Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2022-04-06 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 712 |
Borowski po przeżyciu obozowych traum zastanawiał się, czy można jeszcze i wypada pisać o ukwieconych łąkach i przeczystych nieboskłonach. Czy drwiący śmiech pokoleń nie zagłuszy aby szczebiotliwych zachwytów, a późnym wnukom nie zostanie ani wiersz, ani proza, tylko kawał powroza?
Po obserwacji z okien swojego mieszkania wstrząsających scen likwidacji warszawskiego getta, po doświadczeniach związanych z przetrwaniem oświęcimskiego piekła, nie mógł zdobyć się na opisywanie własnych wrażeń w sposób patetyczny. Nie potrafił wykrzesać z siebie krzykliwych, pełnych oburzenia tonów.
Uważał, iż język ludzki jest za ubogi, zanadto nieprzygotowany do wyrażania słów ilustrujących tak drastyczne doznania. Sądził, że nie ma w nim odpowiednich określeń; żaden przymiotnik, żadna ocena, żadne nagany, potępienia, czy moralizatorskie oceny nie oddałyby grozy tamtych dni. Wszystkie są zbyt słabe wobec tych tragedii. Dlatego pisząc o życiu obozowym, nie bełkotał w stylu olaboga.
Przedstawiał fakty bez wdawania się w stereotypowe spazmy. Tropem identycznym, jedynie trafnym przy mówieniu o niewyobrażalnych zbrodniach, poszła Nałkowska w Medalionach. Gdyż milczenie, brak histerii, lamentów i załamywania rąk mocniej przemawia do ludzkich serc, niż przybieranie histerycznych póz.
*
Są artyści o maratońskim dochodzeniu do mistrzostwa. I są twórcy doskonali już w wieku nieopierzonym. Borowski żył 29 lat. Przemknął przez czas, jak błyskawica. Ledwie zajaśniał, a już ogarnął go mrok.
Poeta, prozaik, człowiek doszczętnie wrażliwy, po wojennych traumach zafascynowany rodzącym się państwem społecznej sprawiedliwości, wstępuje w szeregi komunistów. Ulega kuszącym wizjom ustroju o czerwonej barwie, ponieważ daje się zauroczyć pacyfistycznym klekotom.
Nie on jeden został wystawiony rufą do wiatru. Podsumowanie okresu wiary w komunistyczne slogany znaleźć można w tomie opowiadań Kamienny świat.
W gronie początkowych entuzjastów zamordystycznego systemu, znaleźć można Szymborską, Kapuścińskiego, Miłosza. O komunizm otarł się również Kołakowski, ale że w trakcie psychicznej fermentacji wyrasta człowiekowi narośl nazywana trzecim okiem lub zdrowym rozsądkiem, ówże rozsądek nakazał mu wycofać się z głupoty.
*
Borowski, oprócz bycia wrażliwcem, wyznawał poglądy zbliżone do katastrofizmu, a on nie zezwalał na huraoptymizm. Według jego mniemań, świat skazał się na zagładę i tyko kwestią czasu jest, kiedy człekopodobne stwory wyekspediują go do piachu.
Obozowa gehenna to potwierdziła. Ludzie, o których naiwnie myślał, że przestaną być po nich mordercami, zawiedli go, rozczarowali, pozbawili złudzeń i nie wyciągnęli wniosków z wojny. Obserwował, jak zgnilizna nieczułości przenika do ich krwi.
Dać im szansę na opamiętanie, sterczeć w bezsensownej nadziei na cud, na życie wolne od wolności, życie oskubane z fałszu i zakłamania, wyzwolone ze strachu i bezustannych spodziewań się śmierci, odpowiadało mu nie za bardzo. Wolał więc odkręcić kurek z gazem.
*
Okazało się, że ludzie są nadal odporni na wyciąganie wniosków z bolesnych doświadczeń. I choć po wojnie wydano międzynarodowy krzyk pod wezwaniem NIGDY WIĘCEJ, to krzyk ten trwał krótko, pospiesznie i na odpierdol.
Hasło NIGDY WIĘCEJ (np. faszyzmu) przeminęło razem z ofiarami. Bo po ekspresowych chwilach zadumy, frazes ów przepadł w tumulcie codziennych rozrywek. W hedonistycznych łoskotach tryumfalizmu. Bo gloryfikatorzy bezrefleksyjnego życia na słodko, upojnie i zabawowo, zwyciężyli zwolenników wyciągania wniosków.
Nic to, że były spalarnie ludzkich ciał i pełną parą odchodziło wyrzynanie całych narodów. Zaraz po odtrąbieniu końca wojny, zaraz po dziejowych okrucieństwach, do głosu dorwali się zmęczeni koszmarnymi widokami, a ich głównym pragnieniem było zapomnieć. I pisali o kwiatkach, i tworzyli komedie.
Efekt? Wesołość wżarła się w potoczną jaźń. Dzisiejsza wiedza poszła w las, a o czasach pogardy jest jej znikomo. Dzięki temu zalęgło się (nie tylko w naszym kraju) robactwo nonszalancji. Życia bez celu i sensu. Z dnia na dzień.
Na darmo więc pisarze trudzili się opisywaniem zagłady Żydów i ukraińskiego głodu. Na próżno układali te swoje dramaty i sprawozdania z niedoli. Niepotrzebnie biadolili o wyniszczeniach całych nacji. Bez sensu wbijali w sybaryckie czerepy swoje humanistyczne wołania o zbrodniach uczynionych ludziom przez ludzi; Nałkowska, Krall i Grudziński zostali uhonorowani zapomnieniem.
Powstanie Warszawskie, Getto, Katyń, to, czy tamto ludobójstwo, zmartwychwstawały na ułamek chwili, okazjonalnie, w rocznicowe dni namaszczone celebrą i świętymi olejami wspomnień.
Co prawda mówi się jeszcze o tych wydarzeniach, ale odkurzało się je tylko przy okazji pompy. Hucznie, od wielkiego dzwonu, w petardowej i fajerwerkowej atmosferze powszechnego zbratania, odbywają się masowe pielgrzymki i procesje do miejsc kaźni. Prowadzone są akademie ku czci. Powołuje się do życia orgie miłości do ocalałych i zdawkowe płacze na cześć nieżywych ofiar.
*
Koleiny raz naiwny Zachód przesypia moment, gdy ma do czynienia z jajem dinozaura. Niewykluta zapowiedź przed potowego zwierzątka wzbudza w nim obsesyjne rozczulenie, fascynację odmiennością i reanimuje nieomal macierzyńskie instynkty. Zamiast rozbić jego skorupkę, gdy jeszcze zło siedziało w środku, polityczni frajerzy zabrali się za pielęgnację gada. Pozwolili mu wyściubić pysk z pisanki i zerknąć na powierzchnię zdarzeń, a kiedy już osiągnął niebagatelne rozmiary rozmiary, na dzień dobry całują go w misia, zalecają do niego, wdzięczą i przymilają ze strachu.
Gad jest ogromniasty i kiedy otworzy paszczę, lepiej nie zaglądać mu do gardziołka. Mimo to polityczna dziatwa za nic ma przestrogi przed łapczywymi kłami. Przytula go w lansadach mając zawziętą nadzieję, że dobrocią, uśmiechami czy uniżoną dyplomacją gad pozwoli się oswoić i ucywilizować, pedagogicznie przekabacić na uczciwca.
Jednakże nie pozwolił. Efektem jest obecne ratowanie ukraińskich zgliszcz. Budowanie studni po pożarach. Zwoływanie komisji do spraw rozpieprzonych na amen.
oceny: bezbłędne / znakomite
Wojna w świadomości Polaków nadal istnieje jako potężne zagrożenie, ale ludzie nie mogą żyć jak Flip i Flap przez dziesięciolecia w okopach!
Tym niemniej likwidacja naszej 450-tysięcznej /za PRL-u/ dobrze wyszkolonej armii poborowych i na jej miejsce powołanie 140-tysięcznego wojska zawodowego było błędem, za który przychodzi nam dzisiaj drogo płacić