Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-10-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3300 |
Drzwi skrzypnęły i do środka wszedł Lubadov. Tuż za nim skradał się Petrofsky ale ujrzawszy srogą minę kapitana zawrócił mamrocząc coś pod nosem.
Zaczęło się.
Mężczyźni przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Dobry wieczór kapitanie. A może już dzień dobry? Wybacz ale nie wiem która jest godzina bo te gamonie zabrały mi zegarek. Zegarek, uwierzysz? Co ja tam mogę mieć, laser?
Lubadov oparł się o ścianę i odpalił papierosa.
– Dawid Bosco.
– Odpuść sobie ten cyrk Dima i przestań mówić jakbyśmy się nie znali.
Kapitan spokojnie wypuścił dym.
– Znam twoje dokonania. Bardzo imponujące jak na jednego człowieka.
– Dziękuje ale to nie tylko moja zasługa.
Papieros upadł na ziemię.
– No właśnie i od tego zaczniemy. Opowiesz mi o wszystkim. Chcę znać namiar na każdego twojego dostawcę, każdą wtykę i współpracownika na Ukrainie z którymi udało ci się zapracować na swoją reputację.
– Przesłuchujesz mnie?
– A jak myślisz?
– Uważam, że kiepsko się do tego zabrałeś. Na każdym przesłuchaniu powinna stać na stole lampa, którą miałbyś świecić mi po oczach. Poza tym masz jakieś pomoce naukowe? Amerykanie używają książek telefonicznych. Nie oglądasz filmów? A co ty masz?
Cisza
– Tak czy inaczej – kontynuował – Jakbyś potrzebował pomocy to mam w zegarku laser.
Mimo swej postury, Dmitrij Lubadov był szybki i z początku Bosco nie zorientował sie co się stało. Oślepiający błysk rozświetlił całe pomieszczenie i mężczyzna poczuł jakby właśnie pocałował rozpędzoną lokomotywę. Z ust trysnęła spora dawka krwi barwiąc czerwonymi plamami stół, płytki, kawałek ściany i jego śnieżnobiałą koszulę od Ralpha Lauren’a.
– To była moja lewa pomoc naukowa – Lubadov uniósł zakrwawioną pięść – Uwierz mi, nie chcesz poznać prawej.
Nie, faktycznie nie chciał.
– Wrócimy do tego – stwierdził siegając do kamizelki.
Wyciągnął z niej cztery fotografie. Rozłożył je na stole tak, aby Bosco ( mimo puchnącego już oka) mógł doskonale się im przyjrzeć. Każda z nich przedstawiała zwłoki. Różnie ubrane, w różnych pomieszczeniach i pozach. Różnej płci. Niektóre torturowane, inne – tak jak Aleksiej Prego – z przestrzeloną głową.
– To są zdjęcia z twojego telefonu komórkowego. Wiemy kim byli ci ludzie dlatego o to nie bedę pytał. Czego natomiast nie znam, to motyw. Dlaczego? – Lubadov zajął wolne krzesło i położył swoje pomoce naukowe na poplamionym krwią blacie – Carpathia nie istnieje już od ponad dwudziestu lat. Dlaczego więc urzadziłeś sobie polowanie na grupę podstarzałych emerytów z których wiekszość z nich nie ma już nic wspólnego z wywiadem? Dwóch polskich oficerów w 93’ to dla ciebie za mało?
Bosco uśmiechnął się ukazując czerwone zęby.
– Z tego co słyszę Dima... Ty po prostu gówno wiesz. I nie martw się, to nie twoja wina. Dlatego teraz, stul ten brodaty pysk a ja wyjaśnię ci jak sie sprawy mają – Bosco umilkł spuszczając głowę. Gdy ponownie ją uniósł i wbił wzrok w kapitana, spojrzenie jego niebieskich oczu było lodowate. – Idę po was wszystkich. Wszystkich, którzy kiedykolwiek brali udział w Carpathii. Idę po wszystkich, którzy mieli cokolwiek wspólnego z zamachem na moje życie. – uniósł głowę wysoko odsłaniając pręgę na szyi tuż pod podbródkiem. – Za trzecim razem prawie wam sie udało. Nie obchodzi mnie, że minęło dwadzieścia lat. Dlaczego teraz? To już tylko i wyłącznie moja sprawa. Znalezienie tej czwórki – wskazał głową na zdjęcia – zajęło mi miesiąc kapitanie. Jeden kurewski miesiąc na odnalezienie czwórki ważnych ludzi. A jest was więcej. Wiem o tym. Jak myślisz, ile zajmie mi wyrżnięcie wszystkich z was?
Ostatnie pytanie zawisło w powietrzu. Towarzyszył mu chłód, który moementalnie wypełnił całe pomieszczenie.
To właśnie był Dawid Bosco. Bezwzględny. Niebezpieczny. Dziki. Skuty łańcuchami nic nie tracił na swojej drapieżności. Przeciwnie. Wzbudzała jeszcze większy strach. Można zamknąć tygrysa w klatce na lata jednakże, mimo upływającego czasu, zwierze nie zapomni o swoim pierwotnym instynkcie a jedyne istniejące lekarstwo na pozbycie sie jego chęci mordu i rządzy krwi to pocisk kalibru 7,62 mm. Obaj mężczyźni doskonale o tym wiedzieli.
– Czujesz łańcuch na swoim ciele? Widzisz miejsce w którym sie teraz znajdujemy? Tuż za drzwiami czeka oddział Specjalsów gotowych strzelić ci w ten chory łeb jesli sie choćby potkniesz. Gdyby to ode mnie zależało; nigdy nie opuściłbyś Ukrainy. Wrzuciłbym cie do najciemniejszej i najgłebszej dziury gdzie nikt, ani Bóg ani sam Diabeł by cię nie znaleźli.
– Ale nie zależy to od ciebie, prawda?
Lubadov oparł sie o krzesło i założył rece na piersi.
– Nie – wyciągnął z kolejnej kieszonki paszport. – Wiem, że wybierałeś się do Polski. Pomożemy ci w tym. Nie wiem co bedzie z tobą dalej ale jedno moge ci obiecać: nikogo wiecej już nie skrzywdzisz.
Kapitan wstał i ruszył do wyjścia.
– Zaręczysz za to głową, dowódco ukraińskiego oddziału Carpathii? – Bosco nie spuszczał z niego wzroku.
Lubadov uśmiechnął się.
– Mam rozkaz dostarczenia cie do Polski żywego – rzekł podwijając rekawy munduru – ale nikt nie powiedział w jakim stanie masz tam trafić.
Bosco wiedział co teraz nastąpi. Znał porywczy temperament kapitana kiedy ten piastował jeszcze stopień podoficerski. Byc może gdyby Lubadov wiedział to co on – zachowałby sie inaczej.
Bosco wziął głeboki oddech.
– Nie krępuj sie Dima.
oceny: dobre / znakomite
oceny: dobre / dobre