Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-09-13 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 579 |
Poniedziałek
Widzę jak na dłoni, skąd się wzięły moje twórcze blokady. I że jestem sobie winna. No i kilku ludzi się do tego też przyczyniło. Ale gdybym wcześniej wiedziała, nie pozwoliłabym na to. Jestem więc zablokowana, ponieważ poczucie, że muszę się ukrywać z moimi zdolnościami, było priorytetem. Czułam, że nikt nie powinien o tym wiedzieć, bo to jest śmieszne i dziecinne. Czułam, że muszę to ukrywać, bo zostanę wyśmiana i uznana za niedojrzałą osobę.
Swoje uzdolnienia zamieniłam na bycie dla innych zawsze, gdy tylko tego będą potrzebować mojej pomocy a nawet gdy tak będzie mi się wydawało. I tak stałam się przysłowiową Matką Teresą na trzy dekady mojego życia. Kiedy próbowałam się z tego wyzwolić, okazywało się, że jestem nierodzinna albo nie potrafię się zaangażować, a w końcu dopadła mnie nerwica.
Nękały mnie wyrzuty sumienia z powodu pisania. Schowałem więc je głęboko przed światem, tłumacząc sobie, że potrzebują mnie dzieci, rodzina, szkoła, uczniowie, dyrektor, kościół, chór kościelny, sąsiedzi, wieś, kariera, przyjaciółka, projekty innych itp.
Wtorek
W dzieciństwie nie miałam swojego pokoju. Nawet swego kąta. Tylko skrawek stołu do odrabiania lekcji. Byłam wszędzie i nigdzie. Kiedy trochę dorosłym, na chwilę oddano mi pokój starszej siostry. Nic nie mogłam w nim zmieniać, więc czułam się tam obco. Nie miałam też żadnych zabawek. Chciałam się bawić, ale nie mogłam. Co prawda była w domu wielka plastikowa lalka ubrana jak dama, ale mama sadzała ją na równiutko zaścielanych pierzynach i nie pozwalała jej dotykać. Nie dostałam po komunii roweru. Czułam się samotna.
Pamiętam siebie śpiewającą piosenki w polu przy pasieniu krów. Potem czytającą wszystko, cokolwiek wpadło mi do ręki. Potem piszącą wierszyki w małych niebieskich notesikach. W szkole występowałam na akademiach, recytowałem wiersze, śpiewałam w chórze. Chciałam być piosenkarką albo aktorką, lecz coraz częściej myślałam, że moje zdolności to tylko miraż, że życie to ciężka praca.
Lubiłam w sobie samodzielność i samowystarczalność. Lubiłam też swoją samotność. Często płakałam, tęskniąc za nieosiągalnym zainteresowaniem innych, za nieodwzajemnionymi uczuciami. Tak, zakochałam się bez wzajemności! I dławiłam w sobie przekonanie, że nikomu tego nie wolno mi powiedzieć; nawet temu, kogo darzyłam uczuciem…
Ale dzieciństwo to też rola życia, czyli Królowej Zimy, którą zagrałam w przedszkolu. W podstawówce zajęłam czwarte miejsce w olimpiadzie wojewódzkiej z języka polskiego, a w liceum zwyciężyłam w konkursie recytatorskim dzięki Pieśniom Gałczyńskiego i Ludziom bezdomnym Żeromskiego. Było też harcerstwo i praca w samorządach. No i jeszcze smaki, których nie zapomnę. Placki ziemniaczane mojej mamy, zalewajka taty, kompot ze śliwkami i owocowy koktajl, pyzy z mięsem w sosie śmietanowym, pomidorówka i kaczka z nadzieniem pieczona raz do roku na odpust świetego Jacka.
Środa
Siedzę na tarasie ośrodka. Widzę potężne drzewa, podobno kilkusetletnie. Niektóre już umarły i przemieniają się w swoim tempie w nawóz dla innych drzew. Są też takie, które pokrywa bluszcz od ziemi aż po ostatnie gałęzie. Zieleń przybiera różne odcienie, w zależności od stopnia nasłonecznienia i cieni błąkających się tu i ówdzie. Po niebie płyną leniwie chmury. One też mają wpływ na soczystość natury.
Niedaleko stąd pochowano właścicieli zamku. Mchy porastają ich groby. I mimo monumentalnych rozmiarów wcale nie mówią, że leżą tam bogacze. Raczej zapomniani ludzie, których nikt już nie wspomina. Na płytach wypisano imiona i lata życia ich właścicieli. I nie wystarczają wizyty turystów, żeby wskrzesić pamięć tamtych lat. Tylko cisza nad grobami i natura oddaje hołd rodowi Thielt- Winklerów. A przecież dzięki nim dzisiaj to miejsce żyje!
Jeszcze tydzień i wracam do domu… Nie wiem, czym zaowocuje ten pobyt w moim zwyczajnym życiu? Czy poradzę sobie z ciałem, które odmówiło posłuszeństwa? Fizycznie czuję się prawie dobrze. Ból głowy minął; pozostał odruch drapania się po czaszce, gdy koncentruję się na czymś przez dłuższy czas. Staram się mieć zajęte ręce. Ale odczuwam bóle brzucha. Tam właśnie od wielu lat siedzi nerwica. Rozkazuje moim jelitom buntować się przeciwko prawidłowej perystaltyce a żołądkowi nie współpracować z zapotrzebowaniem na różnorodne pożywienie. Do tego refluks, zaparcia i hemoroidy. Innymi słowy od gardzieli do pierdzieli, jak to kiedyś nazwał pewien chirurg, kiedy zdiagnozował u mnie jelito drażliwe.
Rozumiem już, dlaczego ludzie jeżdżą do sanatorium. Tu naprawdę można znaleźć równowagę i jaką taką pomoc. Uspokajanie siebie poprzez treningi i muzykoterapię cenię najwyżej. Potem rozmowy indywidualne i w społeczności. Oczywiście, najwięcej daje psychoterapia. Ale jest jej za mało… Nie lubię tylko ćwiczeń fizycznych. To akurat nie nowość.
Poznałam niedawno historię Teresy. Całą zatopioną w tworzeniu rzeczywistości, która powinna służyć człowiekowi, a nie go pognębiać. Teresa potrafi walczyć jak lew. Jeśli czegoś nie wie, po prostu musi się tego nauczyć. I nawet prawnicy czy eksperci nie są w stanie odmówić jej wiedzy i determinacji. A im większe wyzwanie, tym bardziej się angażuje. Podziwiam ją, bo sama od lat nie walczę o swoje. Nie liczę pieniędzy, które mi się należą za pracę ani nie szukam możliwości, które uczynią życie łatwiejszym. Dopiero w tym roku prześledziłem dokładnie swoje uposażenie…