Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-05 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 540 |
Historia z niesławnym Bubieszko, który zmniejszał na ich praktykach plany produkcyjne, została opowiedziana po raz drugi, tym razem specjalnie dla Ostapa. Nowi przyjaciele poszli z nim do ich twardego wagonu, żeby przekonał studentkę Lidę Pisariewską, aby ta odwiedziła ich przedział - i tak ją tam skutecznie zbajerował, że wstydliwa dziewczyna w końcu dała się namówić i wzięła udział w tym całym ogólnym harmidrze. Zadziwiające wzajemne zaufanie tak wzrosło, że przed wieczorem, spacerując po peronie wielkiego węzła kolejowego z panienką w chłopięcym płaszczyku, Wielki Kombinator zaprowadził ją aż do ostatniego semafora i właśnie tutaj, nieoczekiwanie dla siebie samego opowiedział jej szczerze o swoich perypetiach miłosnych z Zosią i to w dosyć podleńkich nawet wyrażeniach.
- Rozumie pani, - tłumaczył przejęty, - świecił księżyc, król landszaftu. Siedziałem z nią na stopniu schodów muzeum starożytności, i raptem poczułem, że ja ją kocham. Niestety, musiałem jeszcze tej samej nocy wyjechać, no, i wszystko przepadło. Ona chyba się obraziła. Nawet na pewno się obraziła.
- Wysłali pana w delegację? - spytała domyślnie panienka.
- Hmm... Tak, coś w tym rodzaju. To jest nie tyle w delegację, ile sam musiałem jechać w pilnej sprawie. A teraz cierpię. Ogromnie i głupio cierpię.
- To nic strasznego. - powiedziała studentka, - Niech pan przełączy nadmiar swojej energii na jakiś inny czysto fizyczny proces. Niech pan piłuje albo rąbie drewno na przykład. Teraz jest to modny w terapeutyce trend.
Ostap obiecał się przełączyć i, choć nie wyobrażał sobie, jakim sposobem zamieni Zosię na piłowanie drewna, naprawdę poczuł wielką ulgę. Wrócili do wagonu z tajemniczymi minami i później kilka razy wychodzili na korytarz, żeby poszeptać o nieodwzajemnionej miłości i o nowych trendach w tej materii.
Komandor w przedziale jak przedtem wyłaził ze skóry, żeby przypodobać się swej nowej kompanii, i osiągnął tyle, że wszyscy ci młodzi ludzie zaczęli uważać go za swojego. Aż grubianin Parowickij z całych sił walnął go w ramię i zawołał:
- Wstąp do nas na politechnikę. Naprawdę! Dostaniesz w ramach stypendium aż 70 rubli. Będziesz żył jak bóg. Mamy w akademiku jadalnię, i codziennie jest mięso. A potem pojedziemy na praktyki aż na Uralu.
- Ale ja już skończyłem swoją uczelnię... humanistyczną, - szybko odparował Wielki Kombinator.
- I co teraz robisz? - zapytał Parowickij.
- Nic takiego. Pracuję w finansach.
- Może w banku?
Ostap raptem spojrzał sceptycznie na studenta i nagle powiedział:
- Nie, nie w banku. Jestem milionerem.
Oczywiście, do niczego te słowa go nie zobowiązywały, i zawsze można było obrócić wszystko w żart, ale Parowickij ryknął takim śmiechem, że Benderowi zrobiło się przykro. Ogarnęła go przemożna chętka porazić swych współpodróżnych całą o sobie prawdą i wyzwolić w nich jeszcze większy zachwyt.
- A ile ma pan tych swoich milionów? - zapytała panienka w tenisówkach, prowokując go do wesołej odpowiedzi.
- Jeden, - odparł Ostap, blednąc z dumy.
- Coś trochę przymało, - pokręcił głową wąsaty student.
- Mało, grubo za mało! - krzyczeli wszyscy.
- Jak dla mnie wystarczy. - rzekł Bender uroczyście.
Z tymi słowy wziął z bagażnika swoją walizę, rozsunął niklowany zamek błyskawiczny i wysypał na leżankę wszystko, co w niej było. Papierowe pakiety ułożyły się w rozpadającą się piramidkę. Ostap przegiął w dłoniach jedną z paczek, i obwoluta z karcianym trzaskiem pękła.
- W każdej jest po 10 tysięcy. Mało tego wam? To razem niecały milion bez jakichś tam kilkuset groszy. Wszystko jest tak jak trzeba: podpisy, siatka parkietu i znaki wodne.
1931
oceny: bezbłędne / znakomite
To czym się tu tak jarać - i tak epatować?!
Studenci to wcale niegłupi ludzie