Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-02-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2971 |
– Mówiłaś, że rzucasz palenie – Fabian spoglądał na nią, nieszczerze się uśmiechając. Dobrze wiedział, że każdą obietnicę rzuca na wiatr. Po prostu chciał jej dopiec.
Baśka była nadzwyczaj spokojna. Zanim odpowiedziała, zaciągnęła się papierosem, wypuszczając chmurę cuchnącego i śmierdzącego dymu. Następnie wzięła łyk aromatycznej kawy z wyszczerbionej filiżanki w czerwone piwonie. Jednej z nielicznych pamiątek po nieżyjącej już babci Zosi.
– Naprawdę tak powiedziałam? Coś źle usłyszałeś – odpowiedziała od niechcenia. Z wyjątkowym opanowaniem, zważywszy na zaistniałe okoliczności.
Dziś nie ma już znaczenia, czy rzuci palenie, czy też nie. Jak powiadała babcia Zosia – na coś trzeba umrzeć. I zgodnie z tą zasadą babcia wypalała średnio dwie paczki papierosów `Poznańskie` bez filtra dziennie. Papierosy były jej słabością. I kawa też. Szczerze, Baśka wolałaby tak, jak ona umrzeć na raka płuc. Wiedziałaby chociaż, dlaczego umiera. I że zapracowała sobie na to. Podobnie jak umierała babcia Zosia, teraz ona siedzi w starym, zielonym fotelu na czterech kółkach. I czeka na śmierć z filiżanką kawy w ręku. Choć z zupełnie innego powodu. Oczekuje śmierci, która ma nadejść w każdej chwili. Właśnie tego wieczoru. Nikt nie wie dlaczego. I tak naprawdę nie ma znaczenia, czy ktoś pali papierosy i wypija hektolitry kawy, czy też nie. Umrze każdy. Bez wyjątku.
– To twój stały tekst. Nigdy nie dotrzymujesz słowa. Wciąż przesiadujesz z kubkiem kawy w ręku, a w drugiej z fajką. Cuchniesz jak popielniczka – małżonek nieco się oburzył i obdarzył ją jednym ze swoich tekstów wyuczonych przez lata. Może nie zauważył tego, ale ich życie małżeńskie składa się jedynie ze stałych tekstów. Rozmów, które do niczego nie prowadzą. Równie dobrze mogliby siedzieć obok siebie i milczeć. Przemawiają różnymi językami, nie rozumiejąc się nawzajem. Pewnie tworząc tę budowlę fachowo zwaną rodziną, czymś rozgniewali Boga. I pokarał ich niczym budowniczych wieży Babel. – Baśka, odpowiedz coś. Na Boga! Siedzisz zamyślona. Patrzysz przed siebie, jakbyś postradała rozum. W twoich oczach szaleje sztorm. Burza z błyskawicami pośród morskiej toni. Baśka?!
– Mówisz do mnie? – zapytała po dłuższej chwili nieobecnym tonem głosu. Nie docierało do niej nic z tego, co powiedział.
Zastanawiała się nad ich małżeństwem. Już tego dnia, kiedy wypowiedziała sakramentalne „tak”, przeczuwała, iż ten nowy początek jest początkiem końca. Ale wtedy nie sądziła, że owy koniec jest tak blisko. Bezsensowny koniec. Umierają, a on przejmuje się tymi wszystkimi mało istotnymi sprawami, jak na przykład jej nałogi. W dniu sądu ostatecznego powinni trzymać się razem. Podobnie jak tonący pasażerowie Titanica, uczepić się rozpaczliwie jeden drugiego. I nie wypuścić z ramion. Nie ma nic gorszego, niż umierać ze świadomością, iż jest się samotnym. Idiota. Czy nie widzi, że wszelkie słowa są tutaj zbędne? Zawsze były zbędne. Ale kiedy był blisko niej, gdy tylko jego wcale nie muskularne, choć seksowne ciało z przez lata wypracowanym mięśniem piwnym, połączyło się z jej odrobinę za szczupłym, lecz wciąż jeszcze ponętnym ciałem, wtedy roztapiała się. Bez reszty pochłaniała ją wyuzdana namiętność. Chemia. Nieskończone elektrolity podniecenia scalające ich związek. Na amen. Wszystko, czego od niego chciała. Wszystko, czego potrzebowała. I potrzebuje dziś przy być może ostatnim łyku wieczornej kawy. Być może ostatnim papierosie. W obliczu końca.
– Ależ oczywiście, że mówię do Ciebie, Basiu. Mamy przed sobą ostatni dzień, kiedy możemy porozmawiać. Rzadko to robimy. Właściwie, wcale nie rozmawiamy. Mieszkamy razem pod jednym dachem tej obskurnej kamienicy w centrum Poznania, ale mam wrażenie, że mimo wszystko osobno. Nigdy nie byłaś zbyt rozmowna. Uszanowałem to. Lecz proszę cię – uszanuj mnie dziś. Odstaw ten kubek z kawą, zgaś papierosa i porozmawiaj ze mną. – Fabian wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
Oczy w kolorze tytoniowego dymu błyszczały, a w ich kącikach kręciły się słone bąbelki. Za kogo ona wyszła? Za lada moment szalony meteoryt wywierci w Ziemi olbrzymią dziurę, wtedy ta rozpadnie się na miliardy odłamków nasączonych krwią i pokrytych rozdartą skórą, roztrzaskanymi narządami... A on chce porozmawiać?! Od lat tego nie robili! Przecież sam to przyznał. Dlaczego akurat teraz?! Tylko takie myśli wypełniały jej głowę. Lecz nagle pośród tych pełnych wzburzenia treści, pojawiła się inna, nieco obca dla niej myśl. Czytała o tej idei w którymś z brukowców, które zdarza się jej czasem przekartkować. Gdzieś miedzy artykułami o strasznej katastrofie, o końcu życia na ziemskim globie, dojrzała porady psychologa w sprawie poprawienia relacji partnerskich. Kompromis. Czyżby tego było im trzeba? Eureka! Zatem po dłuższej chwili odpowiedziała mu, inspirując się ową odkrywczą myślą.
– Mam lepszy pomysł. Pójdźmy na kompromis. Oboje zrobimy coś, czego dotąd nie robiliśmy. Napijesz się ze mną kawy z filiżanki babci Zosi. I zapalisz papierosa. Spalimy razem całą paczkę papierosów! Wypijemy razem cały dzbanek kawy! A przy tym będziemy rozmawiać. Porozmawiam z Tobą na tematy, które lubisz. Pogadamy o piłce nożnej i polityce. Mimo, iż wiesz, że nie znoszę sportu i polityki. A w między czasie będziemy się pie*dolić do utraty tchu. Będziesz siedział na tym fotelu, ja będę cię dziko ujeżdżać. Tak jak lubisz. Potem przygnieciesz mnie swoim rozpalonym, mokrym od potu ciałem do tego starego, zmechaconego dywanu. Damy sobie tyle rozkoszy, ile tylko zdołamy. To będzie nasz erotyczny Armagedon. A potem, po gigantycznej eksplozji znów napijemy się kawy, zapalimy papierosa. Będziemy cuchnąć seksem i tytoniem! I będziemy rozmawiać tak długo, aż nie zamilkniemy na wieki. Póki śmierć nas nie rozłączy. Jak przyrzekaliśmy przed Bogiem. Proszę Cię, Fabianie! Nie wyobrażam sobie innego końca z Tobą. Będzie inaczej niż zawsze, choć w ten ostatni dzień – mówiła wciąż nieprzerwanie pełna entuzjazmu.
Jeszcze chyba nigdy nie wypowiedziała w jego kierunku tylu słów naraz. Zalała go lawiną tych słów. Oniemiał. Patrzył na Baśkę z niedowierzaniem. Po raz pierwszy od niespełna trzech lat przemówiła do niego w jego rodzimym języku. Dlaczego akurat dziś, gdy nad kulą ziemską zawisła śmiertelna przepowiednia? Mówiłaby pewnie dalej, gdyby jej nie przerwał. Bowiem stłumił eksplozję tych słów pocałunkiem Zachłannym i pełnym pożądania. Uwierzył jej słowom. Uwierzył, że koniec może być piękniejszy niż niejeden początek. Ich piękny i wspólny koniec przy kawie z filiżanki babci Zosi, pośród tytoniowej mgły.
/ Opowiadanie napisane na konkurs `Ostatnia kawa. Koniec świata u progu.`
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/38765/przy-kawie-z-filizanki-babci-zosi /
oceny: bezbłędne / znakomite
obiecuje.
poki co jestem w fatalnej formie.
po łebkach, po wyrywkach, sposobem łapu capu,
poczytałem.
i co?
gdyby Pani grała w piłkę nożną,
to na koszulce mialaby Pani - numer 10.
a w jakim klubie?
proste.
w Górniku Zabrze, z lat 60-tych,
i kilku pierwszych siedemdziesiątych.
to jest oczywista oczywistosc, za szkutnikowym sposobem myslenia
nieeeeeeeeeeeeee.
jak pani śmie taką Zagadkę postawić?
jak?
prosze Mamę, albo Tatę,
albo Ukochanego
Swego, na Pozmowę.
jak Oni Panią wychowali, albo jak On Panią toleruje?
to skandaliczne pytanie.
ha ha ha.
odpowiedz jest jedna,
Nosiła te Numer,
moja cudowna,
moja wspaniała,
moja przecudna,
mojaniepowtarzalna Bajka Bajeczek na Dobranoc.
podpowiedz.
jest Tekst u mnie nt.
oceny: bezbłędne / znakomite
tak Pisarka,
taka Literatka,
taka Dziewczyna,
taka Kobieta,
tak Dama,
taka Córka,
tak Mamusia,
taka zapewne Żona, i Kochanka...
taką Zagadczynę, i to mi, i to publicznie postawić?
nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.
nie zniosę tego dłużej.
ha ha ha.
poezja... Prozy
oceny: bezbłędne / znakomite
Siedząc statystycznie przez 16 lat w szkolnej ławie, niczego się nie uczymy, choćbyśmy zbierali same szóstki :( Wystarczy uważnie przyjrzeć się temu, co już jako gruby kożuch pływa po wszechoceanie.