Przejdź do komentarzyNela i róże przeszłości - Rozdział drugi
Tekst 3 z 17 ze zbioru: Nela i róże przeszłości.
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2023-04-19
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń341

Rozdział drugi - Pasujący człowiek.



 

Dwudziesty kwietnia, czwartek. 

 

Właśnie mknęłyśmy z mamą ulicami pobliskiego miasteczka w kierunku gabinetu, w którym rozpoczęła się moja nowa rehabilitacja. Sergiusz, czyli mój nowy fizjoterapeuta jeszcze przed rozpoczęciem współpracy zdążył złapać u mojej mamy dużego minusa. Podczas „przypadkowego” spotkania na podwórzu moja rodzicielka usilnie chciała go przekonać, żeby przyjmował mnie u niego w domu. Miałabym niewyobrażalnie bliżej. Młody mężczyzna pozostał jednak nieugięty, ciągle powtarzał, że po prostu nie ma tam dobrych warunków do terapii. Urażona mama poddała się. 

 

W drodze do gabinetu mama nie szczędziła przykrych słów w kierunku fizjoterapeuty. Raz mówiła, że jest bez serca, by za chwile stwierdzić, że nie umie kalkulować potencjalnych zysków, bo do wszystkiego podchodzi zbyt emocjonalnie. Nawet na to nie zareagowałam. Przyzwyczaiłam się, że mama często wygłasza dość sprzeczne opinie, często nawet w jednym zdaniu. Z tego powodu trudno brać mi jej rady na poważnie. Tutaj zapiszę sobie kolejny przykład, żeby nie zapomnieć. 

- Pamiętaj, zachowuj się, jak na dziewczynę przystało. Siedź prosto, nie mów zbyt wiele, najlepiej to nie mów nic oprócz tego, co niezbędne. Przecież i tak nie masz żadnych zainteresowań, więc nie masz o czym opowiadać. - Zaczęła, patrząc cały czas w kierunku jazdy, żeby zaraz potem dodać. - Najważniejsze jest, aby być sobą. 

Czy ona serio nie zauważa, że mówi rzeczy, które są ze sobą sprzeczne? No i widać też, iż mnie nie zna. To, że nie pokazuję jej swoich powieści internetowych, przeczytanych książek (chociaż to teoretycznie mogłaby zauważyć, bo przed przeprowadzką wypożyczałam ich całkiem sporo) czy też kolekcji obejrzanych azjatyckich seriali nie oznacza braku zainteresowań. 

Zresztą dręczył mnie wtedy inny problem. Nie mam miłej natury, więc często kłócę się z ludźmi. Tak było również jakiś tydzień temu na czacie internetowym. Leżąc w łóżeczku, z telefonem w łapce kłóciłam się z jakimś napaleńcem. Oskarżał mnie o bycie facetem, bo nie chciałam wysłać mu nagich fotek! Trudno jest u mnie z regulacją emocji i często gryzłam etui od telefonu, gdy byłam wściekła. Niestety wtedy ugryzłam o centymetr za daleko i wyświetlacz poszedł sobie w las. Nikt nie zna prawdziwiej wersji wydarzeń. Nikt też nie wie o tym, jak duży mam problem z kontrolowaniem i przeżywaniem emocji. Oficjalnie telefon mi spadł, więc być może jeszcze pójdzie do naprawy. Jeśli przyznałabym się do tego, co stało się naprawdę, to zostałabym bez telefonu na wieki. 

 

Nie miałam czasu już dłużej nad tym myśleć, bo właśnie dotarłyśmy na miejsce. Nasze auto stanęło przed długim, białym parterowym budynkiem. Po tym mama pomogła mi wyjść z samochodu, podeszłyśmy do drzwi, na których było sporo naklejek typu „Ubezpieczenia”, „Wróżka Matylda” czy „Usługi pielęgniarskie”. Wśród nich była też ta, której szukałyśmy: „Gabinet Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży NEUROZONE – Sergiusz Kowal”. 

Nie przerażało mnie to, że idę do fizjoterapeuty dziecięcego, wręcz przeciwnie. Moje schorzenie powstało na skutek skrajnego wcześniactwa, urodziłam się w dwudziestym szóstym tygodniu ciąży. Pomimo mojego wieku, jestem zaliczana do tak zwanej neurologii dziecięcej, gdy chodzi o rehabilitację. W przeciwieństwie do neurologii dorosłej, czyli na przykład ludzi po udarach, nie mam w pamięci mięśniowej prawidłowego wzorca chodu, bo nigdy nie byłam zdrowa. Niby taka pierdoła, a w terapii zmienia wszystko. Siłą rzeczy fizjoterapeuci dziecięcy wiedzą o moim MPD więcej niż ci typowo dla dorosłych. 

Kiedy w końcu przeszłyśmy ponury korytarz składający się z białych ścian i szarych śliskich kafelek (strasznie się bałam po nich iść, myślałam, że zaraz upadnę, dlatego mój chód był sztywniejszy niż zwykle), na jego końcu znalazłyśmy drzwi z odpowiednią plakietką. 

W środku przywitał nas chyba najbrzydszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziały moje oczy. Jeśli ja mam nadwagę, to on waży zdecydowanie za mało. Wydaje się niewiele wyższy ode mnie. Cienkie, jasne i długie włosy ma niezgrabnie związane „na samuraja”, a wytrzeszcz oczu posiada potężny! Pomimo wielkości trudno jest określić kolor jego tęczówek, są takie szaro-bure, byle jakie. Przywitał nas w spranej, zbyt szerokiej koszulce i za dużych dresach. Pomimo tego wszystkiego natychmiastowo poczułam do niego sympatię. 

Gabinet Sergiusza jest wielkości mojego pokoju. I o ile na pokój taki metraż jest duży, to na gabinet wręcz przeciwnie, szczególnie jeśli lewą część gabinetu zajmuje duża kozetka, a po prawej znajduje się uczepiona do sufitu platforma terapeutyczna. Całą podłogę oprócz wąskiego przejścia zajmują maty. Na szczęście jedno okno pokrywa praktycznie całą ścianę co, optycznie powiększa pomieszczenie. 

- Cześć, Sergiusz jestem. Miło mi cię poznać Anielo. Do której klasy chodzisz? - Podał mi rękę, spoglądając na mnie ciepło. - Możesz mi mówić po imieniu. 

To, że mówi się do fizjoterapeutów po imieniu (o ile nie są tymi szkolnymi), nie jest dla mnie niczym nowym, od kiedy przestałam być dzieckiem. Nie oznacza to od razu jakiejś wielkiej zażyłości, po prostu ułatwia kontakt. 

- Miło mi, aczkolwiek wolę, gdy mówi się do mnie Nela... 

- Ach, nie wymyślaj! Nie masz pięciu lat, by nazywać cię Nelą! - Mama weszła mi w słowo, po czym zwróciła się do Sergiusza. – I już do żadnej klasy nie chodzi, ma już prawie dwadzieścia trzy lata. 

- Tym lepiej! - Fizjoterapeuta wyglądał tak, jakby wygrał szóstkę w totka. - Mogę więc przeprowadzić wywiad początkowy bezpośrednio z pacjentką. Zgadasz się, Nela? 

I tym u mnie zapulsował. Pokiwałam z entuzjazmem głową. Natomiast po minie mamy było zdecydowanie widać, że Sergiusza nie polubi. 

- To ja pójdę na kawę i za godzinę wracam. - Odparła z przyklejonym uśmiechem na twarzy, po czym wyszła z gabinetu. 

 

Sergiusz zaprosił mnie, bym usiadła na kozetkę, żeby przeprowadzić wywiad. Na początku jednak podsunął mi dwie umowy do podpisania. Pierwsza to zgoda na stworzenie dokumentacji fizjoterapeutycznej, a drugą była zgoda na nagrywanie. Obie podpisałam od razu, nie były to żadne nowości. Pierwsza to formalność. Nagrywanie też nie jest mi obce. Często na turnusach fizjoterapeuci nagrywali moje poczynania na koniec i początek turnusu. W takich miejscach jednak nie podpisywało się zgody z każdym fizjoterapeutą z osobna, lecz z całym ośrodkiem. Sergiusz natomiast nagrywa pacjenta na początku i końcu każdego miesiąca. 

Następnie wypytał mnie o moją dawną rehabilitację, schorzenie i pozostałe podstawowe informacje. Między innymi powiedziałam, że z moją poprzednią fizjoterapeutką często wychodziłam w teren, na spacery, do biblioteki czy na zakupy, żeby, uczyć się chodzić na różnym terenie i trenować umiejętności społeczne, z którymi wciąż jest u mnie dość słabo. Sergiusz od razu podchwycił ten pomysł. 

- To świetne! Nie widzę powodów, byś nie miała kontynuować tego ze mną. Od razu jednak zaznaczam, że takie wypady mogą mieć miejsce w tylko w czasie naszych zajęć i tylko w miejscach publicznych. Nie zrozum mnie źle, po prostu przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? 

Jasne, że rozumiem. Co prawda nie w neurologii dziecięcej, ale na przykład w rehabilitacji sportowej, rzadko, bo rzadko, ale bywa tak, że ładne sportsmenki próbują uwodzić fizjoterapeutów. 

Po standardowym nagraniu moich umiejętności chodu przy balkoniku, prowadzaniu za rękę oraz poruszaniu się czworakach, Sergiusz postanowił wyjść ze mną przed budynek. 

- Totalną pewność będę miał dopiero po dokładnej analizie filmików, ale wydaję mi się, że zbyt nisko podnosisz nogi. Na parkingu znajduje się krawężnik. Tam sobie potrenujemy. 

Więc wyszliśmy przed budynek. Na miejscu chwyciłam Sergiusza za rękę i tak zaczęłam walkę z krawężnikiem. Kiedy spojrzałam na niego w promieniach wiosennego, ciepłego słońca wyglądał może nie ładnie, ale sympatycznie. Uważam, że większość ludzi (w tym ja) mamy tak paskudne charaktery, że nie nadajemy do tego świata, jesteśmy zbyt kanciaści emocjonalnie. Natomiast Sergiusz zdaje się tu pasować idealnie. 

 

Pod koniec zajęć przyszła mama. Zdziwiła się, że ćwiczymy na parkingu, ale o nic nie zapytała. 

Zanim przyszła Sergiusz powiedział mi, że jest osiem lat ode mnie starszy, ma żonę oraz roczną córeczkę. Również słucha Grzegorza Turnaua! Ma dobry gust muzyczny. Zaprosił mnie do znajomych na fejsie, bo pomimo że ma numer do mojej mamy, stwierdził, że to ze mną chciałby ustalać terminy zajęć, bo jestem pełnoletnia. Na początku chciał mój numer telefonu, ale niestety nie mogłam mu go dać z wiadomych przyczyn. 

Do końca dnia rozmyślałam o tym wszystkim. Nawet nie chciało mi się pisać do Irenki, pomimo że czekała na relacje. Napisałam do niej dopiero następnego dnia. 

Czuję, że mam kolejną osobę, która życzy mi dobrze.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×