Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-03-04 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3140 |
STRADIVARIUS W DOLINIE BARYCZY
Już z daleka widzę, jak snuje się powoli w stronę Starej Huty, po cieniutkiej niteczce drogi, pajączek na rowerze. Gdy znajduje się na wysokości mojej łąki, skręca na ten mały kawałeczek polnej dróżki do lasu, który, pomimo miejscami grubo wyrytych w błotnisty grunt kolein, łączy mój, zagubiony tutaj na samym końcu wszystkiego, własny świat z asfaltowym wyjazdem w nadbiegający w wielkim pędzie skądś z kosmosu dwudziesty pierwszy wiek.
Dla mnie szybkość 80 km na godzinę jest już zawrotna, kiedy więc widzę, jak inni jeżdżą samochodami i słyszę o prędkościach gwiezdnych czy wewnątrzatomowych, robi mi się nieswojo, jakbym wkraczał w nieprzyjazną mi inność. Szybkość dziadka Krutynia, z którą na chyboczącym się rowerku podjeżdża tajemniczo uśmiechnięty, jest mi tak swojska, jak szybkość wozu konnego. Przez moment mam wrażenie, jakby właśnie podjechał mój ojciec, by znów zadać mi i usłyszeć ode mnie kilka pytań.
Dziadkowi jakby przyrosła do wysokiego kołnierza nie owłosiona, a mimo to za długa trochę broda, bo odciąga ją przez moment od szyi cienkimi parostatkami palców i przygładza. Bardzo źle słyszy, dlatego też musi przykładać jedną lub drugą dłoń do ucha. To, że słabo słyszy, może być jednym z powodów, że wydobywa ze swoich skrzypiec mocne i głośne melodie. Jego lewa ręka wije się jak wielopalczasty wąż, drgając w gąszczu strun i po główce skrzypiec, zaś prawa wali to w górę, to w dół i jeszcze po brzuchu smykiem.
- Wiesz, Alek – mówi - całe życie miałem te swoje skrzypce i nie wiedziałem, że to prawdziwy stradivarius. Czy ty masz, bracie, pojęcie, kurde balans ?
Przed wojną uczył go grać za kilka worków pszenicy stary Żyd zza Buga. Już widzę jak dziadek Krutyń z moim ojcem opowiadają sobie o uprawianej na Wołyniu, złotej i słodkiej jak miód, pszenicy. Mój ojciec tak potrafił uprawiać zboże, że na widok falujących łanów pola lub falistych pagórków ziarna na
klepisku czy strychu człowiek musiał się uśmiechnąć, taką radość umiało to zboże wywoływać kiedyś w ludziach i tacy byli wtedy rolnicy. To od tej
pszenicy jeszcze dzisiaj muzyka Władka jest tak radośnie lub tęsknie słodka. Ależ mieliby sobie do opowiadania! Mój ojciec stworzony do pszenicy, a Władek do skrzypiec.
- Wiesz, znów zagramy z Władkiem Karbowskim na twoje urodziny … - Jak dożyjemy - dodaje po chwili dziadek.
Na moje zeszłoroczne urodziny do Władka Krutynia dołączył ze swoją harmoszką, ochoczo obskakującą wszystkie wesela, Władek Karbowski z Krośnic. Dwóch Władków, starszy i średni, tak grało w pełnym słońcu do zachodu i jeszcze długo po, że pod płot podchodziły coraz bliżej najpierw sarny i zające, a potem żurawie, jastrzębie, wreszcie sowa. Nawet lis wychylał zza krzaków swoje długie uszy. Zwierzęta na przywitanie lata przychodziły do muzyki, jak podchodzą zimą do ciepła i pożywienia w pobliże domów. Tak żegnaliśmy ostatni dzień wiosny i witaliśmy pierwszą noc lata.
Dzięki temu, że dopiero teraz dziadek Krutyń odkrył, że ma skrzypce Stradivariusa, w jego cienkie i nie pozbawione trosk życie zawitał znów promyk radosnego światełka, by się odnaleźć w naszej dolinie.
oceny: bezbłędne / znakomite