Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-10-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1028 |
Rozmowa ze starym zarządcą była krótka:
- Trzeba rozmieścić nawet na kilka dni naszych 180 marynarzy. W miarę wygodnie - zaznaczam.
Nadęty dziadek błysnął złym okiem:
- Tu nie hotel. Mieszkają tutaj rodziny porządnych robotników. Słyszałem, że Sowieci szanują ludzi pracy. - tu spojrzał zwycięsko na Edelmanisa.
- Pokazuj, cwany łobuzie, wolne mieszkania! I to już! - wrzasnął na niego Misza, wyciągając z kieszeni parabellum. Sami się jego ryku wystraszyliśmy. Niemiec zbladł i stanął na baczność:
- Jawohl! Jawohl! Wszystko zrozumiałem. Tylko przyniosę klucze, jeśli pan pozwoli.
- Idź! I to biegiem! - po czym, chowając rewolwer z powrotem, Edelmanis zwrócił się do nas: - Takie gnoje jak ten - widzieliście - reagują wyłącznie na krzyk. Tylko tak potrafią porozumiewać się ze światem.
Zarządca z ogromnym pękiem kluczy powrócił natychmiast.
- Chodźmy, panowie. Ot, starość, nie radość... Właśnie przypomniałem sobie, że w pierwszym korpusie jest kilka mieszkań wolnych. Ich lokatorzy ewakuowali się jeszcze przed nalotami.
- Wolne czy nie, w każdym z nich zakwaterujecie po 5 naszych ludzi. A to co tu jeszcze robi? - kiedyśmy się już zbliżali do bloku, zapytał Misza, wskazując na wielką swastykę nad wejściem.
Niemiec milczał.
- Pytam się, co to tutaj robi!
- To domy członków robotniczej partii narodowo-socjalistycznej. Nie ma komu tego zdjąć, bo wszyscy mężczyźni na froncie. Zostały tylko kobiety, dzieci, starcy i inwalidzi. - znowu wyprężając się na baczność, tłumaczył dziadek. Po jego twarzy widziałem, że teraz to się naprawdę przestraszył.
Jednego z nas wysłaliśmy z powrotem do Bogdanowa po to, żeby cała nasza kolumna skręciła tutaj, na działki do tych domów.
Już po kilku godzinach wszyscy nasi ludzie zostali w miarę komfortowo rozlokowani w mieszkaniach. Niemiec nie kłamał: w blokach zostały tylko same kobiety z dziećmi, kalecy i starcy. Z początku na widok któregoś z przechodzących korytarzami marynarzy wszyscy oni z lękiem przemykali pod ścianą jak dzikie przepiórki, ale potem, widząc, że nic złego się nie dzieje, nabrali większej śmiałości. Dzieciaki nawet próbowały z nami rozmawiać, i coraz częściej słyszeliśmy ich wesołe chichoty. Rosyjski język wyraźnie ich rozweselał.
oceny: bezbłędne / znakomite