Przejdź do komentarzyBagienko rozkoszy z innej epoki
Tekst 7 z 14 ze zbioru: obyczajowe
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2011-03-16
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3725

Bagienko rozkoszy z innej epoki

(opowieść anonimowego kolegi) 


Gdy po południu wszedł do położonego blisko bunkra (bunkrem nazywali siedzibę firmy w której pracowali)  służbowego mieszkania Moniki, zastał ich troje wśród porozrzucanych po pokoju butelek, butów, części ubrań, jakichś papierów, naczyń z resztkami jedzenia i porozlewanych napojów.

Zorientował się szybko po ich stanie, że już od kilku godzin tkwili w lepko słodkim i zarazem cuchnącym bagienku, oddzielonym cienkimi ścianami od reszty świata.

- Aha, teraz rozumiem, po co urwali się dzisiaj wcześniej z pracy, pod pozorem służbowej kontroli w jednym z oddziałów firmy. Zresztą, domyślałem się tego - pomyślał.

Tadeusz był jedną częścią ciała jakby przyklejony do fotela,  drugą zwisał bezwładnie w powietrzu, z najszczęśliwszym na świecie uśmiechem pod wąsem. Miał minę zwycięzcy z tego powodu, że jak się wkrótce okazało, udało mu się niepostrzeżenie wyrzucić buty Zdzisia na boisko szkolne, rozciągające się tuż za oknem. Zdzisław, jakby przybity do ściany wzdłuż tapczanu, ciężko oddychał i chwilami pochrapywał, po czym wyrzucał z siebie jakieś krótkie zdania, złożone w części z niezrozumiałych  lub pourywanych części wyrazów.

Monika, w radosnym transie, co chwilę szczebiotała i przemieszczała się po pokoju niczym kolorowy motyl, siadając to na tapczanie, to na kolanach Tadeusza.

- Ach Staszek! - czemu jesteś taki przewrotny? - zawołała na jego widok. - Czy ty wiesz, że ja kocham was wszystkich – i ciebie i Zdzisia i Tadzia?

- Ona jest po prostu nadzwyczajna! - zawołał Tadeusz.

- Czy nie jest  fajna? Fajna! No nie? - zawtórował mu nagle rozbudzony Zdzisiu i znowu jakby się na jakiś czas gdzieś zapadł.

- Czy ty to wiesz, Staszku?- Czy ty to wiesz? – powtórzyła zagadkowo,  patrząc jakoś tak lepko i zaczepnie mu w oczy, po czym stanęła na środku pokoju, z rękoma uniesionymi w górę.

- Hej, Tadziu, włącz tę ostatnią taśmę !- zwróciła się do Tadeusza.

Po chwili zaczęły rozbrzmiewać pierwsze dźwięki Bolera Ravela.

- Nalej mi, Stasiu – powiedziała miękko, wyciągając w jego kierunku rękę z literatką. Wypili obydwoje i Staszek usiadł w fotelu przy stoliku.

-          Zaraz zobaczysz jej nowy numer – szepnął mu do ucha Tadeusz. – Zawsze to robi, gdy wypije więcej niż dwie setki.  Monika na miękkich nogach wybiegła na środek pokoju.

-           Wpadam w trans i ulatuję! - wykrzyknęła i zaczęła coraz szybciej wirować w samotnym tańcu.  Wkrótce zaczęła jakby żonglować zdejmowanymi po kolei z siebie rzeczami i rzucała nimi w zapatrzonych w nią mężczyzn.

-          Masz Staszku bluzkę!

-          Masz Tadziu spódniczkę!

-          Masz Zdzisiu biustonosz!

-          Masz Stasiu Halkę!

-          Macie wszyscy majteczki! – Śliczne, no nie?

Monika uwolniona od opinających ją części garderoby, jakby przemieniona z kolorowego motyla w  zwinną, cielistą gąsienicę, wirowała coraz szybciej. Zdzisław, na dobre już zbudzony, zaczął rozglądać się po pokoju i nagle odezwał się:

–        Jest jeszcze dla mnie jakiś łyk?

-          Niestety, Zdzisiu, przespałeś niejedną kolejkę - zaśmiał się Tadeusz.

-          Chociaż to nie moja kolej, to niech stracę, lecę po flaszkę - zawołał Zdzisław - Tylko gdzie moje pantofle? - dodał po chwili, rozejrzawszy się  wkoło. - Znowu ktoś miał głupi pomysł - dodał ze złością, gdy nie znalazł swojego obuwia. – Czyżby znowu ktoś wyrzucił moje buty na boisko?!  - Wymyślilibyście coś nowego!

Wyszedł boso w samej koszuli i spodniach i po dziesięciu minutach był już z powrotem. Otworzył nową butelkę żytniej, kupioną na melinie w mieszkaniu obok.

Monika dalej wirowała. Tony muzyki były coraz bardziej donośne, stawały się wręcz natarczywe. Zdzisław polał wszystkim po pól literatki i gdy wypili, przyłączył się do Moniki. Zlewali się w  tańcu  coraz bardziej, potem zaczęli się całować, a po kilkunastu minutach padli na dywan.

-           Zdzisiu, przeleć mnie, oni nie widzą, bo są pijani! – wybełkotała Monika. Po krótkim, lecz bardzo dynamicznym i głośnym akcie, Zdzisław nie podniósł się, lecz został na podłodze, ciężko chrapiąc. Monika przeniosła się na tapczan. Tadeusz położył się obok niej i przykrył ich oboje kołdrą.

Po chwili Stanisław zanurzony w swoim fotelu słuchał odgłosów, których nie potrafił zinterpretować inaczej, jak długotrwałe, powolne, wręcz mozolne chędożenie. Aż mu się zrobiło żal Tadeusza, gdy pomyślał, jak wiele musiał sobie zadać trudu, aby wreszcie wystękać z siebie głębokie - Oooch!

Gdy wymęczony Tadeusz zasnął, Monika wypiła następne pół literatki i zaczęła od nowa wirować na środku pokoju. Teraz rozbrzmiewał  taniec z szablami Chaczaturiana.

- Czemu jesteś Staszku taki przewrotny i nie chcesz mnie przelecieć? - Uważaj, bo zacznę cię nienawidzić i zwalczać! A wiesz, jak zawiedziona kobieta potrafi być groźna?!

W  pewnej chwili drzwi się otworzyły i z okrzykiem na ustach wbiegł Kaziu.

–        Ogólne cześć! - Witam doborowe towarzystwo!

–        Towarzysze po dysze, towarzyszki po dwie dyszki i do roboty! – dodał po chwili.

Nalał sobie pół literatki i przyłączył się do tańczącej Moniki. Po chwili już leżeli na dywanie i Kaziu bez zbytnich ceregieli wchodził w jej krocze wyciągniętym z rozporka, sporych rozmiarów „wariatem”. Gdy u niego było już po wszystkim, wstał, zapiął rozporek, rzucił: - Cześć – czeka na mnie już stęskniona żona z obiadem - i wyszedł.

Monika stanęła na środku pokoju jakby zdziwiona i zaskoczona i nagle,  jakby dopiero teraz świadoma tego, co się przed chwilą stało, zawołała:

- On mnie zgwałcił! Zaskarżę go! Jesteście świadkami! - wpadając w coraz  większą złość, coraz głośniej, po wyjściu Kazia, krzyczała Monika. Dopiero po kilku kieliszkach uspokoiła się i wreszcie usnęła.

  Spis treści zbioru
Komentarze (6)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Ten tekst jakoś nie przystaje mi do poprzednich. Wyobrażałem sobie autora jako dojrzałego, wysublimowanego, filozofującego i wrażliwego, a nawet uduchowionego estetę. A tu masz babo placek! Całkowity kontrast i dysonans. Ale wydaje mi się, że autor źle czuje się w opisywaniu takich sytuacji, bo w niektórych miejscach dialogu pomylił mu się zapis wypowiedzi z narracją. A to wszystko przez całkowicie zbędną kursywę. Radzę wrócić do poprzedniej tematyki.
avatar
Opowiadania Alfa, są bardzo klimatyczne i trudno narzucać autorowi tor jego autorskiej trasy. Każdy tekst w jakiś sposób kontrastuje ze sobą i nie ma w tym nic dziwnego. Nie bardzo rozumiem do jakiej tematyki ma wrócić. Poza tym autor, informuje nas o genezie powstania utworu - opowieść anonimowego kolegi.
Janko, miałeś chyba gorszy dzień czytając ten utwór :)
avatar
Wydaje mi się, że ta zmiana kursywy nie była zamierzona. W moich wierszach jest to samo. Widać popełniamy z Alfem, jakiś błąd? Wklejam tekst, spoglądam jest OK. Jednak po zatwierdzeniu, niektóre wersy mają inną kursywę :(
avatar
Nie dbam o zdanie kogoś, kto nie potrafi odróżnić literatury od szmiry. Tylko półanalfabetom takie zagrywki mogą zrobić wodę z mózgu, którego im brak.
avatar
Bagienko rozkoszy Z KAŻDEJ epoki (patrz nagłówek opowiadania) - to banalna najzwyklejsza orgietka w schemacie czterech zawianych na pijaną jedną.

Nihil novi sub sole
avatar
Dzięki Emilio za przypomnienie tego tekstu, sprzed wielu lat.
© 2010-2016 by Creative Media
×