Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-03-18 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3102 |
KOŃ W KONSERWIE
Gdyby nie ja, zostałby z woli ojca zwykłym kasztanem jak inne konie. Ja jednak chciałem na nim oblecieć cały świat, który uważałem za najprawdziwszą bajkę. Dlatego nazwałem go Orlik. Kara, zanim trafiła ją bomba, zdążyła go jeszcze urodzić na Wołyniu. Małego pajączka na trzęsących się nóżkach oblizywała czulej niż ja urodzinowy cukierek.
Orlik często dawał nura pod jej brzuch. Boksując głową, wymuszał dla siebie wszystko. Pozwalała łakomczuchowi ssać ile chciał i chudła. A on się zaokrąglał i stawał pęczniejącym, ruchliwym bąkiem. Jego kopytka zaczęły zamieniać się w kopyta i zaczynały coraz mocniej ciągnąć go na pole, na łąki i do lasu. Pewnego dnia zobaczyłem, jak nozdrzami łapczywie chłonął zapach stepu.
Mało wtedy nie pofrunął, ale ojciec czuwał. Orlik byłby się filozoficznie gdzieś zaplątał, myśląc, że wolność to wszystko, czego dusza potrzebuje, gdyby go ojciec nie zaprzągł i nie wykastrował. Najpierw „na niby”, przy pustym wozie, stopniowo i cierpliwie, ojciec uczył go jego miejsca w świecie. Nie wiem, czy i kiedy Orlik zauważył, jak świat skurczył mu się do orczyka, dyszla, uprzęży i żłobu. Trochę się z początku szarpał, jednak gdy zauważył, że karmiąca i głaszcząca ręka dzierży również na wszelki wypadek bat, filozoficznie dojrzał do najtrudniejszej wolności. Dzięki temu został najlepszym koniem w okolicy. Kręcący się tu zawsze kupcy coraz bardziej podbijali cenę, ale ojciec tylko uśmiechał się z dumą, mówiąc: - to moja ręka - i pozostawał niewzruszony nawet na zawrotne ceny. Wiedział, że gdy ma się coś dobrego, nie wolno igrać z losem i szukać lepszego.
Po latach harówki Orlik zaczął słabnąć. Gdy już sobie nie radził, ojciec dał mu do pomocy Gniadego. Połączenie młodości i siły z rutyną długo dawało dobre rezultaty, dopóki Orlik nie zasłabł tak, że przestał wychodzić ze stajni. Teraz już tylko się pasł. Mógł wreszcie nie śpiesząc się najeść się do syta
owsa, śrutu, otrąb, koniczyny i lucerny. Gdy zrobił się tłusty jak przedwojenny
burmistrz, ojciec zawiódł go na spęd. Orlik był pierwszym koniem, który w latach sześćdziesiątych z Wieldządza pojechał do Włoch.
Na otarcie łez po stracie przyjaciela za premię eksportową kupiono mi rower. Prawie zapomniałem o Orliku, lecz po latach żona kupiła sobie torebkę. Wróciły wspomnienia. Gładząc cienkie kawałki wszytej do torebki końskiej skóry uprzytomniłem sobie, że Orlik miał taką delikatną szyję. Lubił, gdy go głaskałem. Kiedy nie musiał pracować, pozwalał mi czasem pojeździć na swoim grzbiecie. Najpiękniejszy był, gdy o zachodzie słońca zbiegał ze wzgórza z rozwianą grzywą.
Potem pojawiła się konserwa tatarska. Skład: wieprzowina, konina, jarzyny. Brzęczała lodówka z tą konserwą, a ja miałem wrażenie, jakby żona za chwilę miała mi podać na kolację przyjaciela z dzieciństwa i bałem się tej chwili. Ona nie znała historii Orlika, więc dziwiły ją moje reakcje. Na koniec zjadłem kawałek Orlika, ale przez wiele lat dręczyła mnie niejasna myśl, że trzeba wreszcie poświęcić mu chociaż stronę tekstu. W ten sposób, tak samo jak Kara, bohaterka wojny, również i on zostanie w czyjejś pamięci. To między innymi dzięki Orlikowi nigdy nie zrezygnowałem z marzenia, aby odlecieć kiedyś w bajkę. Czasem mam nawet wrażenie, że jestem tego coraz bliżej. Jednak teraz, na starość, tylko w moim własnym świecie czuję się czasem jak w bajce.
oceny: bezbłędne / znakomite
"GDY MA SIĘ COŚ DOBREGO, NIE WOLNO IGRAĆ Z LOSEM I SZUKAĆ CZEGOŚ LEPSZEGO."
(patrz końcówka 3. akapitu)
Cieszmy się, naprawdę z całego serca się cieszmy, że mamy to, co jest - i nie szukajmy dziury w całym