Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 726 |
IIja Samojłowicz Burmin służył jako starszy pisarz w sądzie dla sierot. Kiedy owdowiał, miał koło pięćdziesiątki, a jego córeczka była siedmiolatką. Saszeńka była nieładną, chudziutką i anemiczną dziewczynką; słabo rosła i tak mało jadła, że podczas obiadów za każdym razem musiano ją straszyć wilkiem, kominiarzem i policjantem. Pośród wiecznego szumu i kipiącego ruchu wielkiego miasta przypominała te zeschłe trawinki, które wyrastają - bóg wie jakim sposobem - w szczelinach starych kamiennych zabudowań.
Któregoś dnia zachorowała. Cała jej choroba polegała na tym, że mała całymi dniami przesiadywała w milczeniu w ciemnym kątku, obojętna na wszystko, cicha i smutna. Kiedy Burmin ją pytał: *Co ci jest, Saszeńka?* - odpowiadała żałobnym głosikiem: *To nic, tatusiu, ja się tylko nudzę*...
W końcu ojciec postanowił wezwać lekarza, który mieszkał vis-a-vis. Doktor zaszedł do sutereny, gdzie Burmin zajmował prawy tylny róg, i długo szukał tam miejsca dla swojej jenotowej szuby, ponieważ jednak wszędzie było brudno i wilgotno, pozostał w futrze. Wokół niego w należytej odległości zebrał się wianuszek bab - innych mieszkanek tych półpiwnic, które, podparłszy podbródki dłonią, patrzyły na lekarza żałośnie i wzdychały, słysząc słowa *apatia*, *anemia* i *rachityczny organizm*.
- Dziecku potrzebne dobre jedzenie, - rzekł surowym tonem lekarz. - Zawiesisty porządny rosół, stary portwein, świeże jaja i owoce.
- Tak, tak... oczywiście, oczywiście, - powtarzał Ilja Samojłowicz, który przywykł jeszcze tam u siebie, w sądzie dla sierot do przymilnego potakiwania każdemu naczalstwu. I ze skruchą patrzył na zielone szyby swego okna i zakurzone kwiaty geranium, które powoli obumierały w stęchliźnie sutereny.
- A najważniejsze świeże powietrze... Rekomendowałbym waszej córce południowy brzeg Krymu i kąpiele morskie...
- Tak, tak... oczywiście, oczywiście...
- I kurację winogronową...
- Tak-s, tak-s... Winogronową...
- A najważniejsze, powtarzam, świeże powietrze, świeże powietrze i zieleń, zieleń, zieleń... A więc, wybacz pan... niesłychanie jestem zajęty... A co to? Nie, nie... nie biorę, od biednych nie biorę... Zawsze bezpłatnie... Do widzenia-s.
Gdyby od Burmina zażądano dla dobra dziecka oddać do ucięcia swoją rękę (ale tylko lewą, bo tą prawą musiał przecież pisać), nawet sekundę by się nie zastanawiał. Ale stary portwein to 18,33 rubla z jego pensji...
Dziewczynka nikła w oczach.
- No, powiedz mi, Saszureczko, powiedz, moja dziecinko, czego byś chciała? - pytał Ilja Samojłowicz, z rozpaczą patrząc w wielkie poważne oczy córeczki.
- Niczego, tatusiu...
1897
oceny: bezbłędne / znakomite
ZAMIAST budować kolejne polskie srebrne i złote wieże, należałoby wyprowadzić polską biedotę z półpiwnic, no, ale to wciąż tylko kolejne Żeromskiego sny o szklanych domach...
Skala charłactwa wśród Polaków jest r o s n ą c a. Wiedzą o tym nauczyciele, mający na oku dzieci z wszystkich grup dyspanseryjnych, wiedzą też wojskowe komisje rekrutacyjne, ale...
to NADAL nie jest przedmiotem naszej narodowej troski
oceny: bezbłędne / znakomite