Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-12-03 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 673 |
W trzecim dniu działalności kantoru pojawił się pierwszy gość. Ku zdziwieniu właścicieli był to listonosz, który przyniósł 8 grubych przesyłek. Pogwarzywszy z gońcem Panikowskim o tym i o owym, w końcu sobie poszedł. W przesyłkach, jak się okazało, były trzy zawiadomienia, które wzywały przedstawiciela firmy *ROGI I KOPYTA* do udziału w trzech różnych naradach i posiedzeniach, przy czym we wszystkich tych zawiadomieniach podkreślano, że stawiennictwo jest obowiązkowe. W pozostałych pismach wszelakie dzielne urzędy oraz instytucje domagały się dostarczenia różnego rodzaju zaświadczeń i dokumentów - i to w wielu kopiach - i wszystko to także w pilnym i obowiązkowym trybie.
- Ale co jest grane? - krzyczał Ostap. - Jeszcze 3 dni temu byłem wolnym jak ptak, jak ten sęp padlinożerca człowiekiem, machałem swobodnie wszystkimi swoimi skrzydłami, latając sobie, gdzie chcieć, a tu proszę - stawiennictwo obowiązkowe?! Okazuje się, że w tym obcym mieście jest cała kupa ludzi, którzy na gwałt mnie - nikomu nieznanego Ostapa Bendera? - potrzebują, i to już, natychmiast?! I pytanie, kto będzie całą tę korespondencję teraz z tymi nowymi przyjaciółmi prowadził?? Ja? Może jeszcze zatrudnimy sekretarkę?! Trzeba kogoś, kto się na tym zna. I niech se siedzi i tego wszystkiego pilnuje.
Dwie godziny później zwaliło się nowe nieszczęście: przyszedł jakiś chłop z ciężkim workiem na plecach.
- Kto z panów przyjmie rogi?
Wielki Kombinator koso spojrzał na pierwszego klienta oraz zawartość jego worka. Były to malutkie, krzywe i zabrudzone rogi, i Ostap zerkał na to z prawdziwym wstrętem.
- Ale czy to na pewno dobry towar? - ostrożnie zapytał chłopka.
- Ale tylko, bracie, popatrz, jakie to rożki! Buzi dać! - zgorącował się klient, podnosząc żółty róg do nosa pana naczelnika. - Rożki pierwyj sort! Zgodnie z miastową kondycją!
Przyszło zatem ten pierwyj sort zakupić. Chłopek potem długo popijał se herbatkę z Panikowskim i rozpowiadał o wieśniackim swoim życiu-byciu, wywołując w Ostapie naturalne rozdrażnienie człowieka, który niepotrzebnie przeputał całe 15 rubli.
- Jeśli ten Panikowskij wpuści mi tutaj jeszcze jednego faceta z rogami, - powiedział, kiedy klient w końcu sobie poszedł, - wywalę go na zbity pysk. I to bez zapłaty i dodatku za święta. I w ogóle dosyć już tej państwowej działalności na rzecz CCCP. Czas zająć się Koriejko.
Powiesiwszy na szklanych drzwiach wejściowych tabliczkę *PRZERWA NA OBIAD*, naczelnik filii wyjął z biurka żółte akta, w których jakoby mieściło się całe sine morze i biały parostatek, i uderzywszy w nie dłonią, rzekł:
- Oto nad czym będzie pracował nasz kantor. Dzisiaj w tej sprawie nie ma tutaj póki co ani jednej kartki, ale znajdziemy wszystkie jej tropy i końce, nawet jeśli przyjdzie wysłać w delegację śledczą w karakumskie pustkowia i dzikie piachy i Panikowskiego, i Bałaganowa! Czy do innego jeszcze Kriemienciuga!
W tej samej chwili klamka u drzwi wejściowych zazgrzytała. Za szybą dreptał w miejscu jakiś staruszek w pocerowanej białymi nićmi panamie i w szerokiej czesuczowej marynarce, spod której widniała biała pikowana kamizelka. Dziadek wyciągał swoją pomarszczoną kurzą szyjkę i przykładał do szyby wielkie ucho.
- Zamknięte! Zamknięte! - śpiesznie zawołał Ostap. - Przerwa obiadowa!
Jednakowoż staruszek nadal czynił rękoma jakieś naglące zagadkowe znaki.
Gdyby Wielki Kombinator nie wpuścił go do środka, to, być może, akcja naszej powieści pobiegłaby w całkiem innym kierunku, i nigdy nie miałyby miejsca zdarzenia, w których musieliby uczestniczyć ni on, ni jego nerwowy kurier, ni jego obibok-pełnomocnik d/s kopyt, i wielu innych jeszcze ludzi, w tej liczbie także pewien wschodni mędrzec, wnuczka starego szaradzisty, sławny działacz-społecznik, naczelnik *Herkulesa* i cała masa radzieckich i cudzoziemskich obywateli.
Niestety, Ostap drzwi otworzył. Dziadziuś, uśmiechając się żałośnie, wszedł za barierkę i bez sił opadł na krzesło.
1931