Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-12-09 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 454 |
Z jednej strony mam wam o czym opowiadać, a z drugiej nie wiem, czy to wszystko jest takie ważne. I tak wam wszystko opiszę, bo inaczej nie dowiem się co o tym myślicie.
Wtorek, Szóstego grudnia.
Jeśli mam być szczera to grypa mnie nie opuszcza. Postanowiłam jednak pójść dziś do szkoły. Trzeba dać wychowawcy przygotowany dla niego prezent. Oskar w moim imieniu kupił mu jakiś najtańszy zestaw perfum. Szkoda by było mu tego nie dać, skoro już poświęciłam te pieniądze z mojej renty. Rodzice nawet nie próbowali zatrzymać mnie w domu, pomimo że mój stan było widać na kilometr.
Szkolny korytarz przywitał mnie iście świątecznym klimatem. W największym jego rogu stoi biała choinka ozdobiona czerwonymi bombkami oraz równie czerwonymi lampkami imitującymi płatki śniegu. Znad sufitu zwisają różnego rodzaju łańcuchy, głównie z papieru czy anielskiego włosia. Do ziemi poprzyklejane są wycięte z kolorowego papieru bombki i choinki. Strasznie śliskie jak na moje kule.
Kiedy wraz z panią Kasią weszłyśmy do podobnie przyozdobionej sali lekcyjnej przywitały mnie oskarżycielskie spojrzenia. Nie miałam jednak czasu na głębsze analizy, bo było już po dzwonku i do klasy wszedł pan Maciołka.
Po krótkiej przemowie wychowawcy na temat tego, jak ważne w naszej kulturze są mikołajki, przeszliśmy do rozdawania prezentów. Ja od nauczyciela dostałam najtańszy zestaw kolorowych długopisów oraz dyskontową czekoladę ze Stokrotki. Oczywiście dałam mu te perfumy. Ta scena oczywiście nie uszła uwadze klasy. Niby tak mnie nienawidzą, a jednocześnie tak mocno obserwują! Żałosne. Usłyszałam różne szepty typu: „O, ma następnego”. Ewentualnie od tych bardziej obeznanych z literaturą: „Niezła lolitka z niej”. Oczywiście pan Maciołka głuchy nie jest, do niego też to wszystko dotarło. Położył mi dłoń na ramieniu i przez chwilę spoglądał na mnie przepraszająco. Po chwili się odezwał.
- Powinnaś wrócić do domu, ledwo siedzisz.
Kiwnęłam głową. Miał rację. Już czułam się aż tak źle, że wystarczyło jedno spojrzenie ludzi z klasy, abym czuła się największym przegrywem w całej galaktyce. Wychowawca wymienił dwa zdania z panią Kasią. Nauczycielka zaprowadziła mnie do gabinetu pielęgniarki. Stamtąd zadzwoniła po tatę. Ojciec oczywiście nic nie powiedział, ale w aucie dało się wyczuć, że jest na mnie wściekły. W końcu to już któryś raz musiał odebrać mnie wcześniej. Do Tomka oczywiście też nie pojechałam. Z tego powodu irracjonalnie czułam się przez niego strasznie opuszczona.
Środa, Siódmego grudnia.
Zdecydowanie nauczyłam się doceniać dnie spędzone w domu. Nie muszę jeść śniadania z tą bandą upiorów. Mogę sobie udawać, że śpię. Kiedy wszyscy rozejdą się do swoich prac i przedszkoli wstaję, zmieniam piżamę na czystą i rozpoczynam swój spokojny dzień. Tak było i dziś rano. W miarę rozluźniona wstałam, przebrałam się i ruszyłam do kuchni. Po śniadaniu składającym się z płatków na sucho po ścianach ruszyłam do mojego pokoju. Byłam nawet w dość dobrym nastroju, bo zimowe słońce pięknie ozdabiało każde pomieszczenie. Czułam się na tyle dobrze, żeby wypełnić mój dzień czymś innym niż spanie. Wracając do siebie, zauważyłam, że drzwi do pokoju Oskara są niedomknięte. Bardzo mnie wkurzają takie półprzymknięte drzwi. Chcąc je zamknąć, zbyt mocno oparłam się na klamce. Padłam jak długa na progu pokoju starszego brata. Po jako takim zebraniu się do kupy ogarnęłam pomieszczenie wzrokiem. Coś mi tu nie grało. Oskar jest rodzinnym pedantem, skąd więc te papierzyska na podłodze? Przeczucie mnie tknęło i na czworakach ruszyłam ku białym kartkom. Chyba jednak mam jakąś intuicję, bo dowiedziałam się z nich czegoś, co nawet w najgorszych przypuszczeniach nie przyszłoby mi na myśl! Niektóre kartki były nadszarpnięte. Tak jakby Oskar chciał je zniszczyć w chwili gniewu, ale w ostatnim momencie się opanował. Treść zapisków zwaliła mnie z nóg! Były to rozległe opinie od trzech różnych psychiatrów. Patrząc na datę badań wszystkie były wykonywanie parę miesięcy po śmierci Pawła, czyli Oskar miał wtedy czternaście lat. O dziwo wszyscy byli zgodni co do diagnozy. Według nich Oskar był niedostosowany społecznie z dużymi skłonnościami do zaburzeń osobowości w przyszłości. Psychiatrzy stwierdzili również u niego depresję spowodowaną stratą młodszego brata. W rozległych opiniach było też stwierdzenie, że nasi rodzice nakładają na niego zbyt dużą odpowiedzialność za młodsze rodzeństwo. Innych dokumentów z dalszego leczenia nie było. Czyżby rodzice przerwali terapię syna, bo nie spodobało im się to co odkryli specjaliści? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było. Z drugiej strony, jakie niedostosowanie? Jaka depresja? Przecież uczy się, pracuje, pewnie ma jakichś znajomych. Po chwili uświadomiłam sobie, jak bardzo mało o nim wiem. Nawet nie jestem pewna czy ma znajomych, więc co mogę wiedzieć o jego zdrowiu psychicznym? No i czemu mnie też nie zabrano do psychiatry albo chociażby psychologa? Żałuję jedynie, że nie miałam ze sobą telefonu, zrobiłabym zdjęcia tych diagnoz. Postanowiłam jednak szybko napisać do Tomka. Zostawiłam papiery tak jak leżały i po ścianach ruszyłam do własnego pokoju, uprzednie zamykając drzwi Oskara. Będąc u siebie, otworzyłam laptopa i weszłam na fejsa. W aktualnościach wyskoczył mi profil gabinetu Tomka. Fizjoterapeuta reklamuje się w internecie. Szuka pacjentów z okolicznych wsi i miasteczek, bo wiadomo, że w jednej wsi nie ma zbyt wielu niepełnosprawnych dzieci, a Tomek właśnie specjalizuje się w rehabilitacji neurologicznej dziecięcej. Tak, ja pomimo wieku też zaliczam się do neurologii dziecięcej, bo jestem niepełnosprawna od urodzenia.
Jednak nie o tym miałam pisać. Zobaczyłam na profilu gabinetu zdjęcia pięknie ubranej choinki, przy niej siedziały na swych wózkach inwalidzkich dwa kaszojady w wieku przedszkolnym, a obok nich stał uśmiechnięty Tomek. Opis zdjęć głosił, że te dzieci pomagały mu ubierać drzewko. Poczułam nagły przypływ gniewu i łez. Czemu nie ja?! Czemu nie poczekał z ubieraniem choinki do czasu aż wyzdrowieję i pomogę mu?! Pewnie ma mnie dość. Dzieci w porównaniu do mnie są słodkie i bezproblemowe. Pewnie lubi je bardziej ode mnie. O mnie przy pierwszej lepszej okazji by zapomniał. Te dzieci to na pewno jego ulubieni pacjenci! Z hukiem zamknęłam klapę laptopa. Dopiero po godzinie doszło do mnie, jak głupia była moja reakcja. Jak mogę być zazdrosna o dzieci?! Nie mogę mu kazać, by lubił tylko mnie. Nie mógł też czekać z ubieraniem choinki, bo w takich gabinetach im szybciej wpadnie się w świąteczny klimat, tym lepiej. Zresztą skoro nie jestem zazdrosna o Patrycję to dlaczego o dzieci już tak? Ogarnęłam się. Zostawiłam pod postem serduszko, po czym napisałam fizjoterapeucie czego dowiedziałam się o Oskarze. Po paru godzinach Tomek odpisał, że pogadamy o tym na żywo, gdy już wrócę do niego na zajęcia.
Uff, no to wszystko na dziś. Trzymajcie się!