Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-07-30 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 876 |
Znana scena z obłokiem podczas dialogu Hamleta z Poloniuszem - scena, w której nasz duński królewicz wyobraża sobie, że robi ze swego współrozmówcy ostatniego durnia - dla nas ma swój jawny sens, potwierdzający nasze podejrzenie... Pozwalamy sobie w tym miejscu przytoczyć Państwu ten fragment:
Poloniusz: - Królowa życzy sobie porozmawiać z panem, książę, i to już teraz.
Hamlet: - Czy widzi pan ten - o, tam! - obłok? Wygląda jak jaskółka.
Poloniusz: - Rzeczywiście podobny jak dwie krople wody.
Hamlet: - A mnie się wydaje, że jest raczej jak wielbłąd.
Poloniusz: - Racja. Garb ma identyczny jak u wielbłąda.
Hamlet: - Albo może jak u wieloryba?
Poloniusz: - Kapka w kapkę czysty wieloryb.
Hamlet: - No, dobrze. To w takim razie idę do mateczki.
Czyż nie widzimy, że w tej scenie Poloniusz w jednym i tym samym momencie jest zarazem i dworzaninem, który we wszystkim stara się dogodzić swemu królewiczowi, i dorosłym, który nie chce zaprzeczać choremu, kapryśnemu dziecku? Nawet na włos nie wierzy gierkom Hamleta, i ma rację: z całą swoją ograniczoną pewnością siebie wszystkie niedorzeczności i bzdurne zachowania młodego księcia przypisuje jego miłosnemu uczuciu do Ofelii, i co do tego ostatniego, naturalnie, bardzo się myli; nie myli się jednak w ocenie jego charakteru. Ludzkim masom rzeczywiście wcale nie są potrzebni żadni Hamleci; niczego im przecież nie dają, donikąd ich nie poprowadzą, bo sami n i g d z i e nie zmierzają. Jak kogokolwiek dokądś prowadzić, kiedy sam nie wiesz, czy w ogóle masz ziemię pod swoimi nogami? Przy czym w dodatku ludzie jego królewskiego pokroju zawsze pogardzają tłumem. Kto sam siebie nie szanuje - kogo i co może szanować?! I czy warto zajmować się jakimś brudnym durnym pospólstwem? Toż to same chamy i prostaki! a Hamlet jest wykwintnym arystokratą, i to nie tylko z urodzenia.
Całkiem inne dla nas widowisko przedstawia sobą Sancho Pansa. Ten, przeciwnie, wiecznie śmieje się i drwi sobie z don Kichota, dobrze wie, że to wariat, lecz sam trzykrotnie porzuca swoją ojcowiznę, swój dom, żonę i córkę, żeby iść za tym okropnym szaleńcem, podąża za nim wszędzie, naraża się na wszelkie możliwe i niemożliwe nieprzyjemności, oddany swemu panu aż po grób, wierzy mu, jest z niego bardzo dumny i w chwili ostatniej próby szlocha jak dziecko cały na kolanach u biednego łoża, na którym kona jego były właściciel i gospodarz.