Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-02-06 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1287 |
Pułkownik spojrzał na zegarek, nie wiedząc, co robić.
- A dokąd pan wyjeżdża? Daleko?
- Bardzo daleko. Do Moskwy.
- Proszę poczekać... Ja zaraz, może... może mi się uda... - I, nie tracąc czasu na dalsze wyjaśnienia, Masza Makarowa pobiegła na widownię, zostawiając go samego w pustym foyer.
Po jakiejś minucie przyszła zadyszana Galina Pietrowna. Miała buty na wysokich obcasach i taką samą jak jej koleżanka, długą do ziemi spódnicę, a na plecach narzuconą wprost na wojskową bluzę chustę, której końce trzymała zaciśnięte w dłoni jak na tej swojej starej fotografii, którą miał w kieszeni na piersi.
- Co się stało? - chwytając zimnymi rękoma obie jego dłonie, zapytała. - Wyjeżdżacie? Kiedy, po co, czy na długo?
Lotnik, wciąż tak przez nią trzymany za ręce jak małe dziecko, z trudem zbierając myśli, odparł, że jedzie do Moskwy raczej już na stałe, że od dzisiaj tam właśnie będzie służyć, i wyjeżdża nocnym pociągiem.
Galina Pietrowna milczała. Tak była oszołomiona nieoczekiwaną wiadomością, że nie zdążyła pomyśleć, że Połynin będzie służył nie w Murmańsku, a tam, gdzie ona, i będą w Moskwie razem. Póki co, wiedziała jedno: już go traci, a co będzie dalej - jeden Bóg wie.
Jej ramiona zadrżały, i, puszczając jedną dłoń pułkownika, pośpiesznie wytarła łzy końcem chustki.
- Kochanie, - ujrzawszy, że zaraz się rozpłacze, przeszedł nieoczekiwanie na *ty* i objął ją, czując ciepło okrywającej jej plecy chusty, - jak już skończycie tutaj te swoje występy, przyjedź do Moskwy i wyjdź za mnie za mąż... Jeśli, oczywiście, nie sprzeciwiasz się temu.
Nic na to nie odpowiedziała, a tylko oparła głowę na jego piersi i, przez kilka minut przytulając się do niego, stała i płakała nad jego prostymi dobrymi słowami. I kiedy tak chowała mokrą twarz w jego ramionach, wciąż nie mogła zapomnieć strasznych proroctw Maszy: *Jutro wyjdziesz za mąż, a pojutrze ci go zabiją!*
W końcu głośno zaszlochała, oderwała się od niego, poszukała w kieszeni swojej teatralnej spódnicy chusteczki, pociągając nosem jak mała dziewczynka, zaczęła wycierać buzię, i, podniósłszy oczy na Połynina, kompletnie bez zastanowienia odpowiedziała w ten sam prosty sposób co on:
- Dobrze, przyjadę. O której masz pociąg?
- Dokładnie o 21:00.
- Będę na dworcu, zdążę już po koncercie, - pomyślawszy, rzekła. - Poproszę, żeby przestawili mi czas numeru, i zdążę.
- Prokofiewa, na scenę! - wychylając się zza drzwi i rozglądając się dookoła, zawołał pomocnik reżysera. - Czekamy na panią.
- Muszę iść, - powiedziała, - zatrzymano przeze mnie repetycje.
oceny: bezbłędne / znakomite