Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2017-03-01 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2315 |
ZŁOMNI I ZAKLĘCI
Mamy 1 marca, święto żołnierzy wyklętych. Jak co roku powraca ta sama pula nazwisk i pseudonimów. „Łupaszko”. „Zapora”. „Ogień” i kilku innych. Czasem pojawia się ktoś jeszcze. Czasem pojawia się informacja, że ostatni w Polsce w 1963 został osaczony i zabity. Kto wie o tym, że w 1978 w Estonii zginął ostatni z „leśnych braci”? Jego ostatnia akcja ofensywna miała miejsce w 1974. Nie podoba mi się ta narracja, bo ona mówi tylko o części tej historii, a ja nie wiem czy ta częściowość czemuś brzydkiemu nie służy.
Widzieliście film „Katyń” Andrzeja Wajdy? Według was opowiada on prawdę? Według mnie opowiada on niemiecko nazistowską jej wersję. Motyw przewodni: to bolszewicy są wszystkiemu winni. To podobny model prowadzenia narracji o tych czasach.
Mam wielki szacunek dla tych, którzy się nie poddali, stawili opór sowieckiemu imperium. Tak, tylko dla tej największej według mnie historii nie ma miejsca w promowanych w mediach opowieściach, Czemu nie ma miejsca dla spotkania się ponad podziałami przeciw wspólnemu wrogowi? Coś, co rozsądni ludzie potrafili zrobić w 1946 roku, jest cały czas pomijane milczeniem. A kiedy wspominam o tym znajomym patriotom, zaczynają oni siać wokół żółcią. Żadnego zrozumienia dla tego, że ktoś mimo morza przelanej krwi może chcieć tą makabrę pominąć milczeniem, bo to było, w imię tego, co nas czeka.
Nie wiem kto to wymyślił, ale pomysł tego sojuszu to dla mnie bomba. Wreszcie antagoniści, krwiści, uznali, że walcząc ze sobą wzmacniają swego głównego wroga. I może do wzajemnych waśni wrócimy po pokonaniu „ludojada”, jak nazywano Józefa w gułagach. Ale z obu stron była wola do dogadania się. I w marcu 1946 następuje pierwsze spotkanie. W kwietniu sojusz jest już zawarty. Możliwości komunikacyjne – a pomysł jest lokalnych dowódców – ograniczają wpływ ich dowództw. Sojusz zawarty, w maju skonsumowany. Reakcja sztabów nadchodzi potem. Obaj zostają ukarani – nie ma akceptacji dla tego rodzaju aliansów, porozumień. To trwa do dziś. Dla tego nie ma akceptacji.
Wczesną wiosną 1946 spotkały się dwie konstatacje: walczymy ze sobą, trwonimy swe siły na wzajemne animozje, a czerwony i tak zabije nas wszystkich. A może skierować swe siły przeciw imperium, a nie nawzajem przeciw sobie? I z jednej strony „Ster” Gołębiewski ( WiN), a z drugiej Jewhen Sztendera ( UPA) dogadują się ze sobą. Razem przeciw wspólnemu wrogowi. Dotąd walczyli ze sobą, zanim nie uświadomili sobie, że w ten sposób nic nie zyskują. A raczej tracą. I „Pryrwa” z całym kureniem ( batalionem) wraz ze „Sterem” ( plus jakieś 130 żołnierzy) uderzają na Hrubieszów. Atakowane są wszystkie placówki reżimu. Striłci z UPA używają wyrzutni rakietowych: elementy szyn kolejowych, z których są odpalane panzerfausty. Nie wszystkie instytucje udaje im się zdobyć.
I to skutek, który trwa do dziś. Nikt tego nie docenia, że można się porozumieć. „Ster” dostał karę śmierci za to od swych przełożonych – ale szybsi byli panowie z UB. „Pryrwa” też nie zyskał akceptacji dla tego sojuszu – został karnie przeniesiony na sowiecką stronę , za Bug. Ale przeżył. Czytałem wywiad z nim w latach ’80 – już nie pomnę, czy było to w „Karcie”, czy w „ABC”.
To jest jakaś dziwna narracja. Sztendera i Gołębiewski to postacie jednoczące Polaków i Ukraińców. Ale kiedy nadchodzi 1 marca, to w oficjalnej narracji mamy „Łupaszkę”. I „Lalka”. Niczego nie chcę im ujmować, ale Sztendera i Gołębiewski to postacie wyplute i zapomniane i przez Polaków, I Ukraińców. Chyba najgorzej być w takiej sytuacji nowatorem i prekursorem.
oceny: bezbłędne / znakomite