Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-01-19 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 4007 |
Kula do trumny
Banderowcy czuli się coraz pewniej, coraz częściej paradowali w kilku po wsi z ledwo ukrytą za pazuchami bronią, szukali zaczepki i okazji do rozlewu krwi oraz do łatwego zysku, a właściwie grabieży. Niemal na oczach ludzi przywłaszczali sobie rożne przedmioty, które sobie upodobali, czasem ironizując z okradzionych i strasząc. Robili się coraz bardziej natrętni, pewni siebie, zadziorni i nachalnie prowokacyjni. Zaczepiali co ładniejsze kobiety, nawet mężatki, obmacywali je, chwytali za ręce i włosy, próbowali przewracać, zrywać z nich odzież, czyniąc im nieprzyzwoite propozycje.
Na podwórze dziadka Władka, wtedy pięćdziesięciolatka, weszli pewnego dnia dwaj uzbrojeni banderowcy. Gdy ich zauważył przez okno, wybiegł na ganek aby zapytać, czego chcą od niego. Nie chciał ich wpuścić do chaty, bojąc się bliskiego kontaktu z nimi jak zarazy. Zdenerwowany perspektywą spotkania z nimi w czterech ścianach domu, chciał ich pogonić od progu.
- Czego tu szukacie, tutaj wy nic nie zgubili – zawołał.
- Zaraz zobaczymy, a może jest tu coś naszego. Na ich twarzach malował się obraz bezkarnej arogancji i poczucia własnej wyższości, wynikającej z przekonania o swojej przewadze.
- Ja do was niczego nie mam i nic od was nie chcę.
- Ależ dziadku, wam się coś pomieszało, że nie szanujecie sąsiadów z Majdanu.
- To mój dom i proszę natychmiast wyjść z podwórza.
- Nikt nas nie będzie wyganiał! Wyjdziemy, jak sami zechcemy.
Młodzi opryszkowie zaśmiali się, pokazując w krzywych uśmieszkach błyskające złowrogo zęby i podchodzili coraz bliżej. Dziadek całym swoim ciałem zagrodził im wejście na ganek.
- Poczuj dziadku, z czym do ciebie przychodzimy – starszy przez połę kurtki szturchnął go pod żebra lufą pistoletu. Młodszy go po chwili popchnął.
W czasie szarpaniny dziadek się przewrócił. Gdy leżał, młodszy z banderowców, na oko szesnastolatek, podszedł do niego, wycelował mu w twarz pistolet i mówi:
- Módlcie się dziadku, bo to wasz koniec - celował mu w usta. Gdy oddawał strzał, dziadek odruchowo ruszył głową. Po strzale jego twarz, głowa, szyja i piersi zalały się krwią.
Gdy banderowiec chciał drugi raz strzelić, celując tym razem w skroń, aby go dobić, pistolet się zaciął.
Ktoś, kto pojawił się tuż za płotem, już ich zaczął niespokojnie nawoływać.
- Uciekajcie! Jadą Niemcy!
Z drugiej strony wsi zbliżał się niemiecki patrol na motocyklu. Banderowcy pobiegli po chwili do sadu, przez płot czmychnęli chyłkiem na pole, dali susa w zboże i wkrótce zniknęli jak duchy za mroczną ścianą pobliskiego lasu. Dziadek nieprzytomny leżał przed gankiem. Babcia, która wybiegła w chwilę po strzale, słyszała nawołujących się uciekających bandytów.
- Tyle krwi stracił, że chyba nie przeżyje – pomyślała. Nieprzytomny z bólu, ogłuszony wystrzałem, konwulsyjnie kopał nogami i rękami, rozgarniał ziemię przed sobą. Gdy przestał kopać i znieruchomiał, pomyślała, że umarł. Wtedy zobaczyła, że w dłoni ściska garść ziemi, w której tkwił wystrzelony przed chwilą pocisk.
- Musiał wykopać ten sam pocisk, który wystrzelił w niego zabójca – pomyślała. Na podwórze podjechał dwuosobowy patrol w niemieckich mundurach na motocyklu uzbrojonym w rkm.
- Bandyci pobiegli tam! – zawołała, wskazując na las. Jeden z żołnierzy obejrzał głowę rannego. Pokazał, że dziadek ma przestrzelony tylko policzek i widząc jej bezradność oraz zdenerwowanie, dał babci podręczny opatrunek. Gdy obmyła mu głowę zimną wodą, otworzył oczy. Dziadek zdziwił się, że zamiast dwóch banderowców widzi przed sobą dwóch Niemców.
- To aż tak ze mną źle? – pomyślał. – Jak nie jedne hady,(gady) to zaraz drugie na mnie nachodzą. To już koniec świata albo jeszcze gorzej.
Okazało się wkrótce, że pocisk przestrzelił mu tylko policzek, nie czyniąc więcej szkody. Toteż, jakkolwiek sporo czasu się męczył, gorączkował i rana ropiała, dziadek jakoś przeżył. Do końca życia nosił na policzku bliznę, która czasami prowokowała, zwłaszcza dzieci, do zadawania mu pytania, po którym musiał wielokrotnie opowiadać tę historię.
Babcia do końca jego życia przechowywała w domu ten pocisk w pudełku na ozdoby. Zabrała go ze sobą, gdy jak tysiące innych uciekinierów, wygnańców i przymusowych repatriantów, wyjeżdżali z Kresów Wschodnich na zachód, na ziemie - nad Odrą – jak mówili.
Gdy dziadek umarł w roku 1956 w swoim nowym domu pod starym lasem, w innej Dąbrowie niż ta, w której się urodził, dali mu tę kulę do trumny. Z tą kulą spoczął na cmentarzu w Krośnicach. Tak banderowska kula, niczym symbol przeznaczenia, powędrowała z dziadkiem z Wołynia na Dolny Śląsk i spoczęła w ziemi razem z nim w Dolinie Baryczy, tysiąc kilometrów od jego ojczyzny.
Nie mógł tak, jakby tego chciał, spocząć, jak jego przodkowie, na wieki w swojej ojcowiźnie, gdyż ją stracił, i do końca życia nie odzyskał. Jednak i tak znalazł się w lepszej sytuacji od setek tysięcy tych, którzy stracili w tamtym czasie i ojcowiznę i życie.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
A dzisiaj; opieranie patriotyzmu na banderyźmie jest właściwe czy nie?
Czy jest jakiś tu wybór w obecnej sytuacji?