Przejdź do komentarzyBursztynowe Wzgórza - Bosco
Tekst 3 z 7 ze zbioru: Polowanie na Myśliwego.
Autor
Gatuneksensacja / kryminał
Formaproza
Data dodania2013-07-26
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3218

Wnętrze podziemnego parkingu, zazwyczaj tonące w mroku i brudzie, teraz rozświetlane było migającymi światłami policyjnych radiowozów. Pomiędzy samochodami krzątało się kilkunastu policjantów, których Naczelnik sprowadził starając się ostatni raz okazać wyższość nad tym Neandertalczykiem. Jednak dowódca ukraińskiej „Carpathii”, piędziesięciocztero letni kapitan Dmitrij Lubadov, nie zwracał najmniejszej uwagi na pieklącego się tuż obok Naczelnika.

- Jeżeli już mamy razem pracować – wyciągnął palec w kierunku kapitana, lecz przypomniawszy sobie ostatnią sytuację, pośpiesznie go schował. – musimy ustalić pewne zasady.Po pierwsze, muszę być o wszystkim informowany na bieżąco. Absolutnie o wszystkim. Jasne?

Lubadov przyglądał się w skupieniu swoim ludziom. Widział jak policjanci, oddelegowani tu przez tego pryszcza, przestępują z nogi na nogę za każdym razem, gdy któraś z siedmiu czarnych kominiarek zwróciła sie w ich stronę. Boją się i absolutnie się im nie dziwił. Oddział Carpathii składał się z najlepszych specjalistów jakich Ukraina mogła znaleźć w granicach swojego państwa. Duma. To właśnie słowo cisnęło mu się na usta za każdym razem gdy prowadzona przez nich operacja kończyła się sukcesem. Duma, która...

- Po drugie – Naczelnik kontynuował swój monolog – niech pan lepiej nie zapomina, że to ja...

A co jeśli któryś z nich postanowi go kiedyś zdardzić? Co jeśli to jeden z nich stanie się obiektem kolejnych poszukiwań? Co jeśli wśród tej wspaniałej grupy czai się kolejny Dawid Bosco? Co wtedy? Natychmiast wyparł tą myśl. Taka sytuacja nigdy nie będzie mieć miejsca. Ufał tym ludziom a na jego zaufanie, nie każdy mógł zapracować.

Spojrzał na Naczelnika, który teraz odczytywał kolejne posty ze swojego notesu.

Jednak Polacy również ufali Bosco. Reczyli za niego. Cholera, sam mu kiedyś ufał. I co? Do czego go to zaprowadziło? Nie. Jeżeli któryś z jego ludzi, kiedykolwiek postanowi iść w ślady tego skurwysyna...

- Panie Kapitanie? – z krótkofalówki zamocowanej na jego piersi odezwał się głos sierżanta.

Naczelnik przerwał czując na ramieniu silną dłoń.

- Melduj. – odpowiedział Lubadov.

- Trzydzieści sekund.

Ostatnie słowa odbiły się echem w pogrążonym w ciszy parkingu. Kapitan doskonale wyczuwał zdenerwowanie policjantów. Przez sekundę odnosił nawet wrażenie, że wśród jego oddziału, który wciąż otaczał pancerną ciężarówkę, również przebiegł impuls zdenerwowania.

Krótki, piskliwy dźwięk zatrzymującej się windy, wyrwał go z zamyślenia i po chwili, srebrne, masywne drzwi otworzyły się. Widok jaki ukazał się zgromadzonym na parkingu funkcjonariuszom napawał niepokojem. Jedynie stojący przy pancernej furgonetce komandosi zachowali spokój.

Stojąca wciąż wewnątrz windy grupa ruszyła w ich stronę.

Czterech żołnieży z odbezpieczonymi karabinami typu Beryl, tworzyło krąg podobny do tego, który otaczał furgonetkę. Dwóch następnych trzymało mocno pod ręce... No właśnie, kogo?

Znajdujący się w centrum zainteresowania Bosco skrępowany był od stóp po głowę. Drobne kroczki które stawiał – ze względu na skute krótkimi kajdankami nogi – w normalnej sytuacji wyglądałyby komicznie, lecz nikomu z tu obecnych nie było teraz do śmiechu.

Od jego nóg, aż po pas, ciągnął się gruby łańcuch. Dłonie, które trzymał przed sobą, przymocowane były do szerokiego pasa oplatającego biodra. Najgorszym jednak elementem tego stroju nie były metry łańcuchów, cicho pobrzękujących przy każdym kroku więźnia, a czarny worek, który żołnierze Lubadova nałożyli mu na głowę tuż przed opuszczeniem celi.

Co ciekawe, wciąż ubrany był w swój czarny garnitur, lecz teraz, jego śnieżnobiałą wcześniej koszulę zdobiły plamy krwi sięgającej od szyi po brzuch.

- Jezu. – szepnął Naczelnik na widok kilkunastu czerwonych celowników wymierzonych przez żołnierzy Lubadova w głowę Bosco. – Czy to wszystko na prawdę jest konieczne?

Lubadov nie odpowiedział. Wpatrywał się w słaniającego się na nogach więźnia.

- Dobry Boże. Cóż to musi być za wybryk natury?! – dopowiedział Naczelnik.

Kapitan parsknął.

- Wybryk natury? To nie natura go takim stworzyła. To nie przez naturę stał się tym kim teraz jest. – odpalił papierosa – To byliśmy my.

Lubadov ruszył w stronę furgonetki.

- I jeszcze jedno Naczelniku – odwrócił sie w strone wciąż zszokowanego funkcjonariusza – Dzisiaj Boga tu nie ma. Podobnie yresyta jak mnie i tego dziwoląga. – uśmiechnął się. – Zamknąć więźnia! – wrzasnął. – Ruszamy.

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
To dość ciekawa, intrygująca i niemal mrożąca krew w żyłach opowieść. Ale mnie w tej opowieści brakuje zaskakujących sytuacji i zdarzeń oraz napięcia. I to powoduje, że ocena za walory literackie nie jest najwyższa.
Natomiast więcej zastrzeżeń mam do poprawności językowej. Dwa błędy ortograficzne: "pięćdziesięcioczteroletni" piszemy łącznie; "naprawdę" też piszemy łącznie. Nie widzę natomiast uzasadnienie, by słowo "naczelnik" pisać wielką literą (7 razy). Podobnie "kapitan". Piszemy "tę myśl", a nie "tą myśl". W kilku przypadkach brakuje spacji po kropkach. W dialogu po wypowiedzi, a przed myślnikiem, nie stawiamy kropek (wielokrotnie). Nie wiem też, dlaczego raz "Carpathia" pisane jest w cudzysłowie, a w innych sytuacjach bez. Kilka literówek: reczyli, zdardzić. W sąsiednich zdaniach użyto podobnych słów: stojący, stoję. Nie podoba mi się też zwrot "plamy krwi sięgającej". Chodzi tutaj o plamy, czyli "sięgające". Karabin typu beryl też proponuję pisać małą literą. Na koniec interpunkcja. Brakuje przecinków przed: starając się, jak policjanci, jakich Ukraina, gdy prowadzona, jeśli któryś, jeśli to jeden, jeśli wśród, a na jego, czując, jaki ukazał, napawał, kim, naczelniku, jak mnie; zbędne przecinki przed: nie każdy, kiedykolwiek, wyrwał, srebrne, tworzyło, cicho, jego.
avatar
Janko, odniosę się tylko do Naczelnika. Naczelnik jest w tym rozdziale nazwą własną a nie jedynie funkcją jaką pełni dana osoba. Właśnie dlatego jest on pisany z dużej litery. Pozdrawiam :)
© 2010-2016 by Creative Media
×