Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2024-10-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 85 |
nieobycie wewnątrz własnego umysłu,
faza pierwsza (staram się nie wierzyć, że będą kolejne):
wpuszczam w siebie świeżo wyhodowane
zwierzęta rasy poodle metal.
każde nazywa się John Bongiovi, choć to samica.
odkulturalnienie: wszystkie łojowe klapki,
jakie założyłem na uszy, mają wyrzeźbione (szpilką?
agrafką? nie pamiętam czym i kiedy to robiłem)
godło terytorium bez właściwych nut.
wiem, dramatyzuję: otworzyłem okno
i radzę deszczowi, by nie przestawał padać, bo mam
na dziś do dentystki, a jeśli dalej będzie lał - wiadomo:
nie pojadę ze strachu przed kompletnym rozmięknięciem.
zatem: domatorskość, ta brzydka choroba, przez którą
rozmył się sens dwóch pierwszych zwrotek.
próbuję rozbawić się wymyślając historyjki.
kolesiowi wichura zdmuchnęła szopę, gdy ją
odbudował - okazało się, że w środku leży stos
dzieł Lenina. rozumiem coś z tego?
chcę się kochać, ale nie ze sobą
(Monika Miller raczej nie wpadnie w odwiedziny),
stłuc szklany posąg Magdaleny Ogórek, bo chociaż
nosicielka jego kształtu jest atrakcyjna
- jednak bez przesady, by choćby w wyobraźni z taką
(jest z niej mocno azbestowy kwiatek,
jeśli `Shot through the heart`
- moja pikawa natychmiast wyrzygałaby pocisk).
a teraz, drogie dzieci, odbryzg prawdziwie
konfesyjnej liryki: popsułem kolejną pralkę
notorycznie ją przeładowując,
rozpalam pod kuchnią starymi programami
z Teatru Muzycznego w Lublinie. pierdzielić takie
pamiątki, wsiurskie snobowanie się tym, że w 2002
roku moja matka była na Baronie Cygańskim,
a w 2003 na Carmen
(chyba, prócz hipersentymentalizmu,
tylko po to trzymałem je w szufladzie).
padaj, padaj. może tour bus wpadnie w poślizg,
muzyka, której słucham, stoczy się z łoskotem z nasypu.
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre