Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-03-07 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1326 |
Uważnie spojrzał na siedzącą przed nim kobietę, ale Galina Pietrowna była już czujna, a jej twarz niczego nie wyrażała.
*Może rzeczywiście nic ją z tym lotnikiem nie łączy, - pomyślał Witieńka, - ... a może i nie...*. Bez względu na wyraz jej tak spokojnej twarzy, jako doświadczony kobieciarz uważał, że i jedno, i drugie było tak samo prawdopodobne.
- Tak właśnie myślałem, - powiedział, - że to tylko dla ciebie całkiem nieważna frontowa znajomość. Nie skrywałem zatem przed nim niczego, powiedziałem, żeby jak go najdzie ochota nas razem zobaczyć i strzelić z nami po kieliszku wódki, niech tu do nas zagląda! Chciałem jakoś się odwdzięczyć za to, że sam przyniósł list; mimo wszystko z jego strony to naprawdę szczególny gest.
Gdyby znał istotę jej stosunku do Połynina i mógł sobie wyobrazić całą siłę ciosu, jaki jej zadał tym swoim łgarstwem, zrobiłby to jeszcze raz - i już z premedytacją. Nie dlatego, że był zazdrosny, a ponieważ czuł się bardziej wolny, kiedy wiązał ze sobą swoją kobietę jakimś trudnym dla niej wspomnieniem. Teraz jednak, jak to nierzadko już wcześniej bywało, skłamał ot, tak ogólnie prawie bez żadnego celu, aby po raz kolejny jej przypomnieć, że liczy na to, co już między nimi było - na to, żeby została z nim do rana. I, mimochodem tak łżąc jej i w tym samym czasie nalewając jej i sobie po drugim kieliszku wódki, nawet na nią nie spojrzał i całkiem nie zauważył, jak po tych słowach zadrżała - i zbladła.
*Czyli to już z Połyninem koniec, - myślała, patrząc przed siebie zatumanionymi oczami i widząc szybkie ruchy dłoni Witieńki, kolejno nalewającego najpierw alkohol, a potem nakładającego jej i sobie na srebrne talerzyki kawałki śledzi i ziemniaków. - Wszystko skończone.* - tłukło się jej po głowie, gdyż dobrze wiedziała, że tak właśnie z takim jak Połynin człowiekiem musiało się to skończyć - to, że tak idiotycznie posłała go z tym listem aż tutaj, a ten nie wiedzieć czemu, sam z nim przyszedł aż pod progi tego domu. Witieńka, coś podejrzewając, a może nawet tylko ot, tak sobie z młodzieńczej męskiej chełpliwości, pośpieszył dać mu do zrozumienia, że nie tylko z nią żył, ale i będzie z nią także w przyszłości.
Pytanie, jakiego nie zdążyła zadać swojej śpieszącej na dyżur sąsiadce: czy nie dzwonił do niej ktoś o nazwisku Połynin? - teraz już nie miało żadnego sensu. Oczywiście, że nie dzwonił. Jak mógł do niej telefonować po czymś takim! Nie dzwonił - i nigdy nie zadzwoni. I jego słowa tam, w Murmańsku: *Przyjedź do mnie do Moskwy i wyjdź za mnie za mąż.* - były ostatnimi, jakie usłyszała z jego ust i jakie echem w przyszłości tylko usłyszy. Niczego więcej jej już nie powie, nawet gdyby go jakimś cudem przed sobą ujrzała... Aż wzdrygnęła się na myśl, że przecież w tej bezludnej wojennej Moskwie naprawdę może go dzisiaj spotkać. Nie, lepiej już nigdy więcej!
Powieść Simonowa ukazuje nam bohaterów przez pryzmat kolejnych zwrotów akcji. Co myśleliśmy o nich na początku lektury, wcale niekoniecznie musimy myśleć, odkładając książkę z powrotem /do lamusa/.
To bardzo znacząca różnica w konstrukcji powieściowej. W POLSKIM BESTSELLERZE WSZECHCZASÓW, "Lalce" Prusa, Rzecki, Izabela czy baron Krzeszowski są GOTOWYMI psychologicznie postaciami, wiemy jak się będą zachowywać, przewidujemy ich postawy i reakcje.
Simonow pokazuje ludzi takimi, jakich spotykamy w swoim własnym kręgu - jako znanych kompletnie nieznanych
Można to dostrzec nawet na portalu. Nie boję się śmiało o tym mówić.
Miłego wieczoru.