Przejdź do komentarzyCzęść II. Cywil na wojnie. Rozd. VI. Umarłych pogrzebać
Tekst 13 z 13 ze zbioru: Poradnik na wypadek W.
Autor
Gatunekporadnik
Formaproza
Data dodania2025-04-26
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń36

Grzebanie umarłych to jeden z katolickich uczynków miłosierdzia wobec ciała. W terminologii wojskowej nazywa się to eufemistycznie „specjalistycznymi usługami logistycznymi” (1). Ładnie, nieprawdaż? Jako młody żołnierz Służby Podchorążych Rezerwy, miałem nieprzeparte wrażenie, że wszelkie służbowe regulaminy piszą osoby, które nigdy nie wychodziły zza biurka w klimatyzowanym pomieszczeniu. Powąchawszy prochu na prawdziwej wojnie, jestem przekonany, że wszelkie regulaminy służbowe piszą kosmici. Mają się one do realiów działań na teatrze jak pięść do nosa. Jeśli chcesz, odnajdź sobie przywołany rozkaz w Internecie i poczytaj. Ale wiedz jedno – w praktyce to tak nie działa. Nie i już. Przynajmniej nie na tej wojnie, którą ja widziałem i którą ty możesz zobaczyć.

 

Na wojnie grzebanie umarłych nabiera nieco innego znaczenia w stosunku do obrzędu, jaki znasz w czasach pokoju. Niestety, przebywając „na teatrze działań”, możesz spotkać się ze zmarłymi dość często. Mogą to być postronne ofiary cywilne, bądź żołnierze walczących stron. Ciężko o tym mówić, ale mogą być to również i twoi bliscy. Toteż lepiej nie odkładać ewakuacji z terenów objętych walkami do ostatniego momentu i testować swoje szczęście do jego granic. Jeśli natomiast liczysz na wyspecjalizowane oddziały świadczące specjalistyczne usługi logistyczne, to załóż, że będą sprzątać, kiedy będzie już posprzątane. Realia wojny, w stosunku do której chcę wyposażyć cię w zasób niezbędnej wiedzy praktycznej, są bowiem takie, że specjalistyczne służby dokonują zwykle ekshumacji. Doraźne pochówki spoczywają na barkach innych „służb”. Możliwe, że i na twoich.

 

Póki trwa wojna manewrowa, a więc na pewno w pierwszych jej godzinach i dniach, na trupy można natrafić w bardzo wielu miejscach, gdzie toczyły się walki. Zapomnij wszystko, co wiesz o powinnościach wobec zmarłych. Trup to trup. Trzeba go posprzątać, żeby nie rozwłóczyły go psy (a one robią to bez zbędnej zwłoki; koty czy kury zresztą też, tylko one są mniejsze i mają odpowiednio mniejsze „moce przerobowe”; dzikie ptaki są dość paskudne w tej robocie, bo zaczynają od oczu). No i zagrożenie sanitarne. Tego nie można bagatelizować. Wojna to przekleństwo – nie trzeba do niej dokładać posocznicy, zatruć pokarmowych, toksplazmozy, salmonellozy i Bóg jeden wie, czego jeszcze.

 

Oczywiście, jeśli w okolicy działają jeszcze (już) jakieś służby, można ograniczyć się do zgłoszenia faktu znalezienia zwłok. Ale bywa tak, że znalezisko takie jak na fotografii poniżej, spoczywa wyłącznie na twoich barkach. Pal licho, jeśli jesteś przechodniem. Ale, kiedy leży pod twoim płotem, to zaczyna być problematyczne. Wreszcie – umarłych pogrzebać. Taki chrześcijański obowiązek. Tak, wojna to czas trudnych wyborów. Zdecydowanie trudnych. Zdecydowanie przerastających twoje czy moje możliwości. Ale i tak przyjdzie ich dokonać. Tak to działa.

 

Fot. 13. Poległy rosyjski żołnierz. Kwiecień 2022, Nowy Byków. [fot. własne]

 

No dobra. Sentymenty w kąt. Houston, mamy problem! Przystępujemy do analitycznej oceny. Po pierwsze i najważniejsze, bo o tym nie napiszą ci w żadnym wojskowym regulaminie, rozkazie itp. Trup może być zaminowany. Tak, tak – nie przesłyszałaś się. Trup może być zaminowany. Walka z najeźdźcą ze wschodu to nie jest jakaś tam sobie zwyczajna „specjalna operacja wojskowa” czy wojna. To zderzenie kultur. Kultury naszej, w której życie jest cenne, a zmarłym należy się szacunek, z kulturą, o której w żartach mówi się, że to nie kultura, tylko „stan duszy”. Powiedzieć o najeźdźcach ze wschodu, że reprezentują „stan duszy”, to nic nie powiedzieć. Nie chcę kontynuować tego tematu. Ograniczę się do tego, że Ukraińcy, jacy mieli nieprzyjemność wejść z nimi w bliższy kontakt w czasie wojny, zwykle nazywali ich „nie-ludami” (czyli nie-ludźmi – krótko i celnie). Bierz zatem pod uwagę, że każdy trup znaleziony na teatrze może być miną pułapką. Jak sobie z tym radzić? Na zimno.

 

W pierwszym kroku, jaki należy obowiązkowo wykonać, jest przywiązanie do nogi denata liny o długości ok. 10-15 m (pamiętasz wykład o minach? Ja bym nie ryzykował z liną 10-metrową), schowanie się za jakąś przeszkodą i szarpnięcie zwłok z miejsca, żeby zdecydowanie się przemieściły. Przedstawione na fotografii zwłoki są bardzo ładnie położone. W odległości półtora metra jest grube drzewo, które zatrzyma odłamki każdej ewentualnej miny pułapki. Kiedy jednak takich osłon nie ma, te 15 metrów liny to musi być minimum dla zachowania bezpieczeństwa.

 

Powyższy krok wykonujesz niezależnie od tego, jakie masz dalsze plany na trupa. Nie każdy musi być tak edukowany jak ty. Wyobraź sobie, że dwóch szeregowych wyposażonych w „Regulamin Działań Wojsk Lądowych” i zerowe doświadczenie praktyczne weźmie naszego pacjenta za ręce i nogi i spróbuje umieścić go na na noszach, a tu – bum! Niespodzianka.

 

Jeśli nic nie możesz zrobić, prócz sprawdzenia, czy obiekt nie jest zaminowany, sprawdzasz i pozostawiasz przy nim widoczną adnotację (najlepszy będzie karton i marker): „Min nie ma”. Jasna sprawa, że jak sama znajdziesz trupa trupa z adnotacją „Min nie ma” czy „Мин нет” to i tak sprawdzasz. Przecież nie będziesz ryzykować, że ktoś robi cię w konia. Twoja adnotacja ma za cel zwrócić tylko uwagę następnym po tobie, żeby sobie sprawdzili, czy denat nie ma rozrywkowego charakteru.

 

Okay. Test zrobiony, mam nadzieję, że pacjent nie eksplodował. No bo po wybuchu robi się mniej „estetyczny”. Staje się natomiast bardziej „pouczający”, bo możesz sobie wyrobić opinię, co by się z tobą stało po wzięciu udziału w eksplozji. Ale przyjmijmy, że ten nie wybuchł. Teraz przechodzisz do etapu identyfikacji.

 

Sprawdzasz, kto zacz? Nasz, nie-nasz, może cywil? W zależności od tego, kto to i jakie są twoje możliwości techniczne, podejmujesz odpowiednie dalsze kroki. Co do możliwości technicznych, to bierz pod uwagę, że łopatą raczej mogiły nie wykopiesz. Zwłaszcza, kiedy jesteś sama. Łopata i kilof to podstawowe minimum. No i kilka osób do pomocy. A optymalnie to koparka i jakiś transport, żeby pozbierać wszystkich petentów i dowieźć ich na wybrane uprzednio miejsce. Miejsce z dala od cieków wodnych, drzew, zabudowań itp. – ogólnie intuicja musi podpowiadać, że łatwo się będzie kopać i nikt nie będzie tego rozkopywał. Bierzcie pod uwagę, że farmer potrafi orać swoje pole i na 80 cm w głąb.

 

Gdy twoje możliwości techniczne odpowiadają planowanym zamiarom, to bierzesz pod uwagę, kto zacz. Jeśli nasz żołnierz, ewidencjonujesz. Żołnierz ma nieśmiertelnik. Jeśli jest on nowego wzoru, to będzie to jedna owalna blaszka składająca się z dwóch części. Jeśli starego, to będą to dwie blaszki. Kiedy twój pacjent ma przełamaną pojedynczą blaszkę lub jedną blaszkę bez możliwości przełamywania, znaczy się, że ktoś już zabrał dane. Zakopujesz zatem z żołnierską „połową” nieśmiertelnika. Regulamin mówi, żeby włożyć ją do ust – ale bez przesady. Na łańcuszku na szyi też będzie O.K. (jeśli jest szyja…).

 

W przypadku cywila, odpowiednio szukasz dokumentów czy przedmiotów umożliwiających identyfikację. Jeśli ma, raczej zabierasz, bądź pakujesz w sposób możliwie odporny na warunki panujące pod ziemią i pozostawiasz przy zwłokach. Sobie robisz zdjęcie – diabli wiedzą, kiedy i do czego się przyda. Zabity przecież miał jakichś bliskich…

 

A jeśli odprowadzasz w ostatnią drogę najeźdźcę? No, cóż istnieją odpowiednie przepisy dotyczące takich okoliczności (2), a jakże!. Pogrzeb ma się odbyć z czcią i w miarę możliwości zgodnie z obrządkiem religii, jaką wyznawał zmarły… Tak, tak. Bla, bla, bla. Już widzę, jak szukasz popa moskiewskiego patriarchatu albo jakiegoś szamana z Syberii. Starożytni Rzymianie mieli na to prostsze rozwiązania: Inter arma silent leges (3). Pozostawiam pod twoją rozwagę. Moi dobrzy Rosjanie poszli po prostu pod ziemię. I nie dostałem za to mandatu. Nie mam też koszmarów z tym związanych. Jak to się ładnie mówi w miejscu, gdzie żyję: „Nie huj było lizty” (4). Amen.


Istnieje jeszcze jeden wariant, jaki należy brać pod uwagę. Taki, iż okupanci zabronią grzebania poległych. Historia konfliktu ukraińsko-rosyjskiego pokazuje, że tego typu barbarzyńskie działania nie mieszczące się w prawnych ani zwyczajowych ramach prowadzenia konfliktów zbrojnych zdarzają się armii rosyjskiej dość często. Przy czym nie jest to jakieś „systemowe” podejście. Zależy to od kaprysu lokalnych dowódców polowych, którzy często realizują jakieś własne, nie do końca zrozumiałe polityki prowadzenia działań zbrojnych. Cóż wtedy? Hmm… Pewnie czytając „Antygonę” Sofokolesa nie brałaś pod uwagę, że ten dość symboliczny i metaforyczny już utwór tak szybko może nabrać dosłownego znaczenia. Niestety, historia kołem się toczy. A kto umarł, ten nie żyje.

 

--------------------------------------------


Przypisy:


(1) - Regulamin Działań Wojsk Lądowych, Rozkaz Nr 553/DWL Dowódcy Wojsk Lądowych z dnia 03 listopada 2008 r., s. 384 (dostępny w Internecie).

(2) - Konwencja o ochronie ofiar wojny. Podpisane w Genewie 12 sierpnia 1949 r.

(3) - Inter arma silent leges (łac.) - podczas wojny prawa milczą.

(4) - Не хуй було лізти (ukr.) - nie trzeba się było pchać.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×