Przejdź do komentarzyBaba
Tekst 75 z 75 ze zbioru: Opowieści o ludziach i miejscach
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2024-10-23
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń103

Janek miał nietypowe nazwisko - Baba. Już w pierwszej klasie podstawówki koledzy wzięli je na języki i zmieniło się ono w przezwisko - został „babą”. Nie zwracano się do niego po imieniu, a tylko „ty babo”. Wołano też za nim „baba, baba!”, ot tylko po to, żeby mu dokuczyć. Janek bronił się jak umiał, ale nie był silny, więc często obrywał. Gdy nawet udało mu się pokonać przezywającego, często tamten donosił nauczycielce, że „baba się bije” i Janek był karany za bójkę.

Sytuacja Janka jeszcze się pogorszyła gdzieś tak na początku drugiej klasy. Wtedy to ich nauczycielka zaczęła od czasu do czasu wychodzić w czasie lekcji. Kazała dzieciom narysować coś lub przepisać jakiś fragment czytanki i znikała. Nie było jej nieraz bardzo długo. Aby zapewnić w klasie dyscyplinę, kazała dyżurnemu zapisywać na tablicy nazwiska uczniów, którzy najbardziej rozrabiali. Po powrocie karała ich targaniem za uszy i stawianiem do kąta. Podczas przerwy dyżurni dostawali lanie od zapisanych i w ten sposób kształtowały się w klasie „dobre” koleżeńskie stosunki.

Pewnego dnia któryś dyżurny wpadł na złośliwy pomysł napisania na tablicy nazwiska Janka, chociaż ten siedział cichutko i robił, co pani kazała. Nauczycielka po powrocie ukarała go i cała klasa miała przyjemność widzieć Janka, jak chlipiąc, stał w kącie. Na przerwie Janek chciał się zemścić na dyżurnym, ale był na to za słaby. Został odepchnięty, przewrócony i wyśmiany.

Od tamtego dnia Janek stał się ofiarą. Ilekroć nauczycielka wychodziła, jego nazwisko pojawiało się na tablicy, a ta po powrocie bezmyślnie go karała. Po którymś razie doszła do wniosku, że Janek jest złośliwy i wezwała do szkoły rodziców. Po tej wizycie Janek dostał w domu od ojca w skórę.

Złośliwe zapisywanie Jankowego nazwiska na tablicy, kary od nauczycielki, wzywanie rodziców i lanie w domu - wszystko to powtarzało się aż końca czwartej klasy.

Od piątej klasy nowi nauczyciele nie wychodzili już w czasie lekcji i nie trzeba było nikogo zapisywać na tablicy. Sytuacja Janka się polepszyła, ale nadal był wyśmiewaną „babą”.

Do szkoły średniej Janek poszedł w innym mieście, bo tam przeprowadzili się jego rodzice. Do jego klasy trafili też Bogdan, Jurek i Tadek z jego poprzedniej szkoły. Wszyscy trzej zamieszkali w internacie, gdzie nie bardzo radzili sobie z nowymi kolegami. Zajęci sobą, zapomnieli o Jankowym przezwisku i nie zaszczepili go w nowej klasie.

Tymczasem Janek bardzo urósł, zmężniał i stał się najprzystojniejszym chłopcem w klasie. Dziewczyny wodziły za nim oczami i na zabawach wszystkie chciały z nim tańczyć „przytulane” tańce.

Maturę zdał Janek bez problemu, poszedł na studia do odległego miasta i tam już pozostał.


Minęło dwadzieścia pięć lat od matury i został zorganizowany zjazd absolwentów Jankowego rocznika. Stawili się prawie wszyscy, a wśród nich Bogdan, Jurek i Tadek z jego byłej podstawówki. Panie i panowie po czterdziestce witali się serdecznie, a ochom i achom nie było końca. Usiedli w dawnej klasie, na swoich starych miejscach, a stareńki już wychowawca powitał ich i poprosił, żeby po kolei opowiadali krótko, jak im leci. Ci, którym się powiodło rozwodzili się na temat swoich sukcesów, a inni ograniczali się tylko do kilu zdań. Janek specjalnie odczekał do końca, a gdy przyszła jego kolej zaczął:

– No cóż. Ukończyłem studia, pracuję w budownictwie, mam żonę i dwoje fajnych dzieci. Nie o tym jednak chciałbym wam opowiedzieć, ale o moich przeżyciach jeszcze z podstawówki.

Potem zaczął opowiadać o tym, jak przezywano go „babą”, jak celowo wypisywano jego nazwisko na tablicy, jak głupia nauczycielka wzywała do szkoły jego rodziców i jak po tym dostawał od ojca w skórę. Mówiąc, patrzał przed gdzieś siebie, ale dostrzegł, że byli koledzy z podstawówki pospuszczali głowy i skurczyli się w sobie. Gdy skończył, w klasie zaległa cisza, kilku koleżankom pokazały się łzy w oczach, a jeden z kolegów powiedział.

– Fajnych skurwysynów miałeś w klasie. Gdybym takich teraz dorwał, to skułbym im mordy.

– Skułbyś mordy? – odpowiedział Janek. – Myślę, że nie warto. Wystarczy chyba, gdy wam powiem, że wśród tych skurwysynów byli też Bogdan, Jurek i Tadek.







  Spis treści zbioru
Komentarze (9)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo ciekawe i barwne wspomnienie napisane poprawną i bogatą polszczyzną. Dostrzegłem jedną literówkę: "kilu" zamiast "kilku". Mnie natomiast przypomniało się pewne zdarzenia z Sieradza, w którym w 1968 roku rozpocząłem pracę zawodową. A że byłem wtedy osobą samotną, prowadziłem dość rozrywkowe życie, co nie zawsze podobało się moim równolatkom, rodowitym mieszkańcom Sieradza. Pewnego razu w trzech zrobili na mnie zasadzkę koło "Marusi", z której wychodziłem po tańcach. Nie miałem z nimi żadnych szans, więc uwierzyłem w siłę i szybkość moich nógm więc im uciekłem. Po kilkunastu dniach przechodziłem też obok "Marusi", ale byłem z kolegą. Spotkaliśmy wtedy inicjatora napadu na mnie. Podeszliśmy do niego bez zamiaru zrobienia mu krzywdy, ale on zaczął uciekać i zgubił buty. Podnieśliśmy te buty i rzuciliśmy na dach "Marusi".
Po kilku latach, kiedy już nie pracowazłem w Sieradzu, obywałem w tamtejszych zakładach przemnysłu dziewiarskiego "Sira" spotkanie z załogą. W czasie dość ostrej dyskusji, a rejwodził w niej nie kto inny, jak dawny uciekinier bez butów. Rozpoznałem go bez problemu. Żeby ostudzić jego dość gorąco głowę, przypomniałem moją przygodę sprzed kilku lat. A kiedy powiedziałem, że tym niechlubnym uciekinierem był ten wrzeszczący w tłumie pracownik, dostałem rzęsiste brawa, a ten mężczyzna uciekł ze spotkania. Tym razem w butach.
avatar
Janko, dziękuję za wizytę i znalezienie literówki.
Wspaniałe jest to Twoje wspomnienie z Sieradza, bardzo życiowe. Możesz spokojnie zrobić z niego opowiadanko.
Pozdrawiam.
avatar
Jeśli rodzice przychodzą do szkoły jedynie na wezwanie,

a nie uczestniczą w codziennej szkolnej nauce własnego dziecka,

to dziecko "ma przechlapane", nawet kiedy nazywa się Józef Poniatowski.

Problem nie w nazwisku ucznia, a w tym,

że ojciec/matka nie mają fioletowego pojęcia o tym, z czym w swojej szkole boryka się własny syn

;(
avatar
Tylko k i l k o r o rodziców w klasie aktywnie uczestniczy w jej szkolnym życiu. Reszta NIE INTERESUJE SIĘ postępami w nauce i sukcesami własnych dzieci.

Mówię to jako nauczyciel z przeszło 30.letnim stażem pracy zarówno w podstawówce jak i w szkołach średnich w Trójmieście, w Bieszczadach, na Kujawach i na Ziemi Szczecińskiej
avatar
Emilio, dziękuję za wizytę i komentarz.
Jak sama piszesz, tylko niewielu rodziców interesuje się szkołą i tacy też byli rodzice Janka. Standard.
avatar
To wypisz wymaluj historia brzydkiego kaczątka, które staje się łabędziem.
avatar
Optymisto, dziękuję za wizytę i celny komentarz.
avatar
Samo życie, ze wszystkim swoimi barwami... Świetne wspomnienie (chociaż nie do uśmiechu), porządnie napisane.
avatar
Hardy, dziękuję za odwiedziny i porządny komentarz.
© 2010-2016 by Creative Media
×