Przejdź do komentarzyNiezależność audytu
Tekst 5 z 43 ze zbioru: Marcin
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2024-04-21
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń228

Marcin był ambitnym i zdolnym specjalistą wsparcia audytu finansowego w jednej z największych firm doradczych na świecie. Pracował dla prestiżowego klienta niemieckiego, który był liderem w branży motoryzacyjnej. Marcin lubił swoją pracę, ale nie lubił ograniczeń, które na niego nakładała. Jako pracownik audytu, musiał być niezależny wobec wszystkich potencjalnych klientów audytu, co oznaczało, że nie mógł inwestować w wiele atrakcyjnych produktów finansowych. Nie mógł np. kupić akcji spółek giełdowych, obligacji korporacyjnych czy funduszy inwestycyjnych. Musiał się zadowalać niskoprocentowymi lokatami bankowymi.


Marcin nie był zadowolony z takiej sytuacji. Uważał, że to niesprawiedliwe, że nie może zarabiać na swoich oszczędnościach tak, jak inni ludzie. Zwłaszcza, że jego pensja nie była wysoka, a praca wymagała od niego dużo poświęcenia i stresu. Marcin już wcześniej miał problemy z działem niezależnościowym, który sprawdzał, czy pracownicy audytu nie łamią zasad. Kiedyś nie zgłosił, że pracował wcześniej w innej firmie, która była klientem audytu, i został za to ukarany ostrzeżeniem i obniżką premii. Marcin obiecał sobie, że nie popełni więcej takiego błędu, ale nie mógł się pogodzić z tym, że musi rezygnować z możliwości inwestycyjnych.


Pewnego dnia, Marcin dowiedział się od swojego kolegi z pracy, że istnieją fundusze inwestycyjne, które są dostępne w ramach IKE i oferują bardzo wysokie stopy zwrotu. Kolega pokazał mu na swoim telefonie, jak dużo zarobił na tych funduszach w ciągu ostatniego roku. Marcin był pod wrażeniem i zaczął się zastanawiać, czy nie mógłby też skorzystać z tej okazji. Zapytał kolegę, czy te fundusze są zgodne z restrykcjami niezależnościowymi. Kolega odpowiedział, że nie wie, ale że nie ma się czym przejmować, bo firma nie ma jak tego sprawdzić. Powiedział, że wystarczy nie zgłaszać tego do działu niezależnościowego i nikomu się nie chwalić. Marcin poczuł pokusę i zaczął się zastanawiać, czy nie zaryzykować.


Zadzwonił do działu niezależnościowego i poprosił o informację, czy może kupić fundusze inwestycyjne w ramach IKE. Konsultant, który odebrał telefon, powiedział mu, że nie może, bo te fundusze inwestują w spółki, które są potencjalnymi klientami audytu. Marcin zapytał też radcy prawnego, czy firma ma jakąś możliwość sprawdzenia, czy pracownicy audytu kupują takie fundusze. Prawnik odpowiedział, że nie ma, bo IKE są chronione tajemnicą bankową i nie podlegają obowiązkowi raportowania. Marcin pomyślał, że to idealna okazja, żeby zarobić trochę pieniędzy i nikt się nie dowie. Postanowił kupić fundusze inwestycyjne w ramach IKE i nie zgłaszać tego do działu niezależnościowego.


Marcin zrobił to, co zaplanował. Znalazł w Internecie ofertę funduszy inwestycyjnych, które były dostępne w ramach IKE i miały bardzo dobre opinie. Zarejestrował się na stronie internetowej i podał swoje dane osobowe i numer konta bankowego. Przelewał co miesiąc część swojej pensji na konto funduszu i obserwował, jak rośnie wartość jego inwestycji. Był bardzo zadowolony i czuł się sprytny, że znalazł sposób na obejście restrykcji niezależnościowych. Nie mówił nikomu o swoim sekrecie, nawet swojemu koledze, który mu podpowiedział o funduszach. Myślał, że jest bezpieczny i nikt się nie dowie.


Niestety, Marcin się mylił. Jego firma miała w tajemnicy umowę z bankiem, który obsługiwał IKE pracowników audytu. Bank przekazywał firmie anonimowe dane o transakcjach na kontach IKE i firma porównywała je z listą zakazanych produktów finansowych. W ten sposób firma mogła wykrywać, czy pracownicy audytu łamią restrykcje niezależnościowe. Marcin nie wiedział o tym i nie podejrzewał, że jego działanie zostanie odkryte. Pewnego dnia, dostał wezwanie do biura dyrektora. Nie wiedział, o co chodzi, ale był pewny, że to nic poważnego. Myślał, że może chodzi o jakąś rutynową sprawę związaną z projektem, nad którym pracował.


Kiedy wszedł do biura dyrektora, zobaczył, że oprócz niego są tam jeszcze dwie osoby. Jedna z nich była kierownikiem działu niezależnościowego, a druga była prawnikiem zewnętrznym. Marcin poczuł, że coś jest nie tak. Dyrektor poprosił go, żeby usiadł i powiedział mu, że ma do niego bardzo poważną sprawę. Pokazał mu wydruk z jego konta IKE i zapytał go, czy to on kupił te fundusze inwestycyjne. Marcin zbladł i zaczął się tłumaczyć, że to był tylko drobny błąd, że nie wiedział, że to są zakazane produkty, że nie chciał niczego złego. Dyrektor powiedział mu, że to nie jest żadne usprawiedliwienie, że złamał zasady niezależności, że naraził firmę na utratę reputacji i konsekwencje prawne oraz, że to jest bardzo poważne przewinienie. Powiedział mu, że firma nie może tolerować takiego zachowania i że zostanie on surowo ukarany. Powiedział mu, że zostanie zwolniony z pracy, że musi zwrócić całą kwotę, którą zarobił na funduszach, że zostanie pozwany do sądu i że może trafić do więzienia. Powiedział mu, że to jest koniec jego kariery i że nie ma dla niego żadnej nadziei.


Marcin nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Nie spodziewał się takiej reakcji. Myślał, że to będzie tylko drobna kara, może jakaś grzywna lub ostrzeżenie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak poważnie firma traktowała kwestię niezależności. Nie wiedział, co zrobić. Zaczęła mu się trząść ręce i łzy napłynęły mu do oczu. Poprosił o łaskę i wybaczenie, ale dyrektor był nieugięty.


Dyrektor powiedział mu, że to jest koniec rozmowy i że ma się natychmiast spakować i opuścić biuro. Powiedział mu, że zostanie skontaktowany przez prawnika i że musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Marcin wstał z krzesła i wyszedł z biura. Czuł się jak w koszmarze. Nie mógł uwierzyć, że jego życie się tak nagle zmieniło. Nie miał pojęcia, co zrobić. Nie miał nikogo, do kogo mógłby się zwrócić po pomoc. Nie miał żadnej nadziei na przyszłość.


Marcin poszedł do swojego stanowiska i zaczął pakować swoje rzeczy do torby. Wszyscy wokół niego patrzyli na niego z ciekawością i współczuciem. Niektórzy z nich wiedzieli, co się stało, inni nie. Nikt nie odważył się do niego podejść i zapytać, co się dzieje. Marcin czuł się samotny i upokorzony. Nie chciał z nikim rozmawiać. Chciał tylko wyjść z tego miejsca i zapomnieć o wszystkim.


Kiedy Marcin skończył się pakować, poszedł do windy i zjechał na parter. Na recepcji czekał na niego ochroniarz, który miał go odprowadzić do wyjścia. Marcin podszedł do niego i podał mu swoją identyfikację. Ochroniarz wziął ją i powiedział mu, że musi mu zabrać również telefon służbowy i laptop. Marcin oddał mu te rzeczy i poszedł za nim do wyjścia. Na zewnątrz czekał na niego radiowóz, który miał go zabrać na komisariat. Marcin wsiadł do radiowozu i poddał się aresztowaniu. Policjant powiedział mu, że jest podejrzany o popełnienie przestępstwa przeciwko niezależności audytu i że zostanie przesłuchany przez prokuratora. Marcin nie protestował. Wiedział, że nie ma sensu się bronić. Wiedział, że jest winny.


Radiowóz jechał przez miasto i Marcin widział, jak mijają go ludzie, którzy żyli normalnie. Ludzie, którzy mieli pracę, rodzinę, marzenia. Ludzie, którzy nie popełnili błędu, który zrujnował im życie. Marcin zazdrościł im i nienawidził ich. Zastanawiał się, dlaczego on nie mógł być taki jak oni. Dlaczego on musiał być taki głupi i zachłanny. Dlaczego on musiał stracić wszystko.


Radiowóz dotarł do komisariatu i Marcin został wprowadzony do budynku. Policjant zabrał go do celi, gdzie miał czekać na przesłuchanie. Marcin wszedł do celi i zobaczył, że jest tam kilku innych więźniów. Niektórzy z nich byli pijani, inni agresywni, inni apatyczni. Marcin poczuł się zagrożony i osaczony. Nie miał z kim porozumieć się. Nie miał z kim się zaprzyjaźnić. Nie miał z kim się sprzymierzyć.


Marcin usiadł na łóżku i próbował nie zwracać na siebie uwagi. Nie chciał mieć żadnych problemów z innymi więźniami. Nie chciał być ofiarą przemocy lub gwałtu. Nie chciał być poniżany lub wykorzystany. Chciał tylko przeżyć.


Marcin czekał na przesłuchanie przez kilka godzin. W końcu, policjant przyszedł po niego i zaprowadził go do pokoju, gdzie czekał na niego prokurator. Prokurator był młodym i surowym mężczyzną, który miał na sobie garnitur i krawat. Miał na biurku akt oskarżenia i dowody przeciwko Marcinowi. Miał na twarzy wyraz pogardy i nienawiści. Powiedział Marcinowi, że jest oskarżony o popełnienie przestępstwa przeciwko niezależności audytu, które zagrożone jest karą pozbawienia wolności do 10 lat i karą cielesną w postaci 100 batów. Powiedział mu, że ma dowody na to, że kupił zakazane fundusze inwestycyjne w ramach IKE i nie zgłosił tego do działu niezależnościowego. Powiedział mu, że naraził swoją firmę na utratę reputacji i konsekwencje prawne, że zdradził zaufanie swojego klienta i społeczeństwa oraz, że działał z chciwości i lekceważenia prawa. Powiedział mu, że nie ma szans na uniknięcie kary i że powinien się przyznać do winy i prosić o łaskę.


Marcin słuchał prokuratora i czuł się bezsilny i beznadziejny. Nie miał żadnej obrony. Nie miał żadnego wsparcia. Nie miał żadnej szansy. Przyznał się do winy i poprosił o łaskę, ale prokurator powiedział mu, że to za mało. Powiedział mu, że musi zwrócić całą kwotę, którą zarobił na funduszach, że musi zgodzić się na karę cielesną i więzienie, że musi publicznie przeprosić swoją firmę, swojego klienta i społeczeństwo. Powiedział mu, że to jest jedyna droga, żeby uniknąć jeszcze większej kary.


Marcin zgodził się na wszystko, co prokurator mu zaproponował. Nie miał wyboru. Nie miał nic do zyskania.


Marcin został skazany na karę cielesną i więzienie. Kiedy nadszedł dzień wykonania kary, Marcin został wyprowadzony z celi i zaprowadzony na dziedziniec komisariatu. Tam czekał na niego kat, który miał go zbić batem. Marcin został przywiązany do słupa i rozebrany do pasa. Kat podszedł do niego i zapytał go, czy ma coś do powiedzenia. Marcin powiedział, że jest mu przykro i że żałuje tego, co zrobił. Kat kiwnął głową i podniósł bat. Zadał Marcinowi pierwszy cios. Marcin krzyknął z bólu. Kat zadał mu drugi cios. Marcin zaczął płakać. Kat zadał mu trzeci cios. Marcin zemdlał.


Kat kontynuował swoją pracę i zadał Marcinowi 100 batów. Marcin nie czuł już nic. Jego plecy były pokryte krwią i ranami. Jego ciało było zniszczone i okaleczone. Jego duch był złamany i zdeptany.


Kiedy kat skończył, Marcin został odwiązany od słupa i przeniesiony do karetki. Został zawieziony do szpitala, gdzie miał być opatrzony i zaleczony. Potem miał być przewieziony do więzienia, gdzie miał spędzić resztę swojej kary. Marcin nie wiedział o tym i nie obchodziło go to. Marcin nie żył już wewnętrznie. Jego ciało było tylko pustą skorupą, a jego umysł był tylko mgłą bólu i rozpaczy.


Marcin spędził kilka dni w szpitalu, gdzie lekarze próbowali uratować jego życie. Jego rany były głębokie i zakażone. Jego stan był ciężki i niestabilny. Jego organy wewnętrzne były uszkodzone i niewydolne. Jego mózg był uszkodzony i niewrażliwy. Jego dusza była uszkodzona i niewolna.


Marcin nie był świadomy tego, co się z nim dzieje. Nie reagował na nic. Nie czuł nic. Nie myślał o niczym. Nie marzył o niczym. Nie miał żadnych wspomnień. Nie miał żadnych uczuć. Nie miał żadnej woli.


Marcin był tylko cieniem człowieka, którym kiedyś był.


Kiedy lekarze stwierdzili, że Marcin jest wystarczająco stabilny, żeby być przewieziony do więzienia, policja zabrała go ze szpitala i zawiozła do zakładu karnego. Tam Marcin został umieszczony w celi, gdzie miał odbywać swoją karę. Jego cela była mała i brudna. Było tam tylko łóżko, stół, krzesło i sedes. Nie było tam okna, ani światła, ani powietrza. Nie było tam życia, ani nadziei, ani sensu.


Marcin leżał na łóżku i patrzył w sufit. Nie wiedział, gdzie jest i co się z nim dzieje. Nie wiedział, ile czasu minęło i ile czasu jeszcze pozostało. Nie wiedział, czy ktoś o nim pamięta. Nie wiedział, czy ktoś go kocha i czy ktoś mu przebaczy. Nie wiedział, czy ktoś go ocali.


Marcin nie miał żadnej nadziei na zmianę swojego losu. Nie miał żadnej siły na walkę ze swoim cierpieniem. Nie miał żadnej wiary w sprawiedliwość i miłosierdzie. Nie miał żadnej miłości do siebie i do świata.


Marcin był tylko więźniem swojego błędu, który zrujnował mu życie.


  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Przeczytałem w miarę dokładnie i najbardziej rzuciło mi się w oczy to, że niektóre wyrazy używane są ponad miarę. Marcin - 44 razy, że - 47 razy.
© 2010-2016 by Creative Media
×