Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-05-02 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 651 |
I nagle to gówno jakby jebło z nieba. Jakieś kurwiszony poprzebierane w prześcieradła. A każden jeden mundry niczym sowa obleśnie strzeżona. A strzyże uszami, chociaż nie ma uszu na najlichszy szmer.
Wiatr. I pomyka, szybując, uszy myszy nie domykają się. Mysz zasypia.
Bo mysz zasypia na widok sowy. Tak jak i ja, kiedy mi się wyświetlają te wszystkie obrazy napompowane, a to z Judy, a to z Judy cienia. I tylko ten Chrystys się do mnie uśmiecha. Co nieukrzyżowany. Jakoś tak olał to całe gówno i powiada im - i co teraz? A oni - przemienieni w ćwirki, dobijają się do chleba. Ponieważ los człowieka jest złożony. I jak w złożeniu onym się nie przysposobisz do większej hecy, to zostajesz ćwirkiem. Żeby odbyć swoją podróż jeszcze raz.
Chrystus jest nieukrzyżowany. Dobili człowieka. A ja sobie śpię. Przykrótki koc. Troszkę w nóżki ziąba. Jest się czym przejmować? Do Chrystusa mi jeszcze baaaaaardzo daleko. Co nie oznacza że nie może przyjść i zaplić we mnie lampę. Dosyć to powszechne doświadczenie dotyczy także mnie. Bowiem w Piśmie jest napisane, albo nie, to co jest w Piśmie to jest tylko napisane.
Koła się kręcą. Ale to nie są koła od samochodu. Karnawał upstrzonych postaci musi zniknąć. Jak Bentley postawiony na ciemnej ulicy.
- Znasz li mnie?
Otwieram oczy. Ale we śnie.
- No, któż to do mnie przychodzi?
- Wróżką jestem, z tego lasu, w którym żeś zaparkował.
- Wróżką, powiadacie?
- Ano tak.
- Ojej.
- No właśnie.
- Kawy bym się napił.
- To wstań, zaparz kawy. Ja tutaj poczekam.
Wstałem, jakoś tak jak się wstaje. Poszedłem do kuchni, okno było otwarte, ktoś jeszcze mnie podsłuchiwał. Wziąłem szybkowar do uzupełnienia wodą. Nacisnąłem co trzeba. Zaparowało.
Na ścianie lśnił obraz - Chrtystusa z kielichem. On nigdy nie będzie zamalowany. Z tej prostej przyczyny, że to ja go namalowałem. I nie po to go namalowałem, żeby go zamalowywać. Jak ktoś idzie pracować do cegielni, to nie znaczy że nie może namalować Chrystusa. Całkiem pięknie. Ale cicho - sza. To moja tajemnica. Bo gdybym nie musiał jebać na cegielni, to zostałbym se malarzem. Bo lubię malować. I umiem. Ale kurwa w innych czasach. Bo w tych, w których żyjemy to mogę jedynie ulepić z gówna statuę. Taki pierdzielnik do którego się wrzuca jeszcze więcej gówna. I ową dedykuję wielkim tego świata. Nie, żebym był złośliwy. Po prostu jestem realistą. Mój Chrystus jest genialny. I teraz maluje się sam. Bo do malowania nie potrzeba farby. wystarczy mieć nutę wyobraźni. Do owego spostrzeżenia doszedłem pośród huków wystrzałów. Tam gdzie musiałem zarabiać na życie. Nawet nie w pocie czoła, bo cement ulepi. Ledwiem uniknął samemu stać się stauą.
Poruszyłem się. Ho ho ho! Ho ho ho! - Gdzie jest Wróżka?
- A siedzę se tutaj - Odpowiedziała.
Kawa mi smakowała. Mruczałem se przez sen. Ładna ta Wróżka - Mlasnąłem nawet. Chętnie bym to i owo z niej zdjął.
oceny: bezbłędne / znakomite
Jeśli poprawny język Ci odpowiada, to lepiej się go trzymaj hihihihihi
oceny: bezbłędne / znakomite
(patrz uważnie cały tekst wraz z wszystkimi tytułami!)
Kłopot w tym, że
- poza swoim kapiącym od pozłoty kościołem i strojnymi szatami duszpasterza -
NIC WIĘCEJ W KOSMOSIE SWOJEJ MGŁAWICY NIE WIDZISZ
Bez Świętego
Czy Wielkanoc
Czy cud w żłobku
Nici z tego
Chochoł z snopków
oceny: bezbłędne / znakomite