Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2023-08-29 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 307 |
powierzchnia wygląda nieestetycznie, jest pobrużdżona.
chłopstwo pańszczyźniane, jak przed wiekami,
odkłada radłem skiby. paru chcedobrzyków
sypie światłem, sadzi promienie.
przejmować się nieuchronnością? skąd! to tylko
mózg, małorodne spłachetko zbyt obficie
schlustane herbicydami. co prawda wykroiłem
z niego wszelką religijność (ranka była tak mała,
że nawet nie musiałem jej traktować jodyną)
– ale to nadal nic wartego uwagi.
dzierżawić, by inny obrabiał, czerpał zyski?
a kto normalny chciałby podjąć ryzyko,
wnieść się na teren, gdzie rzeszotowieje wielka
figura o trzech brodatych głowach? nie ma głupich,
jeszcze runie któraś! albo wszystkie naraz!
obracająca się w ruinę wyznaniatrapa od dawna
grozi zawaleniem. to padnie, tylko patrzeć,
jak obróci się w gruzy!
oracze w lnianych koszulach z czcią omijają statuę,
ich pomagierzy szykują zamach: dwieście ziaren słońca
podłożone pod dziurawe fundamenty!
czekam na detonację, na żniwa?
część, w której stoi posąg jest naprawdę szpetna.
gdybym chciał się jej definitywnie pozbyć – zaprosiłbym
przechodniów. niech idą, by zadeptać na miazgę,
przypadkowi turyści, zabłąkańcy, zmarznięci taternicy
co zmylili drogę, kawalkady pątników i kryminalistów,
niech suną w moje niebezpieczne nic.