Przejdź do komentarzyRumieńczyki
Tekst 255 z 255 ze zbioru: Mioklonie
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2023-01-17
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń411

pomyślmy o naszym, osobistym niebie. 

o bliżej nieokreślonej przestrzeńce, w której dyndają 

zawieszeni zmarli. i Whitney Houston tam jest, 

i Pol Pot. czujemy się wyobcowani w tej lodowatej 

trupiarni, szukamy gdzie by tu się ukryć. 


wcześniej – chciałem o coś zapytać mamę. 

nieobecna, pojechała na pielgrzymkę do spalonego 

w Średniowieczu sanktuarium. jest za to brat babci, 

ten, co był ubekiem. zgroza, nie będę z nim gadać. 


miasteczko. małe i z nieprzejrzystej mgły. 

coś tu się bezpowrotnie zaczyna,  trwa, niczym 

udawane misterium, brzydkie i sekciarskie 

nabożeństewko ku czci  bożka z czerpanego papieru, 

inne – jest słodkie, choć się nigdy nie spełni.  


wynajmujemy klitkę w domu bez okien i drzwi. 

zmieniasz się w małą i pocieszną Ilse Koch, 

obdzierasz mnie z rysunków. potatuowana skóra zdobi 

torebkę, abażur nocnej lampki, przy świetle której 

kochamy się każdego wieczoru. 


para wodna. cielesność. zamknięcie. 

moje słowa, od których idzie się spłonić 

albo dostać mdłości. 


ukryliśmy się w miejscu którego nie ma 

nie po to, by nie istnieć, ale aby skończył się 

dla nas świat (zdmuchnięta świeca, ognisko 

zalane wiadrem deszczówki, roztrzaskane lusterko). 


bajka kończy się cliffhangerem: 

do pokoju wpadają... 

(dośpiewaj piosenkę, doklej kartkę wspólnego 

pamiętnika. patrz, jak z kwiatowej łodygi 

wyrasta druga, dzika, cała w kolcach).

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×