Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-04-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2149 |
Nie mam nic przeciwko filmowym adaptacjom lektur, o ile są zgodne z pierwowzorem. Zwłaszcza teraz, gdy poznawanie obowiązkowych utworów literackich należy do rzadkości. Mam jednak zastrzeżenia względem prawdomówności adaptatora, o czym dalej …
Główny temat powieści Stanisława Reymonta nie zawiera się w posępnym opisie dziewiętnastowiecznej Łodzi, Nie jest TYLKO prymitywną ilustracją narodzin żarłocznego kapitalizmu, konfrontacją nędzy z bogactwem, tryumfującej bezwzględności, intryg i złodziejskich planów kasty oszuścikowych fabrykantów.
Koronny jej temat, to optymistyczna przemiana moralna z wyrachowanego i bezwzględnego przemysłowca, Karola Borowieckiego, we wrażliwą istotę, która w ostatnich słowach dzieła wyznaje: przegrałem własne szczęście; trzeba je stwarzać dla innych!
Borowiecki, Polak inżynier i zrujnowany szlachcic, wychowany na patriotycznych ideałach, żyjący w natrętnym otoczeniu wspomnień o przemijającej świetności rodu, przesiąknięty tradycyjnymi pojęciami na temat honoru i uczciwości, zaczyna dostrzegać, że w świecie, w którym przyszło mu żyć, obowiązują inne zasady, niż te, którymi nasiąkł i że nie pasują one do powstających, cynicznych czasów. Bo czasy to były bezwzględne dla uczciwych ludzi. Pospiesznie, z dnia na dzień i z niczego wyrastały wielkie fortuny. Rodziły się przemysły i fabryki, a niektóre ginęły bezpowrotnie. Lecz znikały nie te, które powinny: zdobyte w sposób szwindlarski, niezgodny z kupieckim poczuciem sprawiedliwości. Przeciwnie: zostawały tylko te, co opierały się na umiejętnym lawirowaniu pośród cwaniackich norm.
Wchodzę w niesympatyczną atmosferę opisywanych wydarzeń i mam wrażenie, jakby ich ilustratorem był Balzak, najlepszy majster opisu mechanizmów kiełkującego kapitalizmu; jak bohaterzy Balzaka, tak postaci Reymonta - tracą złudzenia i od naiwnego entuzjazmu przechodzą w stan ostrego rozczarowania; ogarnia ich pesymistyczny nastrój zwątpienia we własne możliwości. Cynizm i sceptycyzm są ich nową naturą: chcieli podbić świat, lecz zamiast tego gnębi ich poczucie doznanej klęski. Klęska zaś jest wyznacznikiem ich żałosnego tryumfu. Tak u Reymonta, jak u Balzaka upadek dotyka słabych, bo uczciwych, a na placu boju pozostają kanalie, dla których szlam i bagno są naturalnym środowiskiem.
*
Karol Borowiecki przegrał, ponieważ chciał wzbogacić się na robieniu nieszelmowskich interesów. Dorobić na podwyższaniu jakości i niezawyżaniu cen. Walczyć z tandetą produkowanych towarów. Splajtował, bo inaczej byłby ogromnym zagrożeniem dla dochodów uzyskiwanych przez szubrawców.
W ostatnim rozdziale „Ziemi obiecanej” Karol Borowiecki, reprezentant nowego pokolenia fabrykantów, pozytywista, nuworyszowski reprezentant „ludzi interesu”, generacji wstępującej na biznesowe areny Łodzi, bohater dojrzewający bez widocznych kompleksów - dokonuje obrachunku swojego dotychczasowego istnienia.
Stwierdza, że urojeniowa mania wielkości, chciwość osiągnięcia finansowego sukcesu, pogarda i deptanie po cudzych uczuciach, zjawiska te doprowadziły go na skraj psychicznego urwiska. Do miejsca, w którym uzmysłowił sobie, co stracił bezpowrotnie.
A więc zaprzepaścił wewnętrzny spokój. Postradał go poprzez odrzucenie sielankowych wspomnień z Knurowa i całkowite odstrychnięcie się od praw do ulegania emocjom.
W powieści Reymonta przewija się istna kawalkada biznesowych kondotierów. Począwszy od Żydów i Niemców, a na Polaku skończywszy, autor przedstawia czytelnikom plastyczne portrety mieszkańców „miasteczka Łódź”, charakterologiczną galerię postaci owej „ziemi obiecanej”.
Ale proszę zauważyć: Borowiecki nazywa ją – ziemią przeklętą. Przeklętą, ponieważ wyssała z niego wszystkie soki, spustoszyła przyświecające mu wartości, których niepotrzebnie się zaparł, a tracąc je, tak jak swoją spóźnioną miłość do Hanki, zrozumiał, że zaprzepaścił sens dotychczasowego istnienia.
Tego w filmowej adaptacji nie ma. Jest za to bezpodstawny i nieprawdziwy portret Borowieckiego nakazującego strzelanie do strajkujących robotników. Czego się nie uświadczy w powieści, gdyż nieprzerwanie od lat panuje moda na nonszalanckie niezapoznawanie się z całością książki, zadowalanie się jej namiastką, jaką stanowi ekranizacja. Film, który umniejsza i spłyca jej sens.
*
Jeżeli moda dotyczy książki spoza lekturowego kanonu, „szkodliwość społeczna” jest minimalna. Jeżeli już ma zastąpić lekturę, niech przynajmniej będzie jej wierna. Inaczej za parę lat wyjdą z naszych szkół nowe pokolenia abiturientów wyedukowane na malunkach, natomiast nie znające powieści. Przekonane, iż Borowiecki to nieprzejednana szuja, i że jest to doskonałe odzwierciedlenie intencji Reymonta.
ps.
Wielki wpływ na celuloidowy kształt powieści miały komunistyczne czasy; to im „zawdzięczamy”, że dzieło o przemianie Borowickiego z zimnego drania w empatyka zostało zmienione w marksistowską agitkę.
Ps.2
W jednej z moich encyklopedii dla inteligentów gorszego sortu znalazłem taką oto definicję słowa ADAPTACJA:
Transpozycja utworu, np. literackiego. Oznacza przystosowanie utworu do innej struktury rodzajowej (np. przeróbka, przekształcenie dzieła epickiego lub lirycznego na dramatyczne).
Natomiast „adaptacja filmowa” nazywana jest również ekranizacją i polega na przystosowaniu dzieła literackiego do wymogów kina. Na przystosowaniu dopuszczającym reżyserską interpretację. Zezwalającym reżyserom na zaproponowanie indywidualnych wizji utworu. I o ile w adaptacjach filmowych literatury popularnej (np. „Władcy pierścienia”) nie oczekuje się od scenarzysty niewolniczego skopiowania książki, to od lekturowych ekranizacji - już tak. Przy czym zastrzegam jeszcze raz i dlatego dobitniej: nie chodzi o wierność „co do słowa”, tylko o wierność intencjom autora.
oceny: bezbłędne / znakomite