Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-07-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3038 |
Obudził ją przygnebiający stukot deszczu o rynnę. Za cztery godziny rozpoczyna zajęcia na uczelni. Popatrzyła w lustro na przeciwko swojego drewnianego łóżka. W lustrze spogląda na nią kobieta z burzą rudych loków na głowie, o migdałowych oczach i dziwnym wyrazie twarzy. Jej wąskie usta tworzą zarys niezadowolenia. Spogląda na leżące nie daleko łóżka sztalugi i nie dokończony obraz przedstawiający portret jej faceta.
Magda jest 20 letnią studentką ASP. Wyprowadziła się od rodziców zaraz po ukończeniu 18 lat. Nigdy nie miała z nimi dobrych kontaktów, wolała mieszkać sama i być za siebie odpowiedzialna niż słuchać ciągłego narzekania rodziców aby zaczęła robić coś pożytecznego . Chyba nigdy nie zaakceptują jej wyborów życiowych, właściwie to od dzieciństwa czuła się przez nich nie rozumiana .
Znajomi uważają ją za rozważną i sympatyczną osobę, chociaż tak naprawdę jest wrażliwą i niezdecydowaną kobietą a indywidualność to jej główna cecha.
Wstaje z łóżka i zdaje sobie sprawę, że przeleżała bezczynnie 3 godziny a przecież za godzinę zaczyna się wykład z historii sztuki. Nie lubiła tego przedmiotu a jeszcze bardziej smętnego wykładowcy ,który robił wszystko aby zatruć jej życie.
20 minut do rozpoczęcia wykładu. Wsypała na szybko karmelowemu kotu karmę do miski, potem szybka kawa, jeszcze szybsza poranna toaleta i jest gotowa. Zakłada swój ulubiony czarny płaszcz, fioletowe szpilki i wybiega z mieszkania. Na klatce mija starszą sąsiadkę z naprzeciwka wracającą ze spaceru z psem. Nigdy ze sobą nie rozmawiały , staruszka zawsze dziwnie i krzywo patrzyła się na jej kota . Uważała, że wszystkie koty są brudne i okropne w przeciwieństwie do jej tłustego jamnika Alfreda.
Znowu zaczęło padać. Ma 5 minut do dotarcia o oddaloną o 800 metrów uczelnie. Chodnik jest mokry, nikt nie odgarnął liści i połamanych patyków. Mija kilkoro starszych sympatycznych pań, matek wracających z porannych zakupów i grupę młodzieży. Zaczyna coraz bardziej padać, zerwał się wiatr rozwiewający jej niesforną ,gęstą grzywkę. Uroki listopada. Przebiega przez park, przebiega przez ulicę i rynek kleparski ,w końcu znajduje się na placu Matejki. Cała mokra , w niesfornych mokrych lokach i zła wchodzi do starego budynku będącego uczelnią. Wykłady już dawno się rozpoczęły. Słyszy stukot czyiś obcasów.
***
Coraz głośniej słyszała stukot obcasów. Nieznajoma kobieta przemknęła obok niej. Była wysoką brunetką z niebieskimi oczami i małym zadartym nosem. Długie kruczoczarne włosy opadały na jej szczupłe ramiona. Zarzucona oliwkowa torebka na prawym ramieniu, wysokie klasyczne czarne obcasy i jasnożółty płaszcz - wyglądała na kobietę mającą ćwierć wieku. W rękach trzymała kilka książek, były to jakieś albumy, zapewne wypożyczone z biblioteki uniwersytetu. Rzuciły sobie krótkie ale głębokie spojrzenie. Brunetka sprawiała wrażenie bardzo ułożonej kobiety.
Po cichu wślizgnęła się do Sali. Miała szczęście, tym razem marchewka jej nie zauważył. Nazywali tak wykładowcę ze względu na jego marchewkowe i rzadkie włosy. Jest to najnudniejszy wykładowca na całym uniwersytecie, zawsze utrudniał jej życie. Otworzyła swój jasnoszary notatnik. Od początku października miała tylko jedną notatkę. Lubiła historię sztuki ale wykładowca wywoływał w niej uczucie senności. Przerzuciła kartki grubego notatnika aż do samego końca i zaczęła szkicować kobietę napotkaną w holu. Jej charakterystyczny zarys twarzy i głębokie spojrzenie utkwiło jej w pamięci. Kim ona była? Najróżniejsze myśli przechodziły jej przez głowę. Za bardzo się ostatnio wszystkim przejmowała. Kreska za kreską powstawał szkic przypominający twarz nieznajomej.
***
Dochodziła godzina 16. Spokojnym krokiem wracała do domu. Zgłodniała, za dużo miała dziś pracy na uczelni żeby myśleć o jedzeniu. Wstąpiła do cukierni i kupiła swoje ulubione ciastko francuskie. Szła wolnym krokiem przez park. Zerwał się zimny listopadowy wiatr, żałowała, że przez poranny pośpiech nie wzięła swojego miękkiego i ciepłego szalu . Kolorowe liście zaczęły spadać z drzew i tańczyć nad ziemią. Lubiła ten artystyczny nieład przyrody. Pamięta czasy, gdy była małą dziewczynką i chodziła z tatą jesiennymi niedzielnymi popołudniami do parku zbierać kolorowe liście. Najładniejsze wkładała między strony grubej książki ,którą ma do dziś. Zrobiło jej się zimno, więc szybkim krokiem omijając porozrzucane przez wiatr patyki na chodniku, wróciła do mieszkania.
Usiadła z kubkiem gorącej żurawinowej herbaty na dużym drewnianym fotelu i przykryła się ciepłym kocem.
Fotel był bardzo stary, obity żółta tapicerką w czerwone róże, które z upływem lat wyblakły. Należał do jej ukochanej śp babci Marysi. Miała do niego sentyment, babcia była najbardziej kochająca osoba jaka znała. Kotka w kolorze jasnego karmelu wtuliła się w jej nogi i zasnęła. Znalazła ja kiedyś wychudzoną i włócząca się na ulicy, gdy wracała ze sklepu. Kocha wszystkie zwierzęta i nie miała serca jej nie przygarnąć. Zwierzę bardzo szybko się zadomowiło.
W pokoju panowała cisza. Spojrzała na nie dokończony portret jej faceta. Brakowało tylko tła i zarysów koszuli. Zielonooki brunet spoglądał na nią ukradkiem. Jego delikatne malinowe usta lekko się uśmiechały tworząc małe, ale słodkie dołeczki w policzkach. Cały Mikołaj . Rodzice nie darzyli go wielką sympatią, woleli żeby znalazła sobie lepszego faceta. Najlepiej sami by go znaleźli. Nic im nigdy nie pasowało, marudzili przy każdej możliwej okazji.
Przystojny, kochający i wrażliwy , prawie nie dostrzegała w nim wad poza jego ciągłym brakiem czasu. Mężczyzna pracował w dużej krakowskiej agencji reklamowej. Ta praca była dla niego stworzona ,zawsze był kreatywny. Często rozmawiali przez telefon, rzadziej pisali. Każdy sobotni wieczór spędzali razem. W tygodniu każdy był zajęty swoimi sprawami, on pracą, a ona studiami. Tęskniła za nim. Czuła taka duża pustkę w środku, brakowało jej jego słodkich uśmiechów , i bliskości która zawsze jej okazuje. Chciałaby widzieć go na co dzień. Stwierdziła,że za dużo rozmyśla, ciągle powoduje to u niej przygnebiający nastrój. Nagle dźwięk telefonu zakłócił błogą ciszę panującą w pomieszczeniu.
cdn.
oceny: bezbłędne / znakomite