Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-09-01 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2468 |
Wysłannicy wojny, Całą południową dzielnicę miasta zasnuły gęste dymy. Z niewidocznego nieba z rykiem silników nurkowały wrogie samoloty. W tle niósł się świst pocisków, łomot uderzeń w mury i brzęk wypadających resztek szyb. Wszystkim się zdawało, że świat cały został pochwycony w tryby jakiejś diabelskiej maszynerii służącej zagładzie na miarę Apokalipsy.
Tymczasem samoloty oddaliły się tak samo szybko jak przyleciały. Została tylko cisza i zatopione w niej płonące miasto. Ludzie sparaliżowani strachem i zastygli w wielkim zdziwieniu, powoli odzyskiwali świadomość. Zrozumieli, że stało się to, o czym mówiło się nieustannie od kilku miesięcy. Wojna!
Ci, u których ciekawość przemogła strach wychodzili z zaimprowizowanych kryjówek na ulicę. Z kamieniczek Kowalskiego, Heka, Engla, Dajcza i Piotrowskiego, z oficyn w podwórkach, drewnianych domków ukrytych w ogrodach, z gigantycznego, kolejowego Pekinu wychodzili ludzie na zasnute dymem ulice. Na Bujnowską, Towarową, Wyścigową, z warsztatów i fabryk. Ze Sklejek, z huty Feniks, z jakiś zakamarków.
Gruchnęła wieść na całą dzielnicę, że płoną kolejowe magazyny z żywnością. Jakież emocje stały się udziałem mieszkańców tej proletariackiej części miasta zrozumieć może tylko ktoś, kto otarł się w życiu choćby raz o krawędź ubóstwa? Dlatego pożar magazynów z żywnością był dla tych ludzi wydarzeniem równie ważnym a może nawet ważniejszym od pierwszego w dziejach miasta bombardowania z powietrza.
Rzucili się ratować, co się da z dawna zakorzenieni tu Domaradzcy, Musiałowie, Sarowie, Makowscy, Turlejscy, Stępniowie i wielu innych. Z narażeniem życia wydobywali z płonących hal worki mąki, cukru i skrzynki z konserwami. Inni bardziej zdeterminowani a może tylko sprytniejsi, ale na pewno pozbawieni skrupułów omijali płonące magazyny, lecz włamywali się do pomieszczeń zupełnie niezagrożonych, skąd wynosili, co lepsze.
W rabunku brały udział całe rodziny ściągając wprędce dostępne im środki transportowe w postaci przeróżnych wózków, taczek i rowerów. Zanim nieśpiesznie zjawiły się służby porządkowe szaber osiągnął apogeum. Większość rządowych zapasów żywności błyskawicznie zmieniła miejsce składowania znikając w niemożliwych do wykrycia zakamarkach.
Ciekawe, że wśród szturmujących płonące magazyny nie było licznie mieszkających tu Żydów, którzy do akcji włączyli się później skupując zdobycze szabrowników, często za psi grosz natychmiast wydany na wódkę. Wieczorem tego tragicznego dnia przy darmowej gorzałce i suto zastawionymi trafiejnymi konserwami stołach nie było końca opowiadaniom o brawurowej odwadze szabrowników, a im więcej wypili tym bardziej byli dumni ze swoich dokonań. W swoich oczach wyrastali na bohaterów pierwszego dnia wojny.
Tak właśnie los zakpił sobie z ludzi obdarowując hojnie w żywność na początku kilkuletniej gehenny, nacechowanej strachem gorszym od głodu i zimna, strachem przed nieprzewidywalnym złem ze strony zbrodniczego okupanta.
W tym tragicznym dla miasta dniu jak to w życiu bywa, obok dramatu i grozy nie zabrakło też elementów farsy i groteski. Przed jedną z kamienic trzy kobiety obserwowały scenę jak z burleski. Zmęczony akcją szabrownik walcząc z zadyszką dźwigał na plecach worek z cukrem.
Widział to inny amator słodkości, zbyt leniwy, żeby szturmować magazyny i postanowił ulżyć człowiekowi dźwigającemu ciężar ponad siły. Dyskretnie zaszedł go od tyłu i nożem zrobił dziurę w worku. Białą strużką posypał się cukier znacząc szlak na ulicy. Przez moment tylko, bo żartowniś idąc za nim krok w krok łapał uciekającą słodycz do podstawionego wiadra.
Z inspiracji książką „Odłamki czasu”.
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
No i nie ma jeszcze jednego. Nie ma niezbędnych znaków interpunkcyjnych, które ułatwiają właściwy odbiór treści (nie będę wskazywał tych błędów, gdyż jest ich zbyt dużo).
oceny: bezbłędne / znakomite
Uzdolnione literacko pióro