Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-16 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1163 |
Na nasz pokład wszedł naburmuszony locman i wydał rozkaz: *Kotwica do góry!*. Kiedy z baku zameldowano, że jest już podniesiona, locman ustawił prędkość na *małą naprzód*, a *Elton* zasapał i powoli ruszył do falochronów, zabezpieczających wejście do rzeki. Facet przechadzał się w milczeniu po mostku, kurząc fajkę i od czasu do czasu spluwając za burtę. To było dziwnie zastanawiające zachowanie, gdyż locmani zawsze byłi chętni do rozmów, nowinek i morskich opowieści. Jego rozkazy dla sternika były ostre, urwane.
- Ożeż w mordę! Patrz tylko! - raptem cicho do mnie powiedział kapitan. - Nie płyniemy w prawo, a na lewo!
Odwróciłem się i zza zakrętu ujrzałem złowieszczy obraz. Wzdłuż całego nabrzeża stały ciasno, jeden przy drugim, jasno-kuliste korpusy okrętów wojennych: stawiacze min, łodzie podwodne, trałowce, patrolowce. Złowrogie bandery Trzeciej Rzeszy z podobną do pająka swastyką łopotały na dziobowych flagsztokach, przy których zastygli niemieccy wachtowi.
- Do diabła! - zaklął kapitan. - Będziemy musieli oddać im honory! Zgodnie z morskim prawem.
Zagwizdałem, a nasz dyżurny marynarz pobiegł na rufę i tam na drugi mój gwizdek do połowy opuścił banderę *Eltona*. Niechętnie i bardzo powoli na wszystkich okrętach hitlerowskich po kolei opuszczano swastyki. Mijaliśmy ich bardzo blisko. Mogłem obserwować twarze kolejnej załogi i oficerów, przyglądających się przepływającemu radzieckiemu statkowi. I tylko na nielicznych z nich można było odczytać coś, co przypominałoby zaciekawienie czy cień przyjaźni.
- Co to za parada? - spytał kapitan niemieckiego locmana, kiedy już minęliśmy ich okręty wojenne.
Ten tylko wzruszył ramionami. Oczywiście, coś o tym musiał wiedzieć, ale mówić nie chciał, a być może nie miał odwagi.
- Jak to na wojnie, kapitanie. Wolno naprzód! - rzucił rozkaz i przeszedł na drugie skrzydło mostku, całym sobą dając do zrozumienia, że nie ma ochoty kontynuować tej rozmowy.
- Po co te okręty tutaj zgromadzono? - wymamrotał kapitan. - Przeciwko komu?
Nasz parowiec wolno szedł w górę kanału. Z rzadka po drodze spotykaliśmy zakamuflowane farbami, całe w panterkę statki handlowe. Na ich pokładach jakieś działa, przykryte brezentem, i masa rozrechotanych żołnierzy Kriegsmarine. Na widok *Eltona* wszyscy oni przechodzą na najbliższą nas burtę, żywo gestykulując i coś do nas pokrzykując. Ale co - zrozumieć się nie da ze względu na odległość między nami. Chyba są to jakieś z nas kpiny i śmichy-chichy, bo za każdym razem rozlega się salwa wesołości. Locman jest coraz bardziej pochmurny. Wreszcie wpływamy do portu. Cały jest zapchany wagonami z transportem wojennym, Wermachtem, specjalnym bagażem w skrzyniach i wojenną aprowizacją ot, tak tylko upchaną wprost pod wojskowym brezentem.
oceny: bezbłędne / znakomite