł, a wrócił po zarobione pieniądze dopiero wieczorem.
- Nie bardzo się spieszyłeś! - powiedziała kobieta.
- A jednak jestem zmęczony, droga senioro! - westchnąwszy, odparł Pepe. - Przecież ich było więcej niż dziesięć!
- W pełnym koszu? Dziesięć jabłek?
- Łobuzów, pani.
- Lecz co z moimi jabłkami?
- Najpierw o tych chłopakach powiem: Mikele, Dżowanni...
Kobieta zaczęła się denerwować, chwyciła go za ramię i potrząsnęła nim.
- Mów prawdę - odniosłeś te jabłka?
- Do samego placu, senioro! Tylko proszę posłuchać, jak dobrze wszystko robiłem: z początku wcale nie zwracałem na ich zaczepki uwagi. Niech sobie ze mnie się śmieją, że jestem podobny do osła, ja wszystko ścierpię z szacunku dla pani. Ale kiedy zaczęli szydzić z mojej mamy - tego nikomu nigdy nie daruję! Postawiłem kosz na drodze - i szkoda, że szlachetna seniora nie widziała, jak zręcznie i celnie dostali ode mnie tymi jabłkami ci zbóje; dopiero by się pani z tego uśmiała!
- Rozkradli moje owoce?! - wrzasnęła kobieta.
Pepe, smutno westchnąwszy, powiedział:
- O nie. Ale te jabłka, co w nich nie trafiały, rozprysnęły się o ściany, a resztę żeśmy zjedli zaraz potem, jak ich zwyciężyłem i pogodziłem się z wrogami...
Kobieta długo jeszcze krzyczała, zrzucając na wystrzyżoną główkę chłopczyka wszelkie sobie znane przekleństwa, a ten wysłuchiwał tego pokornie i z uwagą, od czasu do czasu strzelając językiem - a nawet w przerwach, kiedy zapadała cisza, z cichą aprobatą wołając:
- O, racja! Słusznie! Co za trafne słowa!
A kiedy ta, umęczona własnym krzykiem, w końcu poszła sobie precz, powiedział w ślad za nią:
- Ależ, naprawdę, nie denerwowałaby się pani tak, gdyby tylko widziała, jak celnie trafiałem tymi pięknymi jabłkami w rozczochrane głowy tych łobuzów - ach, gdybyście to, senioro, widzieli! Dałaby mi pani zamiast jednego obiecanego solda całe dwa!
Ordynarna kobieta wcale nie zrozumiała skromnej aluzji tego dumnego zwycięzcy - odchodząc, pogroziła mu tylko swoim żelaznym kułakiem.
.....................................
*) sold, włoska jednostka monetarna - odpowiednik naszego grosza
oceny: bezbłędne / znakomite