Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2011-04-19 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2462 |
Chcę Wam opowiedzieć historię małej dziewczynki, która przez 45 lat żyła w ciele obcej kobiety.
To moja historia.
Miałam tylko jedno marzenie, aby mnie ktoś pokochał, taką jaka jestem. Czekałam na dotyk, uśmiech, troskę, przytulenie. Czekałam na miłość, ale ta nie była mi pisana.
Zraniona uciekałam i wracałam, żyjąc w uśpieniu, ukryta w zakamarkach duszy. Ta która żyła za mnie, była sztucznym tworem mojego prawdziwego „ja”. Przeszłam przez wiele dróg, popełniając setki błędów. Wyklęta i samo wykluczona przez lata niszczyłam siebie, lub pozwalałam niszczyć siebie innym. Byłam obca dla zwykłych ludzi. Mówili o mnie „oparzeniec”, „ trędowata,” „wariatka,” „odmieniec,” „pijaczka,” „wytatuowana małpa,”…
Ja sama mówiłam o sobie „śmieć”!
Upadałam tak nisko, jak można tylko upaść. Dotykałam dna, gdzie nie było żadnej nadziei.
Latami toczyłam walkę dobra ze złem, które było we mnie. Przegrywałam. Lęk prowadził mnie ku samozagładzie. Chciałam umrzeć.
Pewnego dnia obudziłam się.
Wstałam i przeszłam tę drogę z powrotem.
Chcę wam o tym opowiedzieć, dla przestrogi dla nadziei.
-PAMIĘCI PIOTRA-
Na początku było szczęście…
Gdy patrzę z perspektywy na moje życie, wydaje się, że powinno mi się udać. Rocznik 1966, dziecko miłości, kochających się rodziców.
Nie pamiętam pierwszych lat swojego życia. Setki razy w swojej podświadomości szukałam obrazów z przeszłości. Sklejałam porozrywane zdjęcia, na których widziałam dziewczynkę z rozpuszczonymi lokami, radosną, ufną i bardzo ciekawą otaczającego ją wokół świata.
Mieszkałam w małej wiosce pełnej lasów, łąk i stawów. Co rano budził mnie śpiew ptaków. Godzinami mogłam patrzeć na wiewiórki skaczące po drzewach. Biegałam po ukwieconych łąkach, ganiając motyle. Marzyłam aby szybować po niebie jak wolny ptak.
Pewnego dnia powiedziałam zdecydowanie do swojej mamy „idę w świat”. Mama nie zatrzymywałam mnie, pozwoliła spakować w małej walizce wszystkie skarby i wyruszyć w nieznaną podróż. Ruszyłam śmiało szeroką drogą. Po chwili spotkałam nieznajomego mężczyznę, który zadał mi pytanie: „ Dokąd idziesz dziewczynko?”
„Idę w świat”- odpowiedziałam rezolutnie,
„A gdzie jest ten świat”- spytał,
„Nie wiem”-odpowiedziałam,
„To lepiej wróć domu”- poradził nieznajomy.
Zatrzymałam się, zastanawiając co mam zrobić, gdzie iść?
Po chwili wahania, wróciłam do domu.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ta scena stanie się mottem mojego życia, ciągłych ucieczek i powrotów do domu, ucieczek przed światem i samą sobą.
Okaleczona…
Miałam 2 lata, przed sobą całe życie i świat, który na mnie czekał. Do dziś nie wiem, co tak naprawdę stało się tego dnia. Chwila nie uwagi, niedopilnowania zmieniła moje życie w koszmar. W jednej sekundzie w wesołej dziewczynki, stałam się cierpiącym, umierającym dzieckiem .Diagnoza lekarzy była okrutna. Oparzenie III stopnia-stan agonalny.
To dziwne wykasować w jednej sekundzie 2 lata życia z pamięci, a w zamian wstawić jakąś okrutna imaginację. Tak jednak było. Dziewczynka z jasnymi loczkami umarła we mnie. Powoli zaczęła budzić się świadomość cierpiącego dziecka. Odizolowana od rodziny, swoich ukochanych wiewiórek, bardzo płakałam. Nikt mi nic nie tłumaczył. Byłam zresztą zbyt mała, aby coś zrozumieć, zadać pytanie –Dlaczego to właśnie ja?
Długo leżałam w szpitalu. Walczyłam! Jak kolce utkwiły w mojej pamięci obrazy z tego okresu. Zimne metalowe łóżeczko z wypadającymi szczebelkami, mokre prześcieradło, przerażający płacz i krzyk dzieci, które leżały obok. Pamiętam mamę stojącą za ścianą z pleksy. Oddzielona od niej nie czułam jej ciepła, nie czułam jej miłości. Zostałam cudem uratowana, tak mówili wszyscy lekarze. Po wypadku pozostała mi jednak pamiątka. Rozległe blizny na nogach, rękach i klatce piersiowej. Mama odbierając mnie ze szpitala, zapytała lekarzy: „A blizny?”. „ To nic takiego”.
Byłam dzieckiem cudownie uratowanym- to miało mi wystarczyć.
Życie po wypadku…nie było już takie samo. Nawet wiewiórki inaczej na mnie patrzyły. I ja byłam inna. Przeżyta trauma bardzo mnie zmieniła. Blizny, które były na moim ciele rosły razem ze mną. Wrastały również w moją psychikę okaleczając ją bezpowrotnie. Stałam się „oparzeńcem” nie pasującym do rzeczywistości wokół.
Wytykano mnie palcami, albo patrzono z zaciekawieniem, mówiąc:” jaka ona oszpecona!”
Sytuację pogorszyła przeprowadzka do innej miejscowości. Nowy świat przerażał mnie. Tu nie było moich lasów i łąk. Nie było moich wiewiórek. Chciałam tak bardzo zaprzyjaźnić się z nowymi koleżankami, ale byłam „nowa”, „inna”, „naznaczona”. Co wtedy czułam?
Nie rozumiałam dlaczego ludzie mnie tak traktują. Przecież moja dusza nie została oparzona. Byłam wciąż tą samą ufną dziewczynką. Dlaczego więc izolowano mnie jak trędowatą?
Byłam pełna żalu. Często płakałam w ukryciu, tak żeby nikt nie widział. Nie zawsze jednak udawało mi się uciec ze swoim bólem przed światem. W pamięci utkwiła mi scena z wyjazdu na kolonie. Pojechałam tam z moim bratem. Był piękny słoneczny dzień. Wszystkie dzieci opalały się, a ja siedziałam gdzieś pod drzewem. Wychowawczyni, która się nami opiekowała, była młodą dziewczyną, której pewnie nikt nie uprzedził, że ma taką dziewczyną w grupie. W pewnej chwili zapytała:” Dlaczego się nie opalasz”?
W tle usłyszałam glosy dziewczynek z mojej grupy: „ Ona ma brudne nogi”. Wychowawczyni podniosła mi spódnicę do góry. Wszystkie dzieci patrzyły się na mnie, oprócz mojego brata, który odwrócił się ode mnie plecami, wstydząc się przyznać, że jestem jego siostrą. Czułam się wtedy tak bardzo upokorzona i odrzucona. Chciałam uciekać!
Świat marzeń…
Dojrzewałam, chciałam się bawić, poznawać ludzi. Tak bardzo chciałam mieć kawałeczek swojego świata, w którym byłabym akceptowana i kochana.
Otoczenie jednak przypominało mi na każdym kroku, że świat mnie nie chce. Dusiłam w sobie marzenia o szczęśliwym życiu, miłości i przyjaźni. Zaczęłam uciekać w świat marzeń. Wtedy pozwalałam na chwilę wyjść z mojej duszy tej nie pokaleczonej, która była we mnie. Zbudowałam jej świat, na strychu z desek i papieru stworzyłam oazę spokoju, która stała się namiastką domu. W moim świecie wszyscy mnie lubili i akceptowali. Otoczona laleczkami, nadawałam im imiona moich koleżanek, wymyślałam rozmowy, których nigdy nie było.
Pokaleczony dom…
Z biegiem lat mur dzielący mnie od świata realnego było coraz grubszy. Już wiedziałam, że to nie blizny ranią, to ludzie kaleczą moją duszę. Byłam bezradna i coraz bardziej zagubiona. Każdy kolejny dzień był próbą, czy dam radę, czy nie pokażę, że goli, gdy inni ranią. Nauczyłam się być niewidzialną.
Uciekałam do domu licząc na to, że tu znajdę wsparcie i zrozumienie. Gdy płacząc, żaliłam się jak bardzo jest mi źle, w odpowiedzi słyszałam: „ z czego robisz problem”.
Rodzice nie rozumieli mnie. Nie mieli czasu na rozmowę, wysłuchanie, przytulenie. Byli zapracowani. Najczęściej nie było ich w domu. Gdy się w nim pojawili, wydawali tylko polecenia i rozkazywali. Mieli aspiracje aby ich córka był kimś, coś w życiu osiągnęła.
Chcieli na mnie przelać wszystkie swoje ambicje. Tym samym zamieniali moje życie w kolejne piekło. Chciałam być dobrym, grzecznym i zdolnym dzieckiem, ale nic mi z tego nie wychodziło. Za dużo było we mnie lęków.
Gdy pisałam setny raz słowo w którym popełniałam błąd ortograficzny, ojciec bardzo się złościł, krzyczał: „ Jesteś nienormalna”, „nic z Ciebie nie będzie.”
Aby nie denerwować ojca i sprostać jego oczekiwaniom w ukryciu uczyłam się sama.
Ojciec nie mógł zrozumieć, że mogę ponieść jakąkolwiek porażkę, że mogę być gorsza od innych. Jak miałam mu powiedzieć, że się boję szkoły, że jestem odrzucona, że tak trudno skupić się na lekcjach. To chyba właśnie wtedy zaczęły się nasze toksyczne relacje. Sytuację pogorszył nałóg ojca, który zaczął pić. A ja zaczęłam się go bać. Gdy wracał do domu, chowałam się gdzieś w kącie, aby mnie nie zauważył. On jednak zawsze znalazł pretekst do kolejnej awantury, zawsze sobie o mnie przypominał. I tresował przez kilka godzin. Był bardzo agresywny. Czasami bił, ale bardziej bolały słowa, które wypowiadał w złości
Krzyczał:” Jesteś do niczego”, „ Jesteś psychicznie chora”, „ Jesteś głupia, brzydka”.
Słowa ojca potwierdzały to co słyszałam w szkole na ulicy. Brak wiary w siebie stał się balastem, który dźwigałam przez następne lata.
Miałam ogromny żal do mamy, że nigdy nie stanęła w mojej obronie. Była bardzo zapracowana, przytłoczona obowiązkami, które na nią spadały. Wiele rzeczy nie dostrzegała lub nie chciała ich widzieć.
Nocne lęki
W pewnej chwili poczułam się obca. Obca we własnej rodzinie, cóż może być gorszego? Zaczęłam znowu uciekać w lęk, który był przerażający. Miesiącami nie spałam, bojąc się zgasić światło. Ciemność była strachem. Wiele nocy przepłakałam. Ciągle zadawałam sobie pytanie, dlaczego to ja , czemu mnie to spotkało. W nocy dotykałam blizn na swoim ciele. Nienawidziłam ich, krzycząc: „wszystko przez to cholerne poparzenie.”
W tych chwilach cały ból, gniew, żal, odżywały na nowo. Już wiedziałam, że wymyśliłam marzeniach świat, którego nigdy nie poznam.
Poddałam się…
oceny: bardzo dobre / znakomite
Drobne potknięcia interpunkcyjne, kilka błędów typu technicznego. Mimo to serdecznie gratuluję.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / znakomite