Przejdź do komentarzyZAMEK WULZBURG 29
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2020-06-26
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1172

*Mannerheim*, oczywiście, na myśl o tym już zaciera ręce.


I oto po kilku dniach zaraz po obiedzie Weifel nieoczekiwanie wzywa na plac wszystkich komisarzy.


- Zbierzcie swoje rzeczy. Zabierzecie wszystko ze sobą. A wy tam z tyłu - cisza! - odwraca się do marynarzy, zastygłych w strasznym przeczuciu i kładzie dłoń na kaburze pistoletu.


- Griebienkin, Zotow, Szymciuk, Antonow, Kuprowicz, Pućkow - żywo, żywo! - bez żadnej kartki, z pamięci wymienia ich wszystkich ten nasz zajadły *pies tropiący* Weifel, który - patrzcie tylko - jak dobrze poznał nasze rosyjskie dokumenty!


Szóstka naszych towarzyszy pakuje swoje chude węzełki. Nikt nie wie, dokąd i po co ich wywożą. Jedno jest tylko pewne: z Wulzburgiem rozstają się na zawsze. Czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczymy? Trudno oderwać się od swoich... Osieroceni marynarze starają się choć czymś  poratować wyjeżdżających; dajemy im swój chleb, ciepłe ubrania, skarpety, rękawice - wszystko, co mamy najcenniejszego, co trzymaliśmy u siebie na najczarniejszą godzinę. Przekazujemy im słowa pociechy, prosimy, by nie tracili nadziei na powrót do zamku, chociaż nikt już w to nie wierzy...


Wyprowadzają ich z celi. Na podwórcu przed komendanturą stoi już furgon. Przy nim gromadzą się obozowi oficerowie. Marynarze wysypali hurmem na dwór, i teraz wszyscy wisimy na drutach. Serce dławi nieopisana trwoga i żal. Co, jeśli ich rozstrzelają?? Unterowie zaganiają kolbami naszych komisarzy do samochodu. W ostatniej chwili z furgonu wysuwa się Griebienkin, macha do nas ręką i woła:


- Trzymajcie się! Nie poddajemy się! Tak czy siak to my zwyciężymy! Żegnajcie!

- Żegnajcie! - krzyczą pozostali, ale ich nie widzimy; słychać tylko ich chóralny głos. Mój Boże! Nic dobrego ich nie czeka, i to przecież rozumie każdy z nas. W strasznej rozpaczy rozchodzimy się po podwórzu. Nigdy wcześniej podobnego nieszczęścia nikt z nas nie przeżył.


Po kilku miesiącach ten sam los spotkał Saszę Siemiontkowskiego, który któregoś poranka po prostu odmówił pójścia do pracy. Gdzie by ona nie była: w warsztacie ślusarskim, w mieście, na zamku - gdziekolwiek. To był jego bunt przeciwko hitlerowskiemu chamstwu, przeciwko przemocy, przeciwko wszystkiemu temu, co działo się w obozie. Myślę, że przelała się czara goryczy. A tą ostatnią kroplą była kolejna awantura z Weifelem, który w pogardliwej formie, z wrzaskiem i groźbami zmuszał go do zamiatania korytarza. A wtedy Sasza z nienawiścią wypalił mu prosto w twarz:


- Nie będę pracować. Już nigdy. Róbcie, co chcecie.


Unter biegiem poleciał na skargę do *Mannerheima*.

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Smutne losy ludzi... Rany, jak ja nie znoszę ludzkich potworów wywołujących wojny. :(
avatar
Niech będzie przeklęta
Wojna, jej diablęta!
Ziemia nasza - Ś W I Ę T A!
© 2010-2016 by Creative Media
×