Przejdź do komentarzyMarcin żyje
Tekst 17 z 43 ze zbioru: Marcin
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2024-05-13
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń228

Marcin był zawsze aktywny społecznie i politycznie. Nie zgadzał się z tym, co robiła partia rządząca oraz chciał bronić demokracji i praworządności. Dlatego w 2016 roku postanowił wziąć udział w marszu Komitetu Obrony Demokracji w Warszawie. Był jednym z nielicznych młodych ludzi, którzy szli na czele manifestacji, trzymając transparenty i skandując hasła. Jego matka Grażyna, która również była zwolenniczką KOD, szła na tyłach, bo nie chciała narażać się na konfrontację z policją lub innymi grupami.


Marcin nie spodziewał się, że marsz będzie tak niebezpieczny. Nie wiedział, że w pobliżu zgromadziły się środowiska narodowe, które były przeciwne KOD i jego postulatom. Nie zauważył, że z boku ulicy podbiegł do niego zamaskowany mężczyzna, który trzymał w ręku butelkę z cieczą. Zanim zdążył się obrócić, został oblany tzw. roztworem piranii - kwasem siarkowym i nadtlenkiem wodoru, który natychmiast zaczął żreć jego skórę i ubranie.


Marcin krzyknął z bólu i przerażenia. Poczuł, jak jego twarz oraz ręce płoną i puchną. Zobaczył, jak jego włosy i brwi opadają na ziemię. Nie widział już nic poza czerwienią i mgłą. Upadł na chodnik, tracąc przytomność.


Wokół niego wybuchła panika. Ludzie z KOD próbowali mu pomóc, ale nie mieli pojęcia, co zrobić. Niektórzy próbowali go oblewać wodą, inni dzwonili po pogotowie. Narodowcy uciekali z miejsca zdarzenia, śmiejąc się i wyzywając Marcina od zdrajców i lewaków.


Grażyna była daleko od miejsca ataku. Nie słyszała krzyków ani syren. Myślała, że jej syn jest bezpieczny i dumny ze swojego zaangażowania. Dopiero po kilkunastu minutach dowiedziała się o tragedii od jednego z organizatorów marszu, który znalazł jej numer telefonu w portfelu Marcina.


- Pani Grażyno? - usłyszała głos przez słuchawkę.

- Tak, to ja. Co się stało? - odpowiedziała niepewnie.

- To ja, Jan Kowalski, z KOD. Jestem przy Pani synu Marcinie. Muszę Panią poinformować o bardzo złej wiadomości...

- Co? Co się stało? Gdzie jest Marcin? - przerwała mu Grażyna.

- Pani Grażyno... Marcin został zaatakowany przez narodowców. Oblali go kwasem siarkowym. Jest bardzo ciężko ranny...

- Nie... To niemożliwe... To jakiś koszmar... - Grażyna nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.

- Pani Grażyno... Proszę przyjechać jak najszybciej do szpitala na Banacha. Tam jest teraz Marcin. Lekarze walczą o jego życie...

- Banacha? Szpital? Lekarze? - Grażyna powtarzała te słowa jak mantra.

- Tak, Pani Grażyno... Proszę się spieszyć... Nie wiem, czy Marcin to przeżyje...

- Przeżyje... Musi przeżyć... To mój syn... - Grażyna rzuciła telefon i pobiegła do najbliższego przystanku autobusowego.


Nie zdawała sobie sprawy, że jej życie właśnie zmieniło się na zawsze. Nie wiedziała, że jej syn Marcin będzie musiał zmierzyć się z okropnymi skutkami ataku. Nie wiedziała, że będzie musiała walczyć o jego sprawiedliwość i godność. Nie wiedziała, że Polska, którą kochała, stała się dla niej i jej syna piekłem.


Grażyna dotarła do szpitala na Banacha po ponad godzinie. Nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć Marcina i przytulić go do siebie. Nie mogła uwierzyć, że ktoś mógł zrobić mu taką krzywdę. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że w XXI wieku w Polsce dochodzi do takich aktów barbarzyństwa.


W szpitalu spotkała się z Janem Kowalskim, który czekał na nią przed wejściem na oddział intensywnej terapii. Był blady i smutny. Nie miał dobrych wieści.


- Pani Grażyno... - powiedział cicho.

- Janie... Gdzie jest Marcin? Jak się czuje? Co się z nim stało? - Grażyna zadawała pytania bez przerwy.

- Pani Grażyno... Proszę usiąść... Muszę Pani coś powiedzieć... - Jan próbował ją uspokoić.

- Nie chcę siedzieć! Chcę widzieć Marcina! - Grażyna krzyczała.

- Pani Grażyno... Marcin jest w bardzo ciężkim stanie... Lekarze nie dają mu dużych szans na przeżycie... - Jan wyjawił prawdę.

- Co?! To niemożliwe! To nieprawda! To kłamstwo! - Grażyna nie chciała tego słuchać.

- Pani Grażyno... Proszę się opanować... To nie jest czas na emocje... To jest czas na modlitwę... - Jan próbował ją pocieszyć.

- Modlitwę?! A gdzie byliście, gdy mój syn był atakowany?! Gdzie byliście, gdy mój syn krwawił na ulicy?! Gdzie byliście, gdy mój syn umierał w karetce?! - Grażyna oskarżała Jana i innych z KOD.

- Pani Grażyno... My byliśmy tam... My próbowaliśmy mu pomóc... My nie mogliśmy nic zrobić... To nie była nasza wina... To była wina tych potworów, którzy go zaatakowali... - Jan bronił się i swoich kolegów.

- Potworów?! A co wy jesteście?! Anioły?! Święci?! Nie! Wy jesteście tchórzami! Wy jesteście hipokrytami! Wy jesteście winni! Wy jesteście winni śmierci mojego syna! - Grażyna oszalała ze złości i bólu.

- Pani Grażyno... Proszę się uspokoić... Proszę nie robić sceny... Proszę nie obrażać nas... My też cierpimy... My też kochamy Marcina... My też chcemy, żeby żył... - Jan próbował ją uspokoić.

- Kochacie?! Chcecie?! A co zrobiliście dla niego?! Co zrobiliście dla sprawy, za którą walczył?! Co zrobiliście dla Polski, którą kochaliście?! Nic! Nic nie zrobiliście! Nic nie robicie! Nic nie zrobicie! - Grażyna wykrzykiwała swoje pretensje.


W tym momencie podszedł do nich lekarz. Był to doktor Marek Nowak, ordynator oddziału intensywnej terapii. Miał na sobie biały fartuch i maskę. Miał poważną minę.


- Przepraszam, czy to Pani Grażyna Wiśniewska? Matka Marcina Wiśniewskiego? - zapytał lekarz.

- Tak, to ja. Co się dzieje z moim synem? Czy żyje? Czy będzie żył? - Grażyna rzuciła się do lekarza.

- Proszę Panią, proszę się uspokoić. Muszę Panią poprosić o rozmowę w moim gabinecie. Jest to bardzo ważne. Proszę za mną. - lekarz poprowadził Grażynę do swojego pokoju.

- Janie, idź ze mną. Nie zostawiaj mnie samej. - Grażyna poprosiła Jana o wsparcie.

- Dobrze, Pani Grażyno. Idę z Panią. - Jan poszedł za nimi.


W gabinecie lekarza Grażyna usiadła na krześle. Jan stanął obok niej. Lekarz usiadł za biurkiem. Wziął do ręki teczkę z dokumentami.


- Pani Grażyno, jestem doktor Marek Nowak, ordynator oddziału intensywnej terapii. Zajmuję się Pańskim synem Marcinem od momentu, gdy trafił do naszego szpitala. - lekarz przedstawił się.

- Doktorze, proszę mi powiedzieć, jak jest z moim synem. Czy żyje? Czy będzie żył? - Grażyna powtórzyła swoje pytania.

- Pani Grażyno, muszę Panią przygotować na bardzo ciężką wiadomość. Pani syn Marcin jest w stanie krytycznym. Ma bardzo poważne obrażenia spowodowane kwasem siarkowym. Kwas spowodował oparzenia III i IV stopnia na ponad 80% ciała, w tym na twarzy, szyi, klatce piersiowej, brzuchu, rękach i nogach. Kwas uszkodził również oczy, uszy, nos i usta Marcina. Kwas dostał się również do układu oddechowego i pokarmowego Marcina, powodując zapalenie płuc, krwawienie z żołądka i jelit, a także obrzęk krtani i tchawicy. Kwas spowodował również uszkodzenie nerek i wątroby Marcina, a także zaburzenia krzepnięcia krwi i anemię. - lekarz wyliczał skutki ataku.

- To straszne... To okropne... To nieludzkie... - Grażyna słuchała z przerażeniem.

- Pani Grażyno, Pani syn Marcin jest podłączony do respiratora i dializatora. Otrzymuje transfuzje krwi i płynów. Jest podawany silnymi lekami przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi. Jest pod stałą opieką lekarzy i pielęgniarek. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby go uratować. - lekarz opisywał stan Marcina.

- Czyli żyje? Czyli będzie żył? - Grażyna łapała się nadziei.

- Pani Grażyno, nie mogę Pani niczego obiecać. Pani syn Marcin jest w stanie zagrożenia życia. Jego szanse na przeżycie są bardzo małe. Jego szanse na pełne wyzdrowienie są zerowe. Nawet jeśli przeżyje, będzie musiał zmierzyć się z trwałymi skutkami ataku. Będzie musiał przejść wiele operacji plastycznych i rekonstrukcyjnych. Będzie musiał przyjmować leki do końca życia. Będzie musiał korzystać z pomocy psychologicznej i socjalnej. Będzie musiał nauczyć się żyć na nowo jako inwalida i kaleka. - lekarz mówił bez ogródek.

- Nie... Nie... Nie... To nie może być prawda... To nie może się stać... To nie może być mój syn... - Grażyna zaprzeczała rzeczywistości.

- Pani Grażyno, rozumiem Pani ból i rozpacz. Jestem ojcem dwójki dzieci i nie wyobrażam sobie, co bym zrobił w takiej sytuacji. Ale proszę Panią, proszę być silną i odważną dla swojego syna. On teraz potrzebuje Pani wsparcia i miłości. On teraz potrzebuje wiedzieć, że nie jest sam i że ma dla kogo żyć. - lekarz próbował ją pocieszyć i zachęcić.

- Pani Grażyno, czy chce Pani zobaczyć swojego syna? Czy chce Pani z nim porozumieć się? - lekarz zapytał delikatnie.

- Tak... Tak... Chcę go zobaczyć... Chcę z nim porozumieć się... - Grażyna odpowiedziała słabo.

- Dobrze, Pani Grażyno. Proszę za mną. Pójdziemy do jego pokoju. Ale proszę się przygotować na to, co zobaczy Pani. To nie będzie łatwy widok. - lekarz poprowadził Grażynę do pokoju Marcina.

- Janie, idź ze mną. Nie zostawiaj mnie samej. - Grażyna poprosiła Jana o wsparcie.

- Dobrze, Pani Grażyno. Idę z Panią. - Jan poszedł za nimi.


W pokoju Marcina Grażyna zobaczyła coś, co przeraziło ją i zasmuciło bardziej niż cokolwiek innego w życiu. Zobaczyła swojego syna leżącego na łóżku, podłączonego do wielu maszyn i rurek. Zobaczyła jego ciało opuchnięte i poparzone, pokryte bandażami i maściami. Zobaczyła jego twarz zdeformowaną i pozbawioną rysów, z zamkniętymi oczami i ustami. Zobaczyła jego włosy i brwi zniknęły, a skóra zmieniła kolor na szary i czarny.


Grażyna nie mogła uwierzyć, że to jest jej syn. Nie mogła uwierzyć, że to jest ten sam chłopak, który jeszcze kilka godzin temu był pełen życia i pasji. Nie mogła uwierzyć, że to jest ten sam chłopak, który uśmiechał się do niej i mówił `kocham cię, mamo`. Nie mogła uwierzyć, że to jest ten sam chłopak, który miał przed sobą cały świat i marzenia.


Grażyna podbiegła do łóżka Marcina i złapała go za rękę. Była sucha i szorstka. Grażyna poczuła puls Marcina. Był słaby i nieregularny.


- Marcin... Marcin... To ja, twoja mama... Jestem przy tobie... Kocham cię... - Grażyna szepcze do ucha Marcina.

- Pani Grażyno... Marcin nie może Pani usłyszeć... Kwas uszkodził jego błonę bębenkową... - lekarz wyjaśnił.

- Nie ważne... Ważne, żeby czuł moją obecność... Ważne, żeby wiedział, że nie jest sam... - Grażyna nie przejmowała się tym.

- Pani Grażyno... Marcin nie może Pani odpowiedzieć... Kwas uszkodził jego struny głosowe... - lekarz wyjaśnił.

- Nie ważne... Ważne, żeby słyszał mój głos... Ważne, żeby wiedział, że go kocham... - Grażyna nie przejmowała się tym.

- Pani Grażyno... Marcin nie może Pani zobaczyć... Kwas uszkodził jego rogówkę i siatkówkę... - lekarz wyjaśnił.

- Nie ważne... Ważne, żeby czuł mój dotyk... Ważne, żeby wiedział, że jestem przy nim... - Grażyna nie przejmowała się tym.


Grażyna trzymała rękę Marcina i mówiła do niego słowa miłości i nadziei. Nie zwracała uwagi na lekarza ani na Jana. Nie zwracała uwagi na ból ani na łzy. Nie zwracała uwagi na nic innego niż jej syn.


Marcin leżał nieruchomo na łóżku i słuchał głosu matki. Nie wiedział, co się z nim stało. Nie wiedział, gdzie jest. Nie wiedział, co się dzieje. Nie wiedział, czy żyje, czy umiera. Nie wiedział nic.


Ale czuł rękę matki i słyszał jej głos. Czuł jej ciepło i słyszał jej miłość. Czuł, że nie jest sam i słyszał, że ma dla kogo żyć.


I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin poczuł iskierkę nadziei. Poczuł, że może jeszcze się uda. Poczuł, że może jeszcze się podnieść. Poczuł, że może jeszcze się zmienić.


I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin postanowił nie poddawać się. Postanowił walczyć o swoje życie. Postanowił walczyć o swoją sprawę. Postanowił walczyć o swoją Polskę.


I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin zaczął się modlić. Modlić się o cud. Modlić się o uzdrowienie. Modlić się o sprawiedliwość.


I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin zaczął marzyć. Marzyć o lepszym świecie. Marzyć o lepszej Polsce. Marzyć o lepszym sobie.


I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin zaczął żyć.


Atak na Marcina wywołał duże poruszenie w społeczeństwie. Wiele osób wyraziło swoje oburzenie i współczucie dla Marcina i jego matki. Wiele osób potępiło przemoc i nienawiść ze strony narodowców. Wiele osób zaapelowało o sprawiedliwość i odpowiedzialność dla sprawców.


Jednak nie wszyscy byli solidarni z Marcinem i jego sprawą. Niektórzy ludzie usprawiedliwiali lub bagatelizowali atak na Marcina. Niektórzy ludzie oskarżali Marcina i KOD o prowokację i zdradę narodową. Niektórzy ludzie próbowali zafałszować lub zmanipulować fakty na temat ataku na Marcina.


Atak na Marcina stał się również tematem politycznym. Niektóre partie i organizacje poparły Marcina i KOD i domagały się dymisji rządu i prezydenta. Inne partie i organizacje broniły rządu i prezydenta i oskarżały opozycję i media o podsycanie nastrojów antyrządowych i antypolskich.


Atak na Marcina był również szeroko komentowany w mediach krajowych i zagranicznych. Niektóre media przedstawiały Marcina jako bohatera i ofiarę, a narodowców jako zbrodniarzy i faszystów. Inne media przedstawiały Marcina jako prowokatora i zdrajcę, a narodowców jako patriotów i obrońców.


Atak na Marcina był również okazją do społecznej refleksji nad stanem demokracji i praworządności w Polsce. Niektórzy ludzie uważali, że Polska jest krajem podzielonym i skonfliktowanym, gdzie panuje atmosfera strachu i nienawiści. Inni ludzie uważali, że Polska jest krajem silnym i zjednoczonym, gdzie panuje atmosfera dumy i miłości.


Atak na Marcina był więc wydarzeniem, które poruszyło całą Polskę i wywołało wiele emocji, opinii i reakcji. Był to także wydarzenie, które pokazało, jak bardzo Polska jest zróżnicowana i złożona. Był to także wydarzenie, które pokazało, jak bardzo Polska potrzebuje dialogu i tolerancji.


Napastnicy Marcina Wiśniewskiego zostali zatrzymani i oskarżeni o usiłowanie zabójstwa z motywacji politycznej. Byli to członkowie skrajnie prawicowej organizacji `Obóz Narodowo-Radykalny`, która sprzeciwiała się działalności Komitetu Obrony Demokracji. Napastnicy przyznali się do winy i zeznali, że chcieli ukarać Marcina za jego udział w marszu KOD i za jego poglądy. Napastnicy zostali skazani na długoletnie kary pozbawienia wolności, a ich organizacja została rozwiązana przez sąd. Sprawa Marcina Wiśniewskiego wywołała ogólnonarodową debatę na temat przemocy i nienawiści w polskim społeczeństwie.


Matka Marcina, Grażyna Wiśniewska, po ataku na jej syna przeżyła ogromny szok i cierpienie. Nie mogła pogodzić się z tym, co się stało i jak bardzo zmieniło się życie jej i jej syna. Nie mogła też zrozumieć, jak to możliwe, że w Polsce dochodzi do takich aktów okrucieństwa i niesprawiedliwości.


Grażyna postanowiła nie poddawać się i walczyć o swojego syna i jego sprawę. Została aktywną działaczką Komitetu Obrony Demokracji i brała udział w wielu protestach i manifestacjach. Została również założycielką i liderką fundacji `Marcin żyje`, która pomagała ofiarom przemocy politycznej i ich rodzinom. Została również główną świadkinią i oskarżycielką posiłkową w procesie przeciwko napastnikom Marcina.


Grażyna nie zapomniała jednak o swoim synu i poświęcała mu całą swoją miłość i uwagę. Odwiedzała go codziennie w szpitalu i wspierała go w jego walce o życie i zdrowie. Pomagała mu w nauce porozumiewania się za pomocą specjalnego komputera, który reagował na ruchy gałek ocznych Marcina. Pomagała mu również w nauce chodzenia na protezach, które zastąpiły mu częściowo amputowane nogi.


Grażyna była dumna ze swojego syna i jego postępów. Widziała, jak Marcin staje się silniejszy i odważniejszy. Widziała, jak Marcin nie traci nadziei i wiary. Widziała, jak Marcin nadal marzy i tworzy.


Grażyna była więc matką, która cierpiała, ale też walczyła. Była matką, która kochała, ale też działała. Była matką, która żyła dla swojego syna, ale też dla swojego kraju.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×