Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-11-28 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1970 |
IDENTYFIKACJA
Prośba o wybaczenie. W martwych oczach. Hania spojrzała na człowieka w poplamionym niebieskawym kitlu. Wydatny brzuch, dłonie w gumowych rękawiczkach. W jej spojrzeniu, był widocznie jakiś cień wyrzutu, bo brzuchacz w niebieskawym kitlu, gumowych rękawiczkach i żółtym gumowym fartuchu, wysunął spod rozcapierzonych niechlujnych wąsów usprawiedliwienie:
- To nie moja wina, co mu zamknę powieki, to je otwiera!
Hania ze zrozumieniem pokiwała głową. Ze zrozumieniem? Raczej na odczepnego. Cóż ona rozumiała? Wezwano ją więc stanęła przed ogromną metalową ścianą, podzieloną równomiernie na kwadraty, a może prostokąty. W każdym prostokącie, albo kwadracie metalowe drzwiczki. Takie właśnie drzwiczki brzuchacz w niebieskawym kitlu, gumowych rękawiczkach i gumowym żółtym fartuchu otworzył, wysunął długi płaski, metalowy pojemnik i sprawnym gestem rutyniarza odgiął spod pojemnika metalowe „nóżki”, które z właściwym dla metalu wdziękiem, wyrżnęły o niebieskawe kafelki posadzki. Wtedy pierwsze co spostrzegła, to te otwarte, proszące o przebaczenie oczy. Cóż ona rozumiała? A w ogóle czy kategoria „rozumieć” miała prawo bytu w tej rzeczywistości w jakiej Hania się znalazła? Miała przed sobą właściciela oczu proszących o przebaczenie. „Właściciela oczu” – to określenie tak mocno przywarło do jej świadomości, że w żaden sposób nie mogła go Hania z tej świadomości wygarnąć. Właściciel siwawych włosów, właściciel zaciśniętych pięści. Hania odchyliła brudnawe prześcieradło i spojrzała na okraszony siwymi włosami tors. Nieco niżej te dłonie zaciśnięte w pięści. Jak to bolało – wspomnienie zrodziło się niespodziewanie, zakłuło gdzieś w okolicach serca. Jakże bolały te smagnięcia w twarz zadawane z bezrozumną wściekłością za każde „nie”, które Hania wypowiadała w obronie własnej godności, w obronie własnego świata poukładanego właściwie i sprawiedliwie, jak się Hani wydawało. Ból nasączony upokorzeniem pozostawiał w takich chwilach, gdzieś tam w środku, głębokie rany. Długo nie mogły się zabliźnić. Na metalowym pojemniku leżały teraz te dłonie spokojnie, wzdłuż tułowia. Bezradnie podkurczone. Z prostokątnej, albo może kwadratowej jamy powiało chłodem. Ogarnął Hanię ten chłód. Sprawił przyjemność. Złagodził wewnętrzny, rozedrgany żar, który wniosła tutaj ze świata pełnego klaksonów i przekleństw. Świata przesiąkniętego upałem lipcowego popołudnia. Stała teraz Hania nad Właścicielem oczu proszących o przebaczenie, Właścicielem siwawych włosów, podkurczonych dłoni, Właścicielem rozchylonych nóg zakończonych bosymi stopami, wystającymi spod prześcieradła. Hania odszukała wzrokiem brzuchacza w niebieskawym kitlu. Siedział nieopodal, przy drewnianym odrapanym biurku. Coś gryzmolił w grubym zeszycie. W dłoniach odzianych w gumowe rękawiczki trzymał czarny ołówek. Obecność Hani nie przeszkadzała mu w rutynowych czynnościach. Hania chciała o coś zapytać, ale widok brzuchacza zajętego swoim gryzmoleniem, zbił ją nieco z tropu. Odważyła się jednak.
- A jak to się stało?
Brzuchacz w niebieskawym kitlu jakby nie usłyszał pytania. Milczał. Hania spojrzała w okno. Nagle zdała sobie sprawę, że odpowiedź na to pytanie przestała ją interesować. „Jak tu cicho” – pomyślała. Dobrze jej było w tej ciszy. Patrzyła w okno.
- Samochód go przejechał! – brzuchacz nie odrywał się od gryzmolenia.
- Jaki?
Brzuchacz milczał. Absurdalność tego pytania dotarła do Hani zanim je zadała. Nie chciała, żeby odpowiadał. Nadal patrzyła w okno. „Właściciel oczu proszących o przebaczenie” – dlaczego tak go w myślach nazwała? Tak i tylko tak, od chwili kiedy tu weszła i zobaczyła jego otwarte oczy.
Za oknem na skrawku nieba, prześwitującym między monumentalnymi budowlami, zauważyła wzbijający się do lotu pasażerski samolot. Nabierał wysokości. „Nigdy nie leciałam samolotem” – ta myśl towarzyszyła jej do chwili, aż samolot schował się za budynki.
- Podobno jakiś fiat. – Brzuchacz jednak zdobył się na odpowiedź, co sprawiało Hani przykrość. Nie chciała, żeby odpowiadał jej na jakiekolwiek pytania. Zresztą nie miała zamiaru już o nic pytać. Ogarnęła ją bezsilność wobec nawałnicy wspomnień związanych z Właścicielem oczu proszących o przebaczenie. Tak bardzo chciała ich uniknąć. Miała tylko tutaj przyjść, powiedzieć „tak” albo „nie” i wyjść. Dlaczego jeszcze tkwi w tym miejscu, wpatrzona w okno, otulona ciszą przeznaczoną nie dla żywych, ale dla zmarłych? Znała odpowiedź. Obrazy bezlitośnie przesuwały się przed oczami. Teraz odczuła niemal fizyczny ból. Poderwana z klęczek za włosy, usłyszała ten nieludzki ryk:
- O co się modlisz?!! O co?! O moją śmierć się modlisz!
Tak, modliła się o jego śmierć. Bluźnierczo, z rozmysłem modliła się o śmierć dzisiejszego Właściciela oczu proszących o przebaczenie. Nie chciała, żeby gdzieś wyjechał, czy wyniósł się z domu. Nie! Chciała, żeby umarł. Jak najszybciej. W tej chwili, kiedy szarpał ją za włosy, raniąc jej twarz cuchnącą przetrawionym alkoholem śliną i wrzeszczał:
- Ty kurwo spuszczona z łańcucha! O moją śmierć się modlisz!
Modliła się o jego śmierć kiedy w środku nocy wchodził do pokoju, przygniatał ją swoim cielskiem i boleśnie miętosił jej piersi. Wciskał swój oślizgły jęzor w jej usta. Broniła się próbując odwrócić głowę. Wtedy lizał Hanię po szyi. Obezwładniona czekała aż nasycony jej bezbronnością zsunie się z łóżka i pójdzie do swego pokoju. Modliła się wtedy o jego śmierć.
Mieszkali razem w dwupokojowym mieszkanku, odziedziczonym po mamie dzisiejszego Właściciela oczu proszących o przebaczenie. Hania nie potrafiła się nikomu poskarżyć. Zresztą komu? Hania modliła się o jego śmierć, kiedy pewnego razu wszedł do kuchni pijany do nieprzytomności i oddał mocz do Hani talerza z zupą, przenosząc po chwili strumień uryny na Hani twarz, włosy, sukienkę. Modliła się o jego śmierć, kiedy złapał jej dłoń w swoją łapę - wielką jak bochen chleba i zgasił na ręce Hani papierosa.
Hania otworzyła oczy. Odniosła wrażenie, jakby udało jej się wyrwać z koszmarnego snu. Spojrzała na swoją dłoń. Na wysokości środkowego palca dostrzegła bliznę, którą teraz przyozdabiało niewielkie oczko skromnego pierścionka. Przeniosła wzrok na Właściciela oczu proszących o przebaczenie i … zamarła. W kąciku prawego oka dostrzegła łzę, która milimetr po milimetrze wyraźnie przesuwała się w kierunku prawego policzka. Serce Hani łomotało jak oszalałe. Usłyszała swój głos, zmieniony, niemal histeryczny:
- On płacze!
Brzuchacz w niebieskawym kitlu i żółtawym gumowym fartuch nie przerywał wciąż gryzmolenia.:
- W lodówce jest zimno, tutaj ciepło. Reakcja fizyczna czy chemiczna – nie wiem, ale to się zdarza. Żadne cuda.
Hania wiedziała swoje. Palcem wskazującym otarła łzę. Tym samym palcem zamknęła prawą powiekę.
„Przebaczam ci” – przemknęło jej przez głowę. Po chwili zamknęła jego lewą powiekę.
Właściciel oczu proszących o przebaczenie, stał się Właścicielem zamkniętych oczu. Hania naciągnęła prześcieradło na jego twarz.
- No, to co piszemy? - Brzuchacz w niebieskawym kitlu spojrzał na Hanię znad biurka.
- Proszę? – Hania tak nagle przywołana jeszcze nie bardzo wiedziała o co mu chodzi.
- Co piszemy? Rozpoznała pani?
- Tak…To mój tatuś.
oceny: bezbłędne / znakomite
"Z drogi krzyżowej skrzywdzonej przez ojca dziewczynki":
"Śmierć
Dlaczego,
Uderzyłeś mnie, ojcze? W czym przed tobą zawiniłam?" (marekkarol)
...rzemienny pas
zostawia pręgi
na chudych ramionkach
nóżkach patykowanych -
- - - - - - - - - - - - - -
zdrętwiały i stwardniały
zapadnięte pośladki kościste plecy
Nie ubiorę
tej czerwonej sukienki
w białe groszki -
bez rękawków
Wstydzę się sińców...
Ta mała też przebaczyła :( Teraz ma prawie siedemdziesiąt lat :(((
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre