Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-04-13 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2315 |
Wstęp
Most kolejowy w Gubinie, noc. Byłem młody i silny, poszło łatwo. Później
sto kilometrów pieszo. Co można innego było zrobić, dowód osobisty w kieszeni.
Następnie złapałem taxi i dojechałem pięćdziesiąt kilometrów od Frankfurtu.
Przyjechałem do kolegi. Tak myślałem, bo okazał się zwykłą szmatą.
Miał bardzo dużo pracy i w ogóle na nic czasu. Tłumaczył, że ma problemy
z mieszkaniem, spytałem tylko, gdzie jest droga do Frankfurtu, pokazał mi,
poszedłem bez słowa. Wyszedłem na trasę i tam zatrzymałem samochód,
z dwojgiem młodych Niemców. Podwieźli mnie do centrum miasta. Znałem
trochę niemieckiego, na tyle, aby się dogadać. Podczas jazdy powiedziałem, że
przyjechałem do kolegi i że mnie wyrolował, pokazali bar, w którym częstymi
gośćmi byli Polacy. Tam zapoznałem się z Januszem. Tylko go zobaczyłem, zaraz
wiedziałem, że to kolega po fachu. Już nie było problemów z chatą.
Gdy w pokoju zdoiłem buty, to była masakra – jeden wielki bur hel. Później
noc z gorączką, następnego dnia już nadawałem się do życia. Tam się zaczęła
moja podroż po Europie – parę miesięcy w Niemczech. Było ciężko bez paszportu,
policja ciągle węszyła, często sprawdzali dokumenty. Pewnego wieczoru
jeden koleś opowiadał o Hiszpanii, mówił, że jego brat mieszka tam od
kilku miesięcy. To, co relacjonował, bardzo mi się spodobało. Postanowiłem
tam jechać.
Były dwie granice do przejścia, francuska poszła łatwo, ale hiszpańska
znów w nocy i wiele kilometrów pieszo, mimo to opłaciło się.
Był to zupełnie inny świat, jakby to określić w dwu słowach: El Paraiso.
Przeszłość
To, co znałem dotychczas, było czarnym wspomnieniem – wiele lat spędzonych
za kratami, ale też duże doświadczenie.
Miałem trzynaście lat, gdy po raz pierwszy trafi łem do sądu. Wyrok
brzmiał: zakład poprawczy w zawieszeniu. W wieku czternastu zostałem zatrzymany
przez milicję. Gdy prowadzono mnie po korytarzu komendy, widziałem
wspólników stojących pod ścianą. Pamiętam jak dziś, siedzący za
biurkiem śledczak powiedział: „Jest mi wszystko jedno, czy się przyznasz
czy nie, twoi koledzy do wszystkiego się przyznali, co byś nie powiedział, to
i tak idziesz do zakładu”. To była komuna, a ja za dużo rozrabiałem. Nie mogę
powiedzieć, kiedy zostałem zwolniony z zakładu poprawczego, ponieważ
nigdy to nie nastąpiło.
Gdy miałem dwadzieścia lat, zostałem skazany na osiem lat pozbawienia
wolności. Wtedy po raz pierwszy napisano o mnie w gazecie. Co mi utkwiło
w pamięci, to słowa: Eugeniusz W., element przestępczy. Były to ciężkie czasy,
tego nie da się opisać, to męka, jakiej doznało setki tysięcy ludzi. Mogę
tylko powiedzieć, że byliśmy gnębieni bez ustanku. Ciągły stres, zawsze
w napięciu, klawisze mogli wszystko. Myślę, że bili, bo większość z nich była
sadystami. Upłynęło cztery i pół roku i otrzymałem warunkowe zwolnienie.
To był szok, coś, o czym nie marzyłem. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że
więźniowie, którzy zostali skazani podczas stanu wojennego, z tak zwanego
trybu, zostają zwolnieni, gdy im przysługuje warunkowe zwolnienie. To był
rodzaj amnestii.
Rok dziewięćdziesiąty, luty, noc. Idę ulicą, pod kurtką mam obrzyna.
To jest stara sprawa, którą szedłem załatwić, zapukać w okno i wypalić z dwururki.
Przechodzę obok kiosku ruchu. Zdziwiło mnie, że miał otwarte drzwi,
instynktownie odwracam się i widzę radiowóz milicyjny. Bez namysłu uciekam
w stronę kamienicy, wbiegam w bramę, słyszę w oddali milicjanta, który
krzyczy: Szybciej, bo nie mam broni! Odwracam się i widzę go, poznałem po
głosie, ale musiałem się upewnić. To był młody pies, którego znalem. Do tej
pory nie wiem, dlaczego ich nie odpaliłem. To było proste – najpierw pierwszego,
który miał pistolet, a ten bez broni by zdechł ze strachu. Zatrzymali
mnie, nie miałem gdzie uciekać, naokoło były wysokie ściany.
Na sprawie powiedziałem, że szedłem kłusować, owszem, sąd mi uwierzył.
Zostałem także skazany za nielegalne posiadanie broni i za włamanie
do kiosku. Milicjanci zeznali, że widzieli, jak wychodzę z kiosku. Sąd nie
wziął pod uwagę tego, że w kiosku nic nie było – został wcześniej okradziony
i wyniesiono z niego wszystko. Nie spodziewałem się tego, taki wstyd
siedzieć za kiosk, to była hańba. Ja bandyta z krwi i kości, nie spodziewałem
się takiego poniżenia.
Minęło osiem miesięcy, otrzymałem przerwę w karze. Nikt nie lubi przebywać
w zakładzie karnym, zwłaszcza gdy ma świadomość, że kara, którą odbywa,
jest za coś, czego nie dokonał. Ja wiedziałem, że gdyby nie ten kiosk,
to bym nie siedział. Więc postanowiłem, że już tam nie wrócę. Uciekłem na
Zachód.
Opatrzność
Świat, który zacząłem poznawać, przyjmował mnie z otwartymi ramionami.
Pierwsze dni spędziłem w jednym z hoteli, których było mnóstwo w Alicante.
Niedaleko znajdowało się biuro emigracyjne, więc przychodziło tam mnóstwo
obcokrajowców. Podczas jednego z rannych spacerów, przechodząc
obok usłyszałem dwóch mężczyzn mówiących po polsku. Zatrzymałem się
i zacząłem z nimi rozmawiać. Po kilku minutach poszedłem z jednym z nich
do baru. To był Andrzej, ksywę miał Sternik. Był pierwszym Polakiem, którego
poznałem w tym państwie, a czas przerodził to w przyjaźń. Długo z nim rozmawiałem,
pytałem o papiery na pracę i ogólnie o wszystko. Zaproponował,
że jak chcę, to mogę przyjechać na wioskę, gdzie on mieszkał. Obiecał pracę
i łóżko do spania, zostawił mi adres i wytłumaczył, jak tam dojechać. Skorzystałem
z jego propozycji i po dwóch dniach pojechałem. Nie było proste znaleźć
to miejsce bez znajomości języka. Gdy tam dotarłem, była pora obiadowa.
Środek lata, słońce paliło bezlitośnie, lubiłem taką pogodę. Mimo to miejsce,
gdzie przyjechałem, dawało złudzenie wyższej temperatury. Zastałem wielką
budowlę – część mieszkalna połączona z magazynami, które wcześniej były
chlewami, gdzie trzymano osły. Andrzej pokazał pokój, w którym było łóżko
z materacem. Na działce tej mieszkało kilku Polaków i Arabów. Praca była przy
winogronie, nic trudnego zwłaszcza dla Polaka.
W sumie nic nie miałem do stracenia, byłem otwarty na wszystko. Najważniejsze,
aby się gdzieś zaczepić, a z czasem można robić coś innego. Wiem, że
spotykamy ludzi, którzy są jak przeznaczenie. Często nad tym myślałem, że
to nie są przypadkowe spotkania. Większość osób, które krzyżują naszą drogę
życia, to opatrzność. Moje doświadczenie mówiło mi, że los i tak ustawi
wszystko na swoim miejscu. Jedynie musimy dostosować się do warunków,
jakie nam oferuje. Przypadek to tylko złudzenie.
Mari
W sobotni wieczór pojechaliśmy wraz ze Sternikiem do miasteczka, które
znajdowało się kilka kilometrów od wioski, gdzie czasowo przebywałem, a w którym
to po dwóch tygodniach wynajęliśmy mieszkanie. Jeden z Polaków miał samochód,
więc można było się wyrwać na kilka godzin do cywilizacji. Zaszliśmy do
jednego z pubów, Andrzej często tam chodził. Kolega zamówił coś do picia, oglądałem
wystrój wnętrza. Zwróciłem uwagę na kobietę, która siedziała przy barze,
szukałem jej wzroku. Widziałem, jak wcześniej uciekła z nim, po chwili patrzyła mi
w oczy – to jedno spojrzenie i wiedziałem, że będzie moja.
Kolega powiedział, abyśmy pojechali gdzieś tam na fi estę, mówił, że będą
byki na ulicach, wtedy nie miałem zielonego pojęcia, co to jest. Powiedziałem,
by ta dupa poszła z mną, wskazując brunetkę, która siedziała w głębi,
on wybuchnął śmiechem: Jak? Ty z nią nawet nie rozmawiałeś. W jego głowie
nie było miejsca na coś takiego. A ja często wystarczy, że popatrzę na kobietę
i bez słów czuje, czego chce. Nie wiem, czy to szósty zmysł czy chemia – nigdy
się nie myliłem.
Nic ciekawego nie było na fieście, tak stwierdził Andrzej, i pojechaliśmy na
dyskotekę. Nie było dużo ludzi, to zbyt wczesna pora jak na te strony. Dyskoteka
rozkręcała się o pierwszej, a było po dwunastej. Wielka sala, leciała dobra
muzyka, podobało mi się. Przeszyłem wzrokiem salę, po drodze rozglądałem
się, to przecież pierwsza dyskoteka, jaką widziałem w tym kraju. Następnie
ruszyłem na coś w rodzaju tarasu. Cały zrobiony z trzciny, tak jak w środku,
i tam mrugały światła i brzmiała muzyka. Zamówiłem piwo, zrobiłem dwa
łyki, wzrok mój przyciągnęło jasne, oświetlone neonowym światłem miejsce.
Zobaczyłem ją i pomyślałem: Więc i tak dziś cię dopadnę. Stała wraz
z koleżanką, niedaleko ode mnie. Po chwili także mnie dostrzegła, uśmiechnęła
się. Lubiłem brunetki, ona nią była, ale jej uroda to coś innego, co dotychczas
znałem. Czarne, świecące oczy, błyszczące jak szlachetne kamienie.
Kolor jej skóry jak porcelana wypalona słońcem śródziemnomorskim.
Okrągłe kształty, których dotychczas nie znałem. Byłem kilka metrów od
niej i czułem pożądanie, które widać było w jej oczach, zmysłowych ruchach,
zachęcającym uśmiechu. Podszedłem do niej i bez słów zaczęliśmy
się całować. Nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy znajdowali się obok. Mój
umysł przestał logicznie pracować, władzę przejął testosteron. Wyznaczając
jeden możliwy kierunek i tylko jedną myśl: samica. Ten prymitywny instynkt,
mający jeden cel – reprodukcja. Ona to czuła, więc po chwili oderwała
się i jakoś wytłumaczyła, że ma samochód. Było ciężko coś zrozumieć,
po pierwsze, że już trochę wypiłem, a po drugie, nie znałem nawet słowa
po hiszpańsku. Pokazała klucze od auta i wszystko było jasne. Poszliśmy
do samochodu, a tam do rana dziki seks. Byłem tak żądny kobiety, więc
nie mogę określić, w jaki sposób tak wysoki mężczyzna jak ja poradził se
w tych warunkach. Tylne siedzenie w małym aucie czasami potrafi być całkiem
niezłe. Zwłaszcza gdy ktoś dosłownie płonie z pożądania. Ja tej nocy,
jak bestia spragniona seksu, rwałem z niej ubranie. Nie myślałem o niczym,
prócz o jej ciele, ustach, dotyku.
To, co mi wcześniej mówiono o Hiszpankach, potwierdziło się. Tak żarliwie
okazało się prawdą, że klimat ma wiele wspólnego z seksem. Czułem to, dotykałem
gorącego ciała, żądnego pieszczot. Gdy wszedłem w nią, na każdy mój
ruch odpowiadała uniesieniem. Jej ciało w spazmach, przy każdym kolejnym
orgazmie. Słuchałem jej ciepłych słów, których nie rozumiałem. Mimo to czułem,
co chciała wyrazić – było to zadowolenie z mijających minut, szczęście,
którego dotykała, raj, od jakiego była blisko. Tak oddana swemu zadowoleniu,
dotyku miłości, oczekiwaniem.
Gdy wysiadłem z auta, byliśmy w środku parkingu, szyby tak zaparowane,
że nawet, jeśli ktoś stał obok, to i tak nie mógł zobaczyć, co działo się
w środku. Czułem się wspaniale, oczekiwałem na więcej i oczywiście dostałem.
Kilkanaście metrów od nas stało auto kolegi, widziałem ich wzrok pełen
podziwu. Cóż, Andrzej już się nie śmiał, powiedział tylko, że to niemożliwe.
Coś takiego, samemu trzeba przeżyć, by uwierzyć. Następnie umówił nas na
wieczór i pojechaliśmy z powrotem na wioskę.
Seks w samochodzie to coś normalnego w Hiszpanii. Ja osobiście nie
przepadam, ale tej nocy było wszystko jedno. Myślę, że gdyby nic nie powiedziała,
to bym ją dmuchnął pod ścianą na tarasie. Mari była zszokowana, powiedziała,
że nawet nie myślała, że można mieć tyle orgazmów jednej nocy.
Oczywiście to mi powiedziała, jak rozumiałem hiszpański.
Z Mari spędziłem osiem lat i mogę powiedzieć, że to były jedne ze spokojniejszych
lat mojego życia. Tak miałem wszystko, wielu Polaków zazdrościło
mi. Ale ja potrzebowałem akcji, życie bez adrenaliny nie było ciekawe.
Było to tak monotonne: praca, dom, koniec tygodnia nad morzem. Jak na
warunki, w których żyłem, miałem wspaniałą pracę. Zarabiałem około pięćset
tysięcy peset na miesiąc, po wymianie na euro to trzy tysiące. Były to
bardzo dobre dochody, nawet dla Hiszpana. Ale i tak to nie było to, czego
oczekiwałem od życia.
Wiele czasu spędzałem z Polakami, którzy mieszkali niedaleko. Był to duży
dom, na działce jednego z pracodawców. To wzajemna korzyść, oni mieli
mieszkanie i pracę, a on tanią siłę roboczą. Lubiłem jeździć na grilla, którego
robiliśmy pod koniec tygodnia. Zawsze się działo coś ciekawego, gdy byłem
z Mari, nie zwracałem dużej uwagi na dziewczyny. Ale gdy zostałem sam, zdarzało
się, że zdjąłem którejś z panienek majtki. W tym klimacie one też były
bardziej potrzebujące. A co raz przyjeżdżały inne do pracy. Po kilku dniach
klimat zmieniał je w gorące, pełne pożądania bestie. Zapominały o mężach
czy chłopakach, potrzebowały seksu.
Często się zdarzało, że pomagałem w załatwianiu papierów. Jak mieli jakiś
problem, to dzwonili do mnie po pomoc.
Wdzięczność
Pewnego dnia rano zadzwonił telefon, pracowałem na nocną zmianę.
Mari obudziła mnie, wziąłem słuchawkę i usłyszałem, że dwóch chłopaków
poszło wieczorem do baru, a rano przywieźli jednego z rozszarpaną ręką.
Ubrałem się i pojechałem zobaczyć, co się stało. Na miejscu zastałem policję,
dowiedziałem się, że szli poboczem i potrącił ich samochód. Zbliżyłem
się do Mietka, bo tak miał na imię chłopak, który został potrącony przez
samochód. Zapytałem, co się stało, opowiedział mi jakąś dziwną historię.
Opisał miejsce, w którym doszło do wypadku. Wypytałem o szczegóły, co
pamiętał, za dużo mi nie powiedział, raczej dał nam fałszywy trop. Jeździłem
po drogach i sprawdzaliśmy w miejscach, podobnych do tych, które mi opisał,
bez skutku.
Upłynęło kilka godzin, nie mogliśmy skojarzyć więcej zbliżonych miejsc
do opisanych i postanowiłem jechać na działkę, gdzie był Mietek. Rozmowa
z nim nie kleiła się, to, co mówił, było tak mętne, nic nie pasowało. Dostrzegłem
zbliżającego się policjanta, zawołał mnie i podszedłem do niego,
powiedział, abym z nim szedł. Po drodze powiedział, że jakiś rolnik jechał
traktorem i go zobaczył. Leżał w rowie, jakieś dwieście metrów od domu,
w którym mieszkali. Pamiętam jak dziś, spuchnięty od słońca, ale od razu go
poznałem. Leżał tak, że nawet stojąc obok na drodze nie było go widać. Nikt
się nie zdziwił, że żadna z przechodzących osób nie zauważyła nieboszczyka.
Został uderzony przez samochód ciężarowy, który nawet się nie zatrzymał.
Zmarł po czterech godzinach od wypadku. Sprawca nigdy nie został
odnaleziony.
Dano mi telefon do jego żony, zadzwoniłem, po kilku sygnałach odebrała.
Przywitałem się, po czym poprosiłem, by usiadła, następnie powiedziałem,
że jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Później zaczęły się telefony
z Polski i do Polski z ambasady i do ambasady. Na policję jeździłem jako tłumacz i do sądu. Praktycznie cały tydzień bez spania, jak usypiałem, dzwonił
telefon. Po czterech dniach przyjechała wdowa. Pojechałem, by się przywitać,
tam dowiedziałem się, że Ramon, dla którego pracował przed śmiercią Kazik,
zaproponował wdowie pracę i umieścił ją w jednym z wolnych pokoi na działce,
wraz z jej jedenastoletnią córką. Wkurwiłem się pojechałem do Andrzeja.
Nie wiem, czy to był przypadek czy przeznaczenie, ale po drodze spotkałem
Ramona. Zatrzymałem się na jego widok, on także stanął. Znałem go od wielu
lat, można jego określić jako dobrego kolegę. Wysiadłem z samochodu i podszedłem
do jego auta. Byłem tak wkurwiony, że prawie krzyczałem, a u mnie
to nienormalne –zawsze panowałem nad emocjami: Jak śmiesz! Kobieta przyjechała,
aby pochować męża, a ty zamiast zawieść ją do hotelu, wieziesz do tej
ruiny i proponujesz jej pracę! Co masz w tym pierdolonym łbie, dlaczego nie
pójdziesz się leczyć? Wyjdź z samochodu, to cię ja wyleczę! Lecz on czuł, co go
czekało jak opuści auto. Na tyle to poskutkowało, że za godzinę kobieta wraz
z córką miała pokój w hotelu.
Sprawdzałem wszystkie możliwe wersje, by mogła otrzymać jakieś pieniądze.
Najlepszy wariant to było wynająć adwokata na procent, dać mu
trzydzieści procent a dla niej byłaby reszta. Były to duże pieniądze, ale ona
wybrała inną opcję. Załatwiła to przez ambasadę i otrzymała jakieś dziesięć
procent.
Później dowiedziałem się prawdy. Powiedziała, że mi tak zależało, aby załatwić
to przez adwokata, bo chciałem coś dla siebie. To był policzek, którego
się nie spodziewałem – no cóż, nie wszyscy wiedzą, co to jest wdzięczność.
Takie jest to pieprzone życie, tracisz czas, nerwy, a późnej nawet nie stać na
to magiczne słowo, dziękuję. Które czasami jest bardziej cenne od pieniędzy.
Tylko że jak jakaś bladź się dziwką urodzi, to i tak damą nie zdechnie. Czego
się mogłem spodziewać po tak tępej babie, której tak zależało na mężu, że
szkodowała pieniędzy na małą płytkę z imieniem i nazwiskiem! Pozostał grób,
w którym wiadomo kto spoczywa, ponieważ ktoś kredką wypisał jego dane.
A zresztą, o co se łamać głowę, co jakaś suka o mnie myśli. To tylko ktoś, kto
pojawił się na kilka dni i wrócił do Polski.
Ci, co mnie znali, wiedzieli, że tego nie robiłem dla pieniędzy. Myślę, że
podświadomie byłem patriotą, zawsze pomagałem Polakom.
Haracz
Raz mówili mi o takim, który odsiedział wyrok w Polsce. Przyjechał do Hiszpanii
i zaczął straszyć, że będzie zbierał haracz od roboli. Minął jakiś czas, siedzimy
przy grillu i zajeżdża on, taką starą Hondą. Widać było po nim, że był zaskoczony
na mój widok. Osobiście spodziewałem się kogoś większego, był niewysoki, grubawy.
Wstałem z krzesła, na którym siedziałem, gdy się zbliżył, spojrzałem mu
w oczy, uciekł wzrokiem. Znałem takich ludzi jak on – taka typowa wesz, jak ma
plecy, to jest wielki. On był sam, bo kolega, z którym przyjechał, został w samochodzie.
Odszedłem z nim na bok, zapytałem, czy może coś tu zgubił. Trzęsącym
głosem odparł, że nic. Po czym zapytałem, ile lat odsiedział, odparł, że dwa, zaśmiałem
się, a następnie uniosłem: Więc ty po dwóch latach puszki myślisz zbierać
haracze? Jak śmiesz w ogóle coś takiego powiedzieć! Ja jak siedziałem, to ty
jeszcze u ojca w torbie skakałeś z jądra na jądro, dla mnie jesteś zwykłym gnojem.
Jeśli ktoś tu będzie płacił haracz, to zaczniemy od ciebie. Nie śmiej nawet myśleć
o haraczach! Tu, gdzie przyjechałeś, mieszkają moi koledzy, a za kolegę mogę
zabić. Opuścił głowę, następnie powiedział, że nie będzie zbierał żadnych haraczy.
Na tym skończyła się nasza rozmowa. Wsiadł do samochodu i odjechał wraz
z kolegą. Ja wróciłem do stołu, przy którym wcześniej siedziałem.
Po chwili milczenia jeden z obecnych podczas mojej rozmowy powiedział:
Wiem, że nic do mnie nie miałeś, ale czułem, jak mi dreszcz przechodzi po
plecach. Słyszałem twój spokojny głos, mimo to każde słowo było krzykiem,
nękającym uszy, gnębiąc umysł. Bałem się, mimo że nic nie zrobiłem. W tym
momencie przerwałem mu i zacząłem rozmowę o bzdurach, bo ten temat już
był zamknięty.
Gdy minął jakiś czas, pojechałem z kumplem na pole, aby zabrać jego
dziewczynę. Zobaczyłem go, jak pracował przy zbiórce winogron. Na nasz widok
podszedł do swojego szefa i powiedział: Boję się, oni mogą mnie zabić.
Był to żałosny widok, nie pomyślał, że dla mnie był jak powietrze, był nikim.
Rozstanie
Wcześniej słyszałem o miłości od pierwszego wejrzenia i myślę, że ta nią
była. Lecz, jak Imperia, tak i ona po latach potęgi i uniesienia padła, by się nie
podnieść.
Jak to w życiu, pewnego dnia pokłóciłem się z Mari o bzdurę. Są to najgorsze
kłótnie, gdyż brakuje winnego. Nawet tak poważne sprawy jak zdrada
wybacza się, ponieważ jest winny, który pochyli głowę, przyzna się do błędu,
poprosi o wybaczenie. Natomiast gdy sprzeczka jest o drobnostkę, żadna ze
stron nie dąży do pojednania. Czeka, a przepaść zaczyna rosnąć w nieskończoność.
Tak było w moim przypadku. Odszedłem, gdyż zbyt wiele nas dzieliło.
Bardzo przeżyłem rozstanie, było ciężko, nie spodziewałem się, że tak do niej
przyrosnę. Lata spędzone razem były balastem, który pozostał w sercu. Mimo
twardego charakteru, ból był ogromny. Myśli bez ustanku gnały w jej kierunku.
To były naprawdę ciężkie chwile – znałem siebie i nie wierzyłem, jak do tego
doszło, że ja padłem ofiarą miłości. Zawsze uważałem, że to coś prostego, odchodzisz
i po wszystkim. I tu się pomyliłem, poznałem te część siebie, która była
ukryta pod ogromem zła, jakiego doświadczyłem, krzywdy ludzkiej, przechodzącej
przede mną każdego dnia mojej młodości. Nie znam łez, gdyż źródło,
z którego płynęły, wyschło od nienawiści. System penitencjarny postarał się,
bym był twardy jak kamień. Nauczył, że litość to grzech, pobłażanie jest słabością,
żal głupotą. Choć od dawna nie wierzyłem w te przykazania, zdziwiły mnie
promienie słońca miłości, które oświetliły moją duszę i zmusiły serce, by z tęsknoty
bolało. Cierpiałem, ale to był mój wybór. Odszedłem i nie wróciłem.
Zapomnienie
Jak mówią w Hiszpanii, jeden gwoźdź wyjmuje drugi.
Zacząłem chodzić na tak zwane „disco de lige”, jak by to najlepiej określić
– dyskoteka na podryw. Chodziło tam mnóstwo mężatek, niezadowolonych
z męża, rozwódek i młodych dziewczyn, spragnionych seksu.
Początkowo próbowałem podrywać kobiety, które pasowały do mego
wieku. Całkowita porażka, zawsze wyglądałem na dużo młodszego. W tym
czasie odejmowano mi ponad dziesięć lat. Jednej nawet pokazałem prawo
jazdy hiszpańskie, powiedziała, że jestem Polakiem i to na pewno są dane
fałszywe. Od tej pory podrywałem młodsze z powodzeniem.
Gdy minął jakiś czas, przestałem sam zaczepiać kobiety. Wchodziłem na
salę, siadałem przy barze i zamawiałem coś do picia, kobiety same podchodziły.
To ja byłem podrywany, najważniejsze jest wyrobić se dobrą opinie, a ja
ją miałem.
Jednej z tych nocy, pijąc drinka obserwowałem dziewczynę, wyróżniającą się
spośród pozostałych. Jak gwiazda lśniła urodą, szczupła, wysoka, tam, gdzie kończyły
się długie włosy, zaczynał mały okrągły tyłeczek, wręcz idealny. Podziwiałem
chłopaka, który próbował wszystkich umiejętności, by ją poderwać. Widocznie
uznała, że jest zbyt nachalny, powiedziała coś i natychmiast odpuścił. Po chwili
stała obok mnie, zamawiała drinka. Odwróciłem się w jej stronę, by popatrzeć na
nią z bliska i spotkałem wielkie, zielone oczy. Pochyliła głowę i zapytała, jak mam
na imię, przedstawiłem się i zacząłem rozmawiać. Wiedziałem, co chcę i zawsze tak
bezpośrednio, choć ona też nie zostawała z tyłu. Znała swe zalety i wiedziała, czego
oczekuje. Zapytałem, dlaczego ja. Jestem brzydki, czemu nie ten chłopak, który
próbował ją poderwać? On przystojny, dobrze zbudowany, według mnie idealny
mężczyzna. Odpowiedziała: Widzisz, ty uważasz się za brzydkiego, a wiele kobiet
boi się do ciebie zbliżyć, bo myślą, że jesteś nieosiągalny. A co do tego chłopaka,
owszem jest przystojny, na pewno ma piękne muskuły. Spójrz na niego, jemu po
brodzie cieknie ślina na widok kobiety, po co mi taki mężczyzna. Pójdę z nim do
łóżka i co, pogłaszcze mnie po cipie i się spuści. Natomiast ty z daleka widać, że jesteś
dobry, a po drugie, kobiety lubią rozmawiać, a żadna nic złego o tobie nie mówiła,
przeciwnie mówią, że jesteś super. Dopiliśmy drinka i poszliśmy do hotelu. To
jedna z tych kobiet, która na zawsze zostaje w pamięci. Typowa samica, szukająca
zrozumienia dla swych żądnych aktów. Napełnienia pustki kroplami rozkoszy, by
piękno, które reprezentowała, nie zwiędło. Mimo że jej uroda to coś wyjątkowego,
nie szukała szczęścia w jednym związku. Ten miała za sobą –przyniósł tylko łzy, ból
i niezrozumienie. Oddech miłości wystarczył, by nadal świat był śliczny, wróciły
siły do walki o przetrwanie. Rano, gdy jeszcze spała, wzrok kierował się własnym
kryterium. Piękno wołało, by patrzeć na nie, chciało być podziwiane. Serce chciało
mieć ją zawsze blisko, lecz rozum mówił: tylko seks i nic więcej. Nadeszła chwila
pożegnania, wziąłem ją w swe ramiona, mocno przytuliłem. Wiem, że czekała na
propozycję, której nie otrzymała. Szepnęła: No widzisz, dla takich chwil warto żyć.
I poszliśmy swymi drogami, by się więcej nie spotkać.
Praktycznie w każdy piątek, sobotę i niedzielę bywałem na „dysko”, nigdy
nie poszedłem dwa razy z tą samą kobietą. Było to, jakby to nazwać, moje hobby,
lubiłem to. Obok dyskoteki był hotel, taki sobie. Miałem tam kartę stałego
klienta, nawet gdy był sezon i wisiała tabliczka „Brak miejsc”, dla mnie zostawiali
wolny pokój.
Często mi się zdarzało, że rano kobieta mówiła, abym jej zostawił numer
telefonu, że chciałaby się ze mną spotykać. Odpowiadałem, że mam małżonkę
i dzieci, że to był taki wypad, a żona to toleruje. Niektóre były bardzo nachalne,
prosiły, ale bez skutku. Zawsze lubiłem dobrze wyglądać, mieć wszystko
czyste, uprasowane. Często zdarzało się, że mówiono: Ty masz żonę. Może
i miały rację, bo, jak później obserwowałem, to większość mężczyzn była niezadbana.
Faktycznie było widać, który był samotny. Widocznie nie wiedzieli,
że najlepsza kobieta do utrzymania czystej i wyprasowanej odzieży to pralnia
chemiczna. Zawsze wszystko na medal.
To, co miały wspólnego ze sobą Hiszpanki, to to, że jak ją dobrze zerżnąłeś,
to zaraz robiły se plany na przyszłość.
Hiszpanie na siebie mówią macho iberio, ale wszystkie kobiety, z którymi
rozmawiałem, zaprzeczały, wręcz przekonywały, że to był tylko mit. Niby
w łóżku byli fatalni i ruchali raz na tydzień. Typowi pracoholicy, a gdy mieli
wolne, to czas ten spędzali w barze lub burdelu. Przeważnie skarżyli się dziwkom
na swoje pierdolone życie. Nie chodzili tam dla seksu, szukali wolnych
słuchaczy. No a kurwy do tego są wspaniałe, zwłaszcza gdy im stawiasz drinka.
Mówiono, że na trzech mężczyzn przypadały cztery kobiety. Śmieliśmy się,
że co trzeci z nich to pedał, coś z prawdy w tym było, ponieważ gdy przychodziła
fiesta, to wszyscy chcieli przebierać się za kobietę. Może i taka była
rzeczywistość. Cóż, to ich sprawa, mnie interesowało, to, że mnóstwo kobiet
miałem wolnych. Zawsze oczekujących przygody, otwartych na propozycję.
Mężatki tracące czas przed telewizorem, przeżywające zdrady z telenoweli.
Tak wczuwały się w rolę bohaterek, wręcz żyły tym światem iluzji. Niczym
nimfomanki, szukały partnera, by zemścić zdradę ukochanego z serialu. One
uwielbiały seks, a kochać się z takimi kobietami to coś wręcz niesamowitego.
Jedna z tych serialowych zazdrośnic opowiadała, jak to pewnego razu poprosiła
męża, by jej wylizał cipę, dosłownie ją pogryzł. Już więcej nie chciała
oralnego seksu.
Raz siedzę przy barze, gawędziłem z kelnerką. Podczas rozmowy zajrzała
mi głęboko w oczy i zapytała, wręcz proszącym głosem: Dlaczego nie ja, czego
mi brakuje? Odparłem: Jesteś ładna, zgrabna, ale jesteś tu kelnerką, gdybym
się z tobą przespał, to gdzie bym wtedy chodził? Zaśmiała się, po czym
powiedziała: Jak będę zmieniać pracę, to ci powiem.
Chodziłem tam około roku, później były inne dyskoteki, tam zaczęły się narkotyki
i inny rodzaj znajomości.
Śmierć
Poznawałem hiszpański świat przestępczy. Wszystko było razem połączone
dyskoteki, narkotyki, napady. Praktycznie czas spędzało się na parkingu, czasami
wchodziło się do środka. Na zewnątrz była muzyka, w samochodach sypała się
kokaina. Dziewczyny przychodziły na kreskę, zdarzało się, że jak była ładna, to
zrobiła loda. Czasami dała się dmuchnąć. Wszystkie mówiły, że miały chłopaków,
a lodzik to nie była zdrada. Lubiłem te wierne, miały tak wspaniałych narzeczonych.
Lecz gdy widziały kilkugramowy woreczek kokainy, zapominały o miłości. Trudno
było pozbyć się takich z auta, robiły wszystko, na co miałem ochotę. Wcześniej nie
znałem tego świata, nie wiedziałem, że tylu ludzi ćpa. Praktycznie wszyscy używali
narkotyków, większość, jak ja, robiła to tylko w weekend. Mimo to spotykałem
tam mnóstwo ludzi, którzy swe życie zmienili w koszmar. I nie tylko swoje, a także
najbliższych. Owszem, rodziny starały się pomagać – uważali to za chorobę, którą
można wyleczyć. Lecz nie było już dla nich ratunku, coraz bardziej pogrążali się
w tym złudnym świecie. Często słyszałem, że z tego można wyjść, trzeba tylko trochę
silnej woli, ale oni jej nie mieli. Była to heroina, a ona robiła z ludzi niewolników.
Następnie powolnym krokiem towarzyszyła do bram cmentarza.
Istniało niby lekarstwo – metadon, syntetyczny zamiennik. Znałem ludzi, którzy
się tym leczyli, jednak nikt z nich nie stwierdził, by to pomagało. Natomiast
byli zgodni co do tego, że było to ciężej odstawić od oryginału. Znałem ten świat,
dilerów, którzy to sprzedawali. Zdarzało się, że niektórzy ich klienci byli bardzo
natrętni. Już nie mieli nic do zaoferowania, wszystko wynieśli z domów, okradli
najbliższą rodzinę. Bywali tak nachalni, że diler dawał im trochę czystej heroiny.
Przeważnie mówił, że to słaby towar – ćpun, przekonany o niskiej jakości, wstrzykiwał
większą dawkę niż zazwyczaj, a to był złoty strzał. Zdarzały się przypadki,
gdy ktoś z rodziny płacił dilerowi za sprzedanie czystego gówna. Tak to nazywałem:
gówno. Jedno było pewne – niezależnie od dochodu, jaki mógłby przynieść
przerzut czy handel, lepiej nigdy nie dotykać śmierci.
do pobrańa za darmo
oceny: bezbłędne / znakomite
Każdy człowiek potrzebuje jakiegoś lustra, inaczej odlatuje w rewiry, skąd już nie ma powrotu.
Czy bohater opisanych tutaj zdarzeń jest/był szczęśliwy?
Wątpię
Spróbuj to robić, żyjąc jedynie pośród ludzi zwykłych i uczciwych