Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-03-17 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2216 |
W końcu rozmowę skwitowano tym, że jesteśmy zbyt krótko w kolonii, aby to zrozumieć i mamy robić swoje albo się wynosić. To ostatnie zamknęło nam w końcu usta na dobre uzmysławiając, że już dawno terror zastąpił innym rozum i możliwość trzeźwego myślenia.
Nadchodzące po szalejących mrozach pierwsze ciepłe dni pozwoliły na dokonanie nowych zasiewów w żyzną glebę. Na nowym polu posadziliśmy cebulę, ziemniaki, a także odmiany innych, lokalnych warzyw, takich jak koliopeda czy antinguiton. Ogromna krzątanina panowała teraz również w pomieszczeniach przechowywania maszyn, a jedyny w wiosce cybernetyk od wyższych mechanizmów rolniczych dosłownie nie potrafił nadążyć z naprawami. Nasze robotrony nie były już pierwszej młodości, a rodzice ze starszym rodzeństwem nie znali się jeszcze przecież na obsłudze technicznej podarowanych nam przez rząd potężnych kombajnów oczodlastych. Wiosenne słońce grzało jednak coraz mocniej, a wkrótce miały pojawić się i dwa pozostałe, więc trzeba było uwijać się z robotą – potem przychodzi pora suszy i niefrasobliwym rolnikom, którzy w porę nie zebrali plonów, zabiera z pól wszystko w potężnych i groźnych pożarach.
W połowie trzeciej dekady cyklu Olcoppe prezydent Jaua’r wydał dekret, zezwalający na osiedlenie się na planecie rasy Myrant, o czym poinformował nas świeżo zainstalowany, centralny rozdzielnik poleceń na skraju wioski. Wielu mieszkańców przyjęło jednak ten fakt z niedowierzaniem. Rasa Myrant była przecież zbyt ekspansywna i agresywna, by być, tak jak my, zwykłymi uprawiaczami roli. Jej przedstawiciele byli populacją urodzonych wojowników, dzięki swej zaciekłości i determinacji potrafiącą nadawać się do podboju innych światów. Ale my nie mogliśmy zrozumieć, co spowodowało tak radykalną zmianę dotychczasowego stanowiska rządu. Wszak rasa Myrant przy dużej ilości osobników, mogła stanowić duże zagrożenie dla Olcoppe.
Zbiory rozpoczęliśmy już w pierwszej kwadrze drugiego słońca, kiedy nadspodziewanie szybko kłącza wspaniałych kolioped o delikatnym miąższu, osiągnęły rozmiary dorodnych arbuzów. Upieczony z nich chleb był wprawdzie okropny w smaku, ale wydawał się doskonale sycić nasze wygłodniałe po zimie brzuchy. Codzienna krzątanina wokół maszyn i gospodarstw spowodowała, że prawie niezauważalnie minęły trzy miesiące, tj. do końca trzeciej kwadry drugiej gwiazdy. W tym czasie nikt z zewnątrz nie niepokoił spokojnej wioski na krańcach centrum Urmu. Oddziały rządowych sekt policyjnych i Kontpsy plądrowały teraz kilka wiosek na północy, a z informacji , przywiezionych z miasta przez łączników meteorologicznych wynikało jednoznacznie, że nie dostali poleceń dotyczących naszego terenu. Żyliśmy więc na swój własny sposób szczęśliwie i spokojnie, syci i zakochani w swoich kawałkach ziemi. Sprawy dotyczące miasta przestały nas na pewien czas absorbować, ale wszystko co piękne nazbyt szybko się kończy. Wspaniałe miesiące wiosny minęły i po krótkotrwałych deszczach nadszedł nieubłagany okres suszy. Na to byliśmy już jednak przygotowani a chronione hermetycznie ogromne zbiorniki wody były pełne po brzegi.
W dość upalne popołudnie, w którymś z tygodni lata, usłyszeliśmy krzyki od strony drogi, po której biegł stary człowiek, niosąc wieści o przybyciu nowego transportu osadników. Tubylcy wylegli na aleję, bacznie przyglądając się zawartości rządowego latacza, lądującego obok rozdzielnika poleceń. Do wioski przybyła rodzina Myrantów, a z nimi Ko.
cdn...